Wulgarna wypowiedź barbera do dziecka
Większość rodziców chciałby, by ich dzieci mówiły pięknie, poprawnie i z kulturą. Od małego uczymy dzieci magicznych słów: "proszę", "dziękuję", "przepraszam". Dbamy o to, by nie przeklinały i nie używały języka, który my – dorośli – uważamy za nieodpowiedni.
Ale czy naprawdę dobre wychowanie to przede wszystkim poprawna mowa i unikanie wulgaryzmów, które czasami są idealne do tego, żeby oddać towarzyszące nam emocje? A może ważniejsze jest, by dziecko czuło się przy nas bezpieczne, zrozumiane i akceptowane – choćby wtedy, gdy jego wypowiedzi są dalekie od ideału?
Ostatnio sporo emocji w internecie wywołał filmik na TikToku barbera o nicku @quccut, który wulgarnie, ale żartobliwie, rozmawia ze swoim nastoletnim klientem. Fryzjer wrzucił nagranie do sieci, rozpętała się burza komentarzy – jedni oburzeni, inni rozbawieni.
Głos w tej sprawie zabrała Barbara Daszuta, mama nastolatka i katechetka z wykształcenia, która dosadnie i z dużą czułością opisała, co jest dla niej naprawdę ważne w relacji z dzieckiem. Jej wpis na LinkedIn wart jest przeczytania przez każdego rodzica.
Na swoim profilu Daszuta napisała tak: "W swojej pracy i życiu rodzinnym zawsze stawiam na szczerość i relację, a nie na sztuczną poprawność językową. Wierzę, iż autentyczna więź z młodym człowiekiem wymaga języka prawdziwych emocji – czasem także mocniejszych słów (ale nie agresywnych)".
Emocje dziecka powinny być dla rodzica nadrzędne
Jak zauważa kobieta, wychowanie to nie tresura. To nie uczenie "ładnego mówienia", ale towarzyszenie dziecku w jego emocjach – również tych trudnych. Czasem nasza pociecha wraca do domu sfrustrowana, zdenerwowana, rozżalona.
Rzuca: "Ale się to zjebało!", trochę w formie buntu, trochę rozładowując złość. I co wtedy? Upomnieć? Skarcić? Czy może – jak pisze Daszuta – zapytać: "Co się zjebało?". I być, wysłuchać oraz dać wsparcie dziecku.
Bo przecież dzieci, zwłaszcza te starsze, znają wulgaryzmy. Słyszą je w szkole, w sieci, na podwórku. Udawanie, iż tak nie jest, to zamykanie oczu na rzeczywistość. Barbara Daszuta zauważa:
"W polskiej kulturze przekleństwa mają różne funkcje – mogą być agresywne (niedopuszczalne), ale mogą też być neutralnym lub żartobliwym sposobem wyrażania nastawienia, entuzjazmu, frustracji czy bezsilności".
Najważniejsze pytanie brzmi: czy za przekleństwami w danej sytuacji stoi brak szacunku, czy tylko forma ekspresji? Bo jeżeli nie ma w wypowiedzi agresji, tylko emocje i potrzeba rozładowania napięcia – warto najpierw dać dziecku przestrzeń, a dopiero potem uczyć sposobów kulturalnego wypowiadania się. Nie chodzi o to, by przeklinanie akceptować zawsze i wszędzie, ale by mądrze dziecko uczyć – "kiedy i jak ich używać – a kiedy nie".
Nie zabraniaj mu wyrażać emocji (także słowami)
Gdy każemy dziecku "nie przeklinać" i kończymy rozmowę, ono zostaje samo – z emocjami, z problemem, który je przerósł i informacją, iż nie mają w rodzicu wsparcia z powodu swojego wybuchu emocji. Jak pisze Daszuta o własnych doświadczeniach:
"Tym samym zostawałam sama z moim problemem, który przerastał mnie i frustrował do tego stopnia, iż puszczał wentyl bezpieczeństwa (słownictwo)".
To, co daje dziecku siłę na życie, to nie słownik języka polskiego. To świadomość, iż może przyjść do nas ze wszystkim. Że nie odrzucimy go za jedno brzydkie słowo, ale zapytamy, co się za nim kryje. Tak budujemy prawdziwą relację opartą na zaufaniu – Użytkowniczka LinkedIn nazywa to "inkulturacją", pisząc:
"Jeżeli widzisz, iż sposobem budowania relacji jest dostosowanie słownictwa, to po prostu rób to mądrze. Tj. naucz dziecko rozróżniania sytuacje i środowiska, w których może sobie pozwolić na wulgaryzmy. Równolegle zadbaj o poszerzenie słownictwa na wyższym poziomie".
Nie bójmy się mocnych słów, jeżeli stoją za nimi emocje, nie agresja. Dziecko, które wie, iż może być sobą – choćby wtedy, gdy coś poszło nie tak i użyje na to określenia wulgarnego – to dziecko, które wróci do nas nie tylko jako przedszkolak, ale i jako dorosły człowiek, który potrzebuje oparcia zaufanej osoby.
Będzie wiedziało, iż jego rodzic nie dba tylko o to, jak mówi, ale przede wszystkim – czy jest mu dobrze, czy czuje się bezpiecznie i czy ma wsparcie. A to przecież najważniejsze.