Rodzice masowo wrzucają do sieci te emotki. Nikt nie wie, jakie to groźne

mamotoja.pl 4 dni temu
Zdjęcie: Emotki na zdjęciach to za mało, by ochronić wizerunek dziecka, fot. AdobeStock/Daniel


Z pozoru urocze, w rzeczywistości niebezpieczne

Od lat obserwuję, jak znajomi i rodzina chętnie dzielą się w sieci zdjęciami swoich pociech. Ostatnio moda jest taka, żeby twarz dziecka zakryć dużą emotką – serduszkiem, uśmiechem albo zwierzakiem. Wygląda to niewinnie, a rodzice mają wrażenie, iż właśnie zrobili wszystko, żeby chronić wizerunek swojej pociechy. Niestety, dziś to tylko iluzja. Nowoczesne narzędzia oparte na sztucznej inteligencji potrafią bez większego problemu „usunąć” taką nakładkę i odsłonić twarz dziecka.

To nie jest już kwestia tego, czy ktoś będzie chciał to zrobić, tylko kiedy i w jakim celu. W sieci roi się od osób, które polują na wizerunki dzieci – i to nie tylko w złych, skrajnych celach, ale też po to, by wykorzystywać je do fałszywych kont, reklam czy choćby deepfake’ów. To, co kiedyś wydawało się przesadą, dziś jest realnym zagrożeniem.

Historia, która dała mi do myślenia

Mam koleżankę, która praktycznie dokumentuje całe życie swojego syna w mediach społecznościowych. Pierwsze ząbki, kąpiel w wannie, rodzinne wakacje, szkolny występ – wszystko ląduje w sieci. I to nie tylko na zamkniętej grupie, ale też na publicznym profilu. choćby kiedy zakrywa mu buzię emotką, dodaje w podpisach imię, wiek, miejsce, a czasem choćby nazwę szkoły.

Kiedy zwróciłam jej uwagę, iż to może być niebezpieczne, usłyszałam: „Ale przecież nie pokazuję twarzy”. Niestety, to niewielka pociecha, bo dzisiaj wystarczy kilka kliknięć, by taką zasłonę zdjąć. A kiedy połączymy zdjęcie z opisem i innymi informacjami, jakie sami udostępniamy, obcy człowiek może z łatwością ustalić, gdzie dziecko mieszka, gdzie chodzi do szkoły, a choćby w jakich godzinach bywa w konkretnych miejscach.

Dlaczego publikowanie zdjęć dzieci to prosta droga do kłopotów

Zakrycie twarzy to tylko jeden element ochrony – i wcale nie ten najważniejszy. Dużo groźniejsze jest to, iż wrzucając zdjęcia, nieświadomie ujawniamy mnóstwo szczegółów: lokalizacje, rutynę dnia, relacje rodzinne, a choćby stan majątkowy. Wystarczy spojrzeć na tło fotografii – dom, samochód, droga do szkoły.

Co gorsza, zdjęcia raz wrzucone do sieci praktycznie nigdy nie znikają. choćby jeżeli usuniemy post, mogą one zostać zapisane na cudzych dyskach, w chmurze czy w archiwach internetowych. Dla kogoś, kto ma złe zamiary, to prawdziwa skarbnica wiedzy.

Dlatego coraz częściej specjaliści radzą, by w ogóle nie publikować wizerunku dziecka – choćby z zasłoniętą buzią. jeżeli już chcemy podzielić się jakimś kadrem, lepiej wybrać takie ujęcie, na którym pociecha jest odwrócona tyłem, w kadrze widać tylko sylwetkę lub fragment sytuacji. I nigdy, pod żadnym pozorem, nie zdradzać lokalizacji w czasie rzeczywistym.


Wiem, iż dla wielu rodziców media społecznościowe to sposób na dzielenie się euforią z bliskimi. Ale musimy pamiętać, iż internet nie zapomina, a to, co dziś wydaje się słodkie i bezpieczne, za kilka lat może stać się źródłem poważnych problemów. W czasach, gdy AI potrafi zdjąć każdą nakładkę z twarzy, jedyną pewną ochroną jest… po prostu niewrzucanie takich zdjęć wcale.

Zobacz też: Wszystkie dzieci w hotelowej stołówce robiły to samo. Tak wychowujemy pokolenie niedorajdów

Idź do oryginalnego materiału