"Rodzice marnują życie dzieci i tracą kasę jednocześnie. Ten trend jest błędem"

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Zdjęcie: Zajęcia dodatkowe dla przedszkolaków? Pozwólcie im żyć! Fot. Pexels.com


Otrzymałyśmy od jednej z nauczycielek przedszkolnych wiadomość. Długą, ważną. Dotycząca tematu, który mnie osobiście ostatnio dotknął. Dzielimy się treścią e-maila po to, żebyśmy mogli otworzyć się na nową opinię, na rozmowę, może na zmianę sposobu myślenia? Rzecz o naturalnym potencjalne dzieci i dobrych chęciach rodziców.


"Kwadrans zajęć, dwie stówki"


"Jestem nauczycielką w jednym z warszawskich prywatnych przedszkoli. Na przestrzeni lat obserwuję wiele, poznaję dzieci, ich rodziców. Praca jest moją prawdziwą pasją, więc wciąż się dokształcam. Myślę, iż wiem już naprawdę całkiem dużo o tym, czego potrzebują dzieci, by zdrowo dorastać, w równowadze i harmonii.

I chciałabym napisać o tym, co błędnie jest uznawane za jeden z takich czynników. O zajęciach dodatkowych, które mają dzieciom dmuchać w żagle, a często dzieje się odwrotnie. Znoszą ich potencjał na niewłaściwie tory, zbyt wcześnie poddając go presji.

W placówce, w której pracuję od lat, zajęcia dodatkowe traktowane były raczej jako dodatek, który nie jest konieczny. Mamy tak ułożony program, iż dzieci 'wyciskały' z dni garści inspiracji, zabawy, nauki. Raz na jakiś czas zapraszamy interesującego gościa, organizujemy wycieczki.

Z zajęć dodatkowych dzieci mogły uczyć się języka obcego na różnych poziomach zaawansowania.

Od września 2023 coś się zmieniło, na zebraniu kadry dowiedzieliśmy się o kilku prywatnych firmach, które chcą 'wejść' w grafik naszego przedszkola. Nie czułam, żeby to było ok, ale nie protestowałam. Jestem daleka od duszenia zmian w zarodku. Czekałam, co przyniesie czas i byłam interesująca decyzji rodziców.

Okazało się, iż to właśnie oni i ich sugestie były jednym ze źródeł decyzji o rozszerzeniu oferty zajęć dodatkowych. Znam dobrze te tendencje do zajęcia dziecka, do aktywizowania go na każdym polu. I nie jestem ich zwolenniczką.

W każdym razie w tej chwili wszystkie grupy (taki był warunek wprowadzenia zajęć) przedszkolne mają zajęcia dodatkowe. W tym najmłodsze. Wiecie państwo, jaki jest czas skupienia 2,5-letniego dziecka? Nie więcej niż 15 minut na jednym zadaniu, zajęciu, rozmowie, komunikacie.

Kwadrans. I tyle właśnie realizowane są zajęcia w najmłodszych grupach. A rodzice płacą normalne stawki, tj. ponad dwieście złotych więcej miesięcznie do czesnego. Czy uważam, iż 2-letnie dziecko wynosi coś z zajęć wprowadzających do medytacji? Pozostawię to pytanie do państwa rozważenia.

Niestety, podobne schematy widzę u starszych dzieci. Przedszkole to nie jest miejsce na zapełnianie grafiku, na karate, język obcy i medytację. Na to wszystko, w życiu tych dzieci, przyszedłby bardziej odpowiedni czas.

Czy dziwi mnie, iż rodzice tak nalegają na zajęcia? Nie. Myślę, iż chcą dla swoich dzieci wszystkiego, co najlepsze. Chcą dla nich zajęć i szans na wykorzystanie potencjału. Szans, których oni sami, jako dzieci, nie dostali.

Ta tendencja jest szczególnie silna u ludzi, którzy zapisują dzieci do prywatnych placówek. Są w stanie zapłacić każde pieniądze za to, by ich dziecko otrzymało jak najlepszy start.

Ok, tylko iż w tym wszystkim tracimy z oczu pierwotne możliwości dziecka, pierwotny rytm, naturalny rytm, równowagę.

I z mojego doświadczenia, niemal od dekady, mogę z całą pewnością potwierdzić: dzieci w wieku przedszkolnym nie potrzebują szeregu zajęć dodatkowych, by być szczęśliwsze. Wręcz przeciwnie. Dzieci potrzebują dzikości, wolności, natury i obecności rodzica.

Nie kolejnej godziny zajęć, choćby nie wiem jak pięknie opisanych na stronie założyciela".

Idź do oryginalnego materiału