Zbyt duży optymizm?
Ostatnie dwa tygodnie to czas intensywnych spotkań rodzinnych, a także lenistwa. Wraz z nowym rokiem zapragnęłam jednak działać. Plan był prosty: więcej aktywnych rodzinnych weekendów, oczywiście poczynając od tego najbliższego.
Pogoda nie rozpieszcza, ale może basen lub łyżwy, kino, obiad na mieście ze znajomymi. Zanim jednak przedstawiłam ambitny plan moim domownikom, trafiłam na stories, które mocno ostudziło mój zapał. @pediatranazdrowie przypomniała mi, dlaczego adekwatnie nasze życie towarzyskie w 2023 roku legło w gruzach.
Pediatrka Monika Działowska po dyżurze w przychodni nagrała filmik na temat bieżących infekcji. Okazuje się, iż w święta dzieci zarażały się głównie RSV. One do przychodni trafiły w ubiegłym tygodniu. Teraz czas na kolejną falę infekcji po wymianie zarazków.
Jak przewiduje lekarka: "Część zachorowała teraz świeżutko po Sylwestrze. Także niech te wszystkie dzieci pójdą teraz do żłobka. No to pod koniec tygodnia będziemy mieli tego więcej".
Potrzebny nowy plan
Sprowadzona na ziemię przypomniałam sobie nagle, iż ubiegły rok to jeden wielki maraton chorowania, a większość towarzyskich spotkań nie wypaliła, bo któreś z dzieci było chore. W drugiej połowie roku choćby nic nie planowaliśmy. To były spontaniczne telefony z zapytaniem: "Jesteście dziś zdrowi? To wpadamy".
Ponieważ jesteśmy wszyscy zdrowi od całych dwóch tygodni, a z nowym rokiem wstąpiła we mnie jakaś energia i chęć do działania... to totalnie o tym zapomniałam (a może tak bardzo chciałam o tym zapomnieć, iż wyparłam ten fakt z mojej głowy?!). Nagle na Instagramie i Facebooku dostrzegłam wiadomości o chorobach, a choćby hospitalizacjach dzieci znajomych... i wróciłam na ziemię.
Zaktualizowałam więc gwałtownie moje postanowienia na 2024 rok: nie mówić dzieciakom o planach, by ich nie rozczarować, gdy nie wypalą. Planować po cichu, by móc je zaskakiwać. Nie oczekiwać zbyt wiele, by nie czuć, iż zawiodłam.