Rodzice wybrali mu żonę z uwagi na status, a ja stałam się wrogiem, bo pochodzę z niewłaściwej rodziny.

polregion.pl 5 godzin temu

Rodzice Michała wybrali mu narzeczoną według statusu. A ja zostałam wrogiem tylko dlatego, iż wyrosłam w niewłaściwej rodzinie.

Moja historia zaczęła się dawno temu, w dzieciństwie. Michał był jedynym synem profesorów – matka cenioną pediatrą, ojciec wykładał filozofię. Jego życie od małego było zaplanowane co do minuty: kółka zainteresowań, zajęcia dodatkowe, książki, korepetycje, olimpiady. Spełniał wszystkie oczekiwania rodziców – był mądry, grzeczny i zawsze miał piątki. Tylko jedna rzecz nie pasowała do ich idealnego świata – przyjaźń ze mną.

Miałam na imię Kinga. Urodziłam się w zwyczajnej, a raczej niezbyt szczęśliwej rodzinie. Moja matka nie pracowała, ojciec harował w fabryce i pił, aż w końcu zniknął z naszego życia. Mimo to Michał zawsze był przy mnie. Pomagał mi w lekcjach, bronił przed drwinami na podwórku, dzielił się kanapkami w szkole i słuchał moich dziecięcych lęków. Byliśmy nierozłączni, aż życie nas rozdzieliło.

Gdy skończyłam piętnaście lat, mama zmarła. Trafiłam do Domu Dziecka i nasza więź się urwała. Później dowiedziałam się, iż Michał próbował mnie odnaleźć, ale przekonano go, iż sama zerwałam kontakt. Przestał pisać, a ja długo myślałam, iż po prostu mu się znudziłam.

Spotkaliśmy się przypadkiem – na maturze. Ledwo poznałam w tym pewnym siebie, wysportowanym młodzieńcu tamtego chłopca, z którym biegałam po podwórku. On jednak od razu mnie rozpoznał. Z uśmiechem i drżeniem w głowie zaczęliśmy od nowa. Przyjaźń wróciła, ale tym razem z nutką czegoś więcej.

Michał zaproponował, żebyśmy razem poszli na studia. Poszliśmy. Uczyliśmy się wspólnie, zostawaliśmy do późna w bibliotece, spacerowaliśmy w deszczu, a pewnego dnia, pod jesiennymi liśćmi, wziął mnie za rękę i wyznał miłość. Płakałam – ze szczęścia.

Pół roku później przyznałam się, iż przez cały ten czas pisałam do niego listy z Domu Dziecka. Był wstrząśnięty. Okazało się, iż rodzice po prostu mu ich nie oddali. Wściekł się. Jego matka tłumaczyła, iż chcieli go ochronić przed „brudną przeszłością”. Dla niego te listy były dowodem zdrady – ale nie mojej, tylko ich.

Gdy oznajmił, iż po studiach chce się ze mną ożenić, w domu wybuchł skandal. Rodzice już mieli dla niego „odpowiednią” dziewczynę – córkę dziekana, mądrą, z dobrego domu. A ja… wciąż byłam tą samą „dziewczyną znikąd”. Ale Michał poszedł pod prąd. Wynajęliśmy mieszkanie. Dowiedziałam się, iż jestem w ciąży, i z euforią mu to powiedziałam. Przytulił mnie i szepnął: „To będzie najszczęśliwsze dziecko na świecie”.

A kilka dni później przyszła jego matka. Bez słowa, bez powitania. Położyła na stole kopertę z pieniędzmi i wyszeptała:

– Zniknij z jego życia. Raz na zawsze.

Milczałam. On nic o tym nie wiedział. Nie chciałam burzyć naszej miłości. Ale gdy urodził się nasz syn, stało się coś nieodwracalnego.

Matka Michała znów się pojawiła, tym razem z innym „prezentem” – wynikiem testu DNA, który miał dowodzić, iż dziecko nie jest jego. Michał uwierzył. Spakował rzeczy i wyszedł, nie dając mi dojść do słowa. Stałam z niemowlęciem na rękach, nie wierząc, iż ten człowiek – mój Michał – mógł tak łatwo przekreślić wszystko.

Sprzedałam mieszkanie, wyjechałam do innego miasta, zaczęłam studia medyczne. Pracowałam, uczyłam się, sama wychowywałam syna. Nigdy nie mówiłam mu źle o ojcu, tylko powtarzałam: „Kiedyś bardzo nas kochał”. Minęły lata.

Zostałam lekarzem wojskowym. Mój syn dorósł. Dopiero po dziesięciu latach spotkałam mężczyznę, któremu znów mogłam zaufać. Wzięliśmy ślub, urodziło nam się jeszcze dwoje dzieci. Mój mąż nigdy nie dzielił ich na „swoje” i „nie swoje”. Został ojcem również dla mojego pierworodnego. A ja po raz pierwszy poczułam, co to znaczy być kochaną bezwarunkowo.

Michał, jak się później dowiedziałam, został zwykłym lekarzem w małym szpitalu. Ożenił się z tą, którą wybrali mu rodzice. Dzieci nie mieli. Spotkaliśmy się na konferencji medycznej – w jego oczach zobaczyłam smutek, żal i zagubienie.

Chciał porozmawiać. Ja tylko się uśmiechnęłam, wzięłam za rękę najmłodszą córkę i poszłam dalej. Bo przeszłością nie zacznie się nowego życia. A ja już swoje zaczęłam.

I wiecie co? Najbardziej zadziwia mnie, iż w XXI wieku ludzie wciąż oceniają innych po statusie, a nie po tym, jak kochają, jak dbają, jak są wierni. Michał stracił rodzinę, bo był za słaby, by stanąć między mną a opinią rodziców. A ja znalazłam swoją. Prawdziwą.

Idź do oryginalnego materiału