"W weekend moje 12-letnie dziecko wyjechało na zimowisko. To kolejny obóz w jego życiu, więc już widziałam różne dziwactwa rodziców, ale to, co dzieje się w tym roku, to już mocna przesada. Organizatorzy mają prawo do ustalania określonych zasad, jeżeli komuś nie pasują, można przecież pociechę wysłać na wyjazd z kimś innym. Od początku było wiadomo o pewnym zakazie, jednak oburzeni rodzice narobili dymu dopiero teraz.
Taką zabawę mają w domu
Zimowy wyjazd to idealna okazja do nauki jazy na nartach czy interesującego spędzenia czasu bez rodziców. Gdybym chciała, by syn przez cały czas klepał w telefon, toby został w domu. Zasada o nieużywaniu telefonów podczas obozu bardzo mi się spodobała. Z założenia dzieci miały nie korzystać z komórek ani ich ze sobą nigdzie nie zabierać. Ustalona była stała pora, o której można było dzwonić do domu. Oburzeni rodzice wywalczyli jednak zlikwidowanie tego limitu.
Uważam, iż taki obóz to świetna okazja, by dziecko odpoczęło od nauki i obowiązków, ale także i od technologii. Nie muszę wiedzieć, co mój syn robi. Opowie, gdy wróci. Wychodzę z założenia, iż jeżeli będzie działo się coś złego, to albo on, albo wychowawcy dadzą znać. Jestem z pokolenia bez komórek, które jechało na zimowisko i mama przez dwa tygodnie nie wiedziała, co robię. Dziś trochę zapomnieliśmy, iż w ogóle można tak funkcjonować.
Zbuntowały się dzieci i rodzice
Po przyjeździe na miejsce wychowawcy przypomnieli obozowe zasady. Młodzież nagle zgłupiała zupełnie nieświadoma reguł dotyczących telefonów. Zaraz zaczęły się nerwowe połączenia do rodziców i telefony od rodziców do opiekunów i organizatorów, iż tak być nie może. Pojawiały się różne argumenty, np. iż muszą być w kontakcie z dzieckiem, iż taki zakaz jest niebezpieczny, a co jak dziecko się zgubi albo coś się stanie. Tłumaczyli, iż dzieci chcą robić zdjęcia i część ma przecież płatności przez telefon.
Efekt jest taki, iż 'szlaban' na telefony zdjęto. Dzięki temu, owszem, dzieci mogą w każdej chwili zadzwonić do mamy, ale tak naprawdę to grają w gry, nagrywają filmiki i piszą do siebie, zamiast pogadać, jak ludzie.
Ja rozumiem, iż dziś młodzież funkcjonuje inaczej i telefon to istotny gadżet, ale dorośli, rodzice i wychowawcy, przez cały czas powinni wyznaczać jakieś zdrowe granice. Taka kolonijna reguła to mały detoks, który pozwala poczuć dzieciakom, iż można fajnie spędzać czas choćby bez telefonu. Uważam, iż w dzisiejszych czasach to coś bardzo potrzebnego. Nie pojmuję, dlaczego niektórzy rodzice tak usilnie pchają własną pociechę w szpony nałogu".