Dzisiaj muszę opowiedzieć tę historię. Może kiedyś ją przeczytam i zrozumiem, co tak naprawdę czułem.
„Halo, Sylwio?” – usłyszała znajomy głos w słuchawce. Serce podskoczyło jej do gardła, uderzając głośno i szybko. Nie mogła wydusić ani słowa. Gdyby nie włączony telewizor, ten hałas pewnie obudziłby męża.
„Stęskniłem się. Nie mogłem dłużej czekać. Ciągle o tobie myślę. Spotkajmy się” – mówił ten przyjemny, męski głos.
Sylwia wyszła z sypialni, cicho zamykając drzwi. Oparła się o ścianę w przedpokoju. Nogi stały się miękkie, jak z waty.
„Sylwio, jesteś tam?” – ten głos wciąż ją wabił, drażnił, przerażał swoją rzeczywistością.
Nie powinna była odbierać. Nie spojrzała na wyświetlacz. Próbowała zapomnieć, wymazać z pamięci tę szaloną noc. Powtarzała sobie, iż ma stabilne małżeństwo, dobrego męża, iż są razem od lat. Nic więcej jej nie potrzeba…
Z przyszłym mężem chodziła do jednej klasy. Witek był prymusem, wygrywał olimpiady z matematyki i fizyki. W liceum zaczął nosić okulary, więc przezwali go „Prymuskiem”. I nie bez powodu – spokojny, trochę pulchny, z różowymi policzkami, jak żywcem wyjęty z jakiejś starodawnej powieści.
Sylwia, jak wszystkie dziewczyny w klasie, nie widziała w nim obiektu westchnień. Poprosić o ściągę na trudnym sprawdzianie? Proszę bardzo. Ale podobał jej się zupełnie inny typ chłopaków – przystojni, sportowi, z poczuciem humoru i odrobiną brawury.
Pewnego dnia przypadkiem się spotkali na ulicy. Rozmawiali, wspominali klasę. Witek nosił już soczewki. „Nawet całkiem sympatyczny” – pomyślała wtedy Sylwia.
On skończył studia w Warszawie, a ona jeszcze była na ostatnim roku medycyny. Wymienili się numerami, tak na wszelki wypadek. Po maturze minęło pięć lat, planowali zjazd klasowy. Witek obiecał zadzwonić, powiedzieć, gdzie i kiedy. Sylwia dała swój numer, ale iść nie zamierzała. I gwałtownie o nim zapomniała.
Ale po kilku dniach zadzwonił i zaprosił ją do kina. Miała różnych chłopaków, ale nic poważnego. Ci, którzy jej się podobali, nie zwracali na nią uwagi, a z tymi, którzy jej nie interesowali, sama nie chciała się wiązać.
„Idź, obejrzyj, bo zostaniesz starą panną” – prorokowała matka.
Poszła z Witkiem. Tak zaczęli się spotykać. Witek gwałtownie wyznał miłość i oświadczył się. Z nim było spokojnie. Pracował w dużej firmie, miał przed sobą przyszłość.
„Nad czym się zastanawiasz? Bierz go, a potem lep, co chcesz” – poradziła matka. I Sylwia się zgodziła.
Ich relacja była stabilna. Kłótnie zdarzały się rzadko, głównie z jej winy.
Później urodziła się córka. Teściowa nie wtrącała się, ale chętnie pomagała z wnuczką. Tak samo jej rodzice.
Na drugie dziecko Sylwia się nie zdecydowała. Nigdy nie było między nimi namiętności. W łóżku Witek też nie był zbyt ekspresyjny. Bywało, iż zastanawiała się, dlaczego ich życie intymne jest takie… przeciętne. Ale z drugiej strony – był wierny. Wiele koleżanek z pracy zalewało się łzami, opowiadając o zdradach mężów, rozwodach, samotnym wychowywaniu dzieci.
Córka dorosła, skończyła szkołę. Nie poszła w ślady rodziców, studiowała w Warszawie projektowanie i prowadziła dość rozrywkowe życie. Gdy Sylwia dzwoniła i pytała o pieniądze, ta śmiała się, iż babcie rywalizują, która okazuje więcej miłości – i hojnie to udowadniają.
Tak, babcie kochały i rozpieszczały jedyną wnuczkę. Teściowa kiedyś namawiała Sylwię na kolejne dziecko – wtedy każda miałaby swojego wnuka. Ale Sylwia nie żałowała decyzji. Czasem dziwiła się, jak w ogóle urodziła córkę, patrząc na podejście Witka do intymności.
Tak żyli. A pół roku temu Sylwia została ordynatorem przychodni, po przejściu poprzedniej kierowniczki na emeryturę. Nowa praca pochłaniała czas i energię. Częste zebrania, wyjazdy na konferencje.
Na jednej z nich poznała Jakuba. Mężczyzn było tam niewielu. Wysoki, przystojny, zadbany – od razu zwrócił uwagę wszystkich kobiet. Starsze traktowały go po macierzyńsku, ale i tak się uśmiechały. Młodsze otwarcie flirtowały, podsuwały się do jego stolika w restauracji.
Ostatniego dnia był bankiet. Sylwia chciała wyjechać wcześniej. Nie lubiła alkoholu, unikała takich imprez. Ale koleżanka z pokoju namówiła ją, żeby została.
„Najciekawsze rzeczy dzieją się właśnie na takich bankietach. Nigdy nie wiesz, kto może się przydać w życiu” – pouczyła ją ze swoim doświadczeniem.
I Sylwia została.
Przemawiał organizator, dziękował za owocną konferencję… Mówił tak długo, iż niektórzy zaczęli pić, nie czekając na toast.
Po godzinie szanowani lekarze byli nie do poznania. Rozbawieni winem opowiadali żarty i historie z pracy – medycy nie mają tabu.
Sylwia prawie nie piła, tylko udawała. Śmiała się z dowcipów, ale czekała na moment, by wyjść.
„Też się pani nudzi?” – podszedł Jakub. „Uciekajmy stąd.”
I z ulgą poszła za nim.
Szli długimi korytarzami z zielonymi dywanami. Jakub opowiadał o swojej klinice.
„Chodźmy do mnie. Mam dobre francuskie wino, a nie mam z kim pić” – zaproponował.
Sylwia się zgodziła. Sama nie wiedziała dlaczego. Może dlatego, iż nie chciała wracać do pustego pokoju? A może po prostu on jej się podobał.
Siedzieli w jego pokoju, identycznym jak jej. Za oknem migotały światła miasta. Gdy ją pocałował, nie odsunęła się. Ocknęła się już w jego łóżku. Jej dotychczasowe życie wydało się tak… nudne. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła z Witkiem.
W jego ramionach zapomniała o wszystkim. Nie wiedziała, iż coś takiego istnieje. Unosiła się, by za chwilę spaść w przepaść, z której nie chciała wracać.
Ale wszystko się kończy. Muzyka dawno ucichła, bankiet się skończył. Leżeli zmęczeni, trzymając się za ręce.
Czas mijał nieubłaganie. Konferencja się skończyła, pokoje trzebaOna została z Jakubem, bo w końcu zrozumiała, iż życie dane jest tylko raz, a miłość – choćby jeżeli przychodzi późno – warta jest ryzyka.