Rola fotografa

kulturaupodstaw.pl 3 dni temu
Zdjęcie: fot. Dawid Tatarkiewicz


Jest naprawdę mnóstwo, wręcz nieskończenie wiele obrazów, które składają się na naszą rzeczywistość. Moim zadaniem jako fotografa, jest utrwalanie tych spośród nich, które oddziałują na mnie w sposób szczególny. Inaczej musiałbym sfotografować wszystko, a to raczej niemożliwe, ale też i niepotrzebne.

Gra kolorów, faktur, ich wzajemnych zestawień, wreszcie znaczeń, które składają się na rzeczywistość, którą nazywamy życiem, jest bardzo pociągająca. Smakowanie tego życia poprzez wizjer aparatu fotograficznego stało się moją życiową drogą.

To, co fotograf spostrzeże i utrwali, zależy – jak sądzę – od jego wrażliwości i doświadczenia. W ten sposób, tworzy się unikalny styl wypowiedzi fotograficznej danego autora. Wykluwa się on latami i zwykle ewoluuje. Stosując nomenklaturę rolniczą mogę o sobie powiedzieć krótko: uprawiam fotografię i jest to, jakby nie spojrzeć, moja… rola.

Nowy Jork i Stęszew

Stęszew znalazł się na mojej drodze miast do sfotografowania. Lubię iść tą ścieżką, to jest „błądzić” od miasta do miasta i „błądzić” w danym mieście, a żyjąc w takich, a nie innych czasach, tylko czekam na moment, w którym zostanę wylegitymowany – jako osobnik zachowujący się podejrzanie, mianowicie fotografujący to, co innych zupełnie nie interesuje. Na szczęście posiadam stosowną legitymację (prasową), która uprawdopodobnia moje tłumaczenie.

fot. Dawid Tatarkiewicz

No bo jak bez niej, bez tej legitymacji, wyjaśnić, iż fotografuję dworzec kolejowy, gdyż urzekła mnie faktura ściany tego budynku?!… Jak wytłumaczyć, iż ten obcy dla tego miasta jegomość (ja – we własnej osobie) fotografuje podniesioną przez kogoś, a wcześniej zagubioną przez kogo innego, rękawiczkę? No, to się zasadniczo w głowie nie mieści.

Pocieszam się, iż może jeszcze trudniej mieli pionierzy fotografii ulicznej (ang. street photography). A przecież teraz, kilkadziesiąt lat po tym, jak oddali się swojej pasji dokumentowania różnorodności życia, święcą triumfy w galeriach światowych. Ludzie chcą oglądać ich prace, chcą oglądać tamtą rzeczywistość przefiltrowaną przez ich indywidualne podejście do tematu, pozornie przecież banalnego.

Oczywiście, nie ma co liczyć na to, iż tutaj, w polskich warunkach, osoby fotografujące codzienność odniosą podobny sukces artystyczny. Ale nie to jest moją motywacją i nie to było motywacją tamtych fotografów (co jednak daje mi pewną nadzieję na przyszłość). zwykle zresztą amerykańskich. Chodzących z aparatami po alejach Nowego Jorku. Ja chodzę co prawda po ulicach Stęszewa i innych wielkopolskich miast, ale nie uważam się za pokrzywdzonego. Wręcz przeciwnie: odkrywanie naszej codzienności dla świata uważam za rzecz nad wyraz pożyteczną i twórczą.

Zarówno ich (pionierów), jak i mnie urzeka codzienność, jej niepowtarzalne piękno, sławna „ambiguity” (po polsku tłumaczone jako dwuznaczność) fotografii. Wymienione walory tworzenia obrazów fotograficznych sprawiają, iż to, co niewidoczne dla wielu, mijane przez wielu, staje się nagle, dzięki oczom fotografów, nie tylko utrwalone, ale i widoczne dla innych. I wtedy dopiero łapią się za głowę, wtedy dopiero otwierają im się oczy!

Rola (mojej) fotografii

fot. Dawid Tatarkiewicz

– Aha! To o to ci chodziło! To dlatego sfotografowałeś te budynki! – dostrzegłeś ich kontrastowe, ale jednocześnie współgrające kolory… – powie ktoś. – To dlatego sfotografowałeś to podwórze i jego bliźniacze bramy! – mogące być źródłem przemyśleń, dla wszystkich nieco innych.

Idąc tym tropem można cytować dalsze wysoce prawdopodobne reakcje widowni:

– Teraz rozumiem, dlaczego utrwaliłeś tę ceglaną ścianę domu – dostrzegłeś w niej opowieść o wcześniejszym domostwie, jego kształcie, a choćby dałeś asumpt do przemyśleń o tym, kto go zamieszkiwał. Dostrzegłeś też stary, niejako rozłupany na pól inny dom, skłaniając do rozważań o jego lokatorach. W dodatku to dom zestawiony w jednym kadrze z ubranym modnie młodzieńcem, który przymknął gdzieś w kadrze.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Wreszcie, pokazałeś na fotografii batalię posiadacza garażu przy ulicy, chyba dość wąskiej, bo proszącego o niezastawianie mu drogi wjazdu i wyjazdu. A także nową rynnę na niemłodej już ścianie – które to zestawienie rodzić może wiele różnorodnych skojarzeń, choćby z dziedziny nowe versus stare.

Tak właśnie! Utrwaliłem to wszystko. I wiele więcej. Sfotografowałem te niesamowite, choć codzienne obrazy. Powstaje pytanie: co z nimi zrobić?! Przecież wszystkich nie opublikuję w tym artykule ani nie nie powieszę sobie na ścianie. Wrzucić w internet?! Chyba nie, są dla mnie zbyt cenne. To owoc mojej pracy, mojej codzienności z fotografią, która trwa od wielu lat.

Fotografię traktuję niezmiernie (i niezmiennie) poważnie, choć pozornie wydawać by się mogło, iż fotografuję rzeczy nieważne lub wręcz niepoważne. Mam nadzieję, iż dowiodłem tym tekstem, iż jest wręcz przeciwnie! Wykrzyknik postawiłem nie tylko na końcu poprzedniego zdania, ale również sfotografowałem. W Stęszewie.

Idź do oryginalnego materiału