Już dwa lata minęły, odkąd Weronika Nowak nie rozmawia ze swoją córką Kasią. Rok temu, bez żadnego powodu, Kasia przestała odbierać telefony. Wymieniła zamki w swoim mieszkaniu w niewielkim miasteczku nad Wisłą i dała jasno do zrozumienia, iż nie chce widzieć matki w swoim domu. Weronika do dziś nie może pogodzić się z tym zerwaniem, a jej serce ściska się z bólu przy każdym wspomnieniu o córce.
„Już dwa lata się nie widzimy” – wzdycha Weronika, a jej głos drży od tłumionych emocji. „Kasia żyje swoim życiem: wrzuca zdjęcia do mediów społecznościowych, spotyka się z przyjaciółmi. Ale dla mnie nie ma ani telefonu, ani wiadomości. To dorosła kobieta, ma trzyletnią córeczkę i męża, mieszkają we własnym mieszkaniu. Zawsze byłam wymagająca – wobec siebie, innych i wobec Kasi też. Uważam, iż rodzic powinien stawiać wysokie wymagania. Chciałam, żeby dobrze się uczyła, pomagała w domu, dbała o siebie.”
Weronika nie zmieniła swoich zasad, choćby gdy córka założyła własną rodzinę. Regularnie ją odwiedzała, ale każda wizyta zamieniała się w próbę cierpliwości. „Jak można tak żyć w nieporządku?” – oburzała się, przekładając rzeczy w szafach, jakby Kasia znów miała dziesięć lat. Zwracała uwagę na brudne naczynia, wyrzucała córce brak uwagi dla dziecka i nie wahała się krytykować jej męża: „Marek do niczego się nie nadaje, ciągle bez grosza przy duszy!” Weronika wierzyła, iż tylko ona może powiedzieć córce prawdę, choćby jeżeli ta bolała.
Rok temu wszystko się zmieniło. „Zadzwoniłam do Kasi, jak zawsze” – wspomina Weronika, a jej oczy ciemnieją od urazy. „Powiedziałam, iż córka mojej siostrzenicy już czyta w wieku czterech lat. Kasia nagle wybuchnęła: »Po co porównujesz dzieci?« Zdziwiłam się – jak ich nie porównywać, skoro różnica jest oczywista? To była nasza ostatnia rozmowa.” niedługo Weronika dowiedziała się, iż córka zmieniła zamki i zabroniła jej przychodzić. „Myślałam, iż to chwilowy kaprys” – mówi. „Sądziłam, iż Kasia się opamięta, przyjdzie i przeprosi. Ale nie przyszła.”
Miesiące mijały, a milczenie córki stawało się coraz bardziej dotkliwe. Pod koniec lipca Weronika obchodziła urodziny. Czekała na telefon od Kasi, ale telefon milczał. „Własnej matki nie pozdrowić!” – mówi z goryczą. Następnego dnia nie wytrzymała i zadzwoniła z obcego numeru. „Powiedziałam jej: jeżeli nie chcesz ze mną rozmawiać, to zwróć moje mieszkanie!” – wspomina, a jej głos drży ze złości.
Chodzi o to, iż sześć lat temu, przed ślubem Kasi, Weronika przepisała na ni swoje mieszkanie. „Marek, jej mąż, zarabiał grosze” – tłumaczy. „Chciałam pomóc młodej rodzinie, miałam taką możliwość. Ale teraz, skoro odwróciła się ode mnie, niech szuka innego lokum!” Kasia odpowiedziała ostro: mieszkanie jest na nią, wszystkie dokumenty są w porządku, i nikt nie ma prawa jej wyrzucać. „Oświadczyła, iż to jej dom i nie mam prawa niczego wymagać” – oburza się Weronika. „Gdzie tu sprawiedliwość?”
Weronika jest przekonana, iż postąpiła słusznie. „Skoro taka niezależna, niech to udowodni!” – mówi z wyzwaniem. „Niech znajdzie sobie nowe miejsce, skoro nie szanuje matki.” Ale głęboko w sercu żar się ból. Wspomina, jak wychowywała Kasię, jak uczyła ją siły, jak marzyła o bliskości z córką. „Chciałam tylko jej dobra” – szepcze, a oczy napełniają się łzami. „Dlaczego mnie odrzuciła?”
Kasia ze swojej strony milczy. Może zmęczyły ją ciągłe pretensje i kontrola matki. Może po prostu chciała chronić swoją rodzinę przed ingerencją, którą uważała za presję. Ale Weronika nie potrafi się z tym pogodzić. Czeka, aż córka zrobi pierwszy krok, ale z każdym dniem nadzieja znika jak poranna mgła nad rzeką.
Czasem najtrudniej zrozumieć, iż miłość wymaga nie tylko dawania rad, ale też słuchania. I iż choćby najsilniejsze więzy mogą pęknąć, jeżeli ciągle się je napina.