„Rozwiedziesz się, Marcin adoptuje twojego syna, a potem urodzisz nam prawdziwego dziedzica!” – historia pewnej teściowej, która przeszła samą siebie

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Niektóre historie rodzinne bywają wręcz niewiarygodne. Moja była teściowa, pani Grażyna, najpierw skutecznie doprowadziła do mojego rozwodu, a potem postanowiła mnie z byłym mężem… ponownie połączyć. Niecodzienny absurd, prawda? A jednak to wszystko naprawdę się wydarzyło.

Po ukończeniu studiów dostałam wymarzoną pracę w dużej firmie w Krakowie. Ambicja, talent i ciężka praca sprawiły, iż gwałtownie pięłam się po szczeblach kariery. To właśnie wtedy poznałam Marcina – rywalizowaliśmy o to samo stanowisko menedżerskie. Szef postanowił powierzyć je Marcinowi, tłumacząc, iż „kobieta w moim wieku pewnie zaraz pójdzie na macierzyński”. Było mi przykro, ale nie dramatyzowałam.

Marcin, chcąc „wynagrodzić” mi przegraną, zaprosił mnie na kolację na Kazimierzu. To był przełomowy wieczór. Zaiskrzyło, gwałtownie zaczęliśmy się spotykać, a niedługo później wzięliśmy ślub.

Teściową poznałam dopiero po kilku miesiącach. Od pierwszego spotkania dała mi jasno do zrozumienia, iż nie spełniam jej oczekiwań co do synowej. Nie było „dzień dobry” czy „miło mi” – były tylko chłodne spojrzenia i subtelne przytyki.

Zamieszkaliśmy w moim mieszkaniu na Bronowicach. Oczywiście, zanim się wprowadziliśmy, pani Grażynka zrobiła mi inspekcję mieszkania. Zaglądała pod kanapę, sprawdzała kurz na półkach, przejechała choćby palcem po telewizorze. Na domiar złego zrobiła sobie kopię kluczy i zaczęła odwiedzać nas bez uprzedzenia.

Gdy delikatnie zwróciłam jej uwagę, usłyszałam:
Jestem matką twojego męża, mogę przychodzić, kiedy chcę!

Marcin stanął jednak po mojej stronie i zabrał jej klucze. Wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Każda jej wizyta kończyła się sprzeczkami. Po roku ciągłych kłótni uznaliśmy, iż lepiej się rozwieść. Rozstaliśmy się kulturalnie i spokojnie. Życie toczyło się dalej.

Jakiś czas później poznałam Wojtka, wyszłam za mąż i urodziłam synka – Kubusia. Z Marcinem pozostawaliśmy w kontaktach zawodowych, pracując przez cały czas w jednej firmie. On również zdążył się ożenić po raz drugi, choć dzieci nie miał.

I nagle, po pięciu latach, ktoś zapukał do drzwi mojego mieszkania na Bronowicach. Kiedy je otworzyłam, nogi się pode mną ugięły – przede mną stała pani Grażynka.

Urodź Marcinowi dziecko! – zażądała bez wstępu.

Proszę pani, chyba pomyliła pani mieszkania. Ja od dawna nie jestem pani synową. Proszę udać się do aktualnej żony Marcina z taką prośbą – powiedziałam spokojnie, choć wewnątrz aż się gotowałam.

Już wszystko przemyślałam! – nie poddawała się. – Rozwiedziesz się z Wojtkiem, Marcin adoptuje Kubusia, wychowa go jak własnego syna, a potem ty urodzisz prawdziwego dziedzica naszej rodziny! Nie martw się, Kubusia też pokocham jak wnuka.

Tego już było za wiele. Po prostu zatrzasnęłam drzwi. Niestety, była teściowa nie dawała za wygraną – jeszcze kilka razy przychodziła, wydzwaniała, zaczepiała mnie na ulicy. Dopiero gdy Wojtek przeprowadził z nią poważną rozmowę, odpuściła.

W całej tej absurdalnej sytuacji utwierdziłam się tylko w jednym – zawsze trzeba jasno stawiać granice. Nawet, jeżeli komuś wydaje się, iż ma prawo ingerować w nasze życie tylko dlatego, iż kiedyś był jego częścią.

Idź do oryginalnego materiału