Rodzice pracują, a dzieci latem się nudzą. To nie znaczy, iż jesteśmy okropnymi rodzicami

mamadu.pl 4 dni temu
Wakacje z dziećmi w domu to nie zawsze beztroski czas. Kiedy rodzice pracują, a przedszkole ma przerwę, codzienność zamienia się w logistyczne wyzwanie. Czy da się pogodzić obowiązki zawodowe z organizowaniem dzieciom wakacji, nie mając dwóch miesięcy wolnego?


W wakacje dzieci się nudzą


Jestem mamą dwóch chłopców w wieku przedszkolnym (a jeden adekwatnie zaraz zaczyna szkołę podstawową). Chłopcy w tym wieku to żywe srebra i mogę to z całą pewnością potwierdzić.

W ciągu roku chodzą do przedszkola, a ja z mężem – jak wielu innych rodziców – pracujemy na etatach. A kiedy nadchodzą wakacje, zaczyna się logistyczna łamigłówka, której nie ogarnąłby choćby najlepszy menedżer projektów.

Bo przedszkole robi sobie wakacyjną przerwę: w tym roku aż 3 tygodnie. Dziadkowie? Kochani i baaardzo pomocni, ale młodzi i wciąż zawodowo aktywni. Nie mogę "oddać dzieci do babci na tydzień", jak czasem radzą mi znajomi. Wakacje to dla nas po prostu... inny rodzaj codzienności.

Taki, w którym trzeba pracować i jednocześnie być w domu z dziećmi. A te najczęściej w wakacje w domu się nudzą. I mają do tego pełne prawo. To przecież one mają wakacje, a ja, pracując przy komputerze – nie.

Rodzice czują presję i mają wyrzuty sumienia


Z jednej strony – czuję presję. Tę, którą niesie Instagram, Pinterest, rozmowy na placach zabaw i grupy na Facebooku. "Co robicie z dziećmi w wakacje?", "U nas turnus na półkoloniach" (dla mnie to koszt 2000 zł tygodniowo, nie stać mnie), "My w górach, potem morze, potem agroturystyka" (a my tylko w tym roku w Bieszczady).

I ja też chcę dać moim dzieciom wakacje, które będą wspominać. Serio. Mam na to pomysły, mam też chęci, mimo zmęczenia tysiącem obowiązków typowego rodzica. Ale nie mam dwóch miesięcy wolnego.

Z drugiej strony – czuję wyrzuty sumienia. Bo gdybym miała te dwa miesiące wolne, gdybym mogła nie pracować, to poświęciłabym im 100 procent uwagi. Budowałabym namioty z koców, piekła ciasteczka, chodziła na pikniki.

Ale nie mielibyśmy wtedy za co żyć. I tu pojawia się zgrzyt, który znam z rozmów z innymi rodzicami: nie da się być na 100 procent jednocześnie poświęcającym się rodzicem i odpowiedzialnym dorosłym, który zapewnia byt rodzinie.

Dość tego oceniania samych siebie


I to mnie trochę wkurza. To, iż społeczeństwo wciąż oczekuje od nas, iż ogarniemy wszystko: idealne wakacje, pełną lodówkę, uśmiechnięte dzieci, zrealizowane plany zawodowe, zadbane relacje. A kiedy się potykamy, kiedy nie dowozimy – pojawia się to znajome ukłucie: zawiodłam. Chociaż przecież się staram, naprawdę.

W tym roku też organizuję dzieciom fajne wakacje. Mamy jeden wspólny wyjazd – tylko tygodniowy, ale nasz. A poza tym są wypady na lody, na sale zabaw, spotkania z kolegami z przedszkola, nowe place zabaw w okolicy. Staram się wyciągać ich z domu, żeby nie siedzieli przed ekranem. Wymyślam gry, pikniki na balkonie, domowe kino. Czasem wychodzi, a czasem nie.

I wiecie co? Uczę się dawać sobie zgodę na "czasem nie". Bo nie muszę być idealna. Nie muszę organizować wakacji niczym z ekskluzywnego magazynu na dla rodziców. Nie jestem firmą eventową, tylko mamą, która pracuje zawodowo, kocha swoje dzieci i codziennie próbuje pogodzić rzeczy, które się czasem po prostu nie dają pogodzić.

To jest ta najtrudniejsza część rodzicielstwa – świadomość, iż nie dam rady być wszędzie na sto procent. Że czasem coś będzie kosztem czegoś. Że moje dzieci nudzą się w domu latem, bo ja nie mogę w ciągu dnia wyjść z nimi na plac zabaw, bo pracuję.

Ale też, iż to nie znaczy, iż jestem złą mamą. Moje dzieci mają moje zaangażowanie, moją miłość, moją obecność – choćby nieco podzielone w czasie.

I choć czasem się wkurzam, iż nie mogę dać im więcej, uczę się mówić sobie: "robię, co mogę". I to jest naprawdę dużo. Mam nadzieję, iż wy może po moich słowach dacie sobie też więcej spokoju i wiary we własne rodzicielstwo.

Idź do oryginalnego materiału