Samotność pośród bliskich

newsempire24.com 6 dni temu

**Samotna wśród bliskich**

„Mamo, dlaczego znowu się martwisz?” – zirytowana Joanna choćby nie podniosła wzroku znad telefonu. – „No bo nie przyjechali na twoje urodziny. Ludzie mają swoje sprawy.”

„Jakie sprawy?” – cicho zapytała Halina Bronisławowa, ściskając w ręce serwetkę. – „Magda obiecała przyjechać z dziećmi, Krzysiek też mówił, iż się zwolni. A Marek w ogóle powiedział, iż już kupił prezent.”

„No i co z tego?” – Joanna w końcu odłożyła telefon. – „Magda siedzi z chorymi dziećmi, Krzysiek ma problemy w pracy, a Marek utknął w delegacji. Nikt nie robi tego specjalnie.”

Halina w milczeniu nakrywała stół w salonie. Piękny obrus, najlepsze talerze, które wyjmowała tylko na wyjątkowe okazje. Siedemdziesiąt lat – czy to nie wyjątkowa okazja? Cały tydzień kupowała produkty, od rana gotowała ulubione potrawy dzieci. Śledź pod pierzynką dla Magdy, smażone ziemniaki z grzybami dla Krzyśka, tort „Napoleon” dla Marka.

„Joanna, może jeszcze do nich zadzwonimy?” – poprosiła. – „Może jeszcze zdążą?”

„Mamo, daj spokój!” – Joanna wstała od stołu. – „Muszę już iść. Janek sam z dziećmi, zmęczy się.”

„Ale choćby nie zjedliśmy porządnie…”

„Co tu jeść? Same sałatki. W domu zjem normalnie.”

Halina patrzyła, jak najmłodsza córka zbierała torbę. Szybko, pospiesznie, jakby bała się spóźnić na coś bardzo ważnego.

„No dobra, mamo, nie smuć się. Następnym razem wszyscy się zbiorą, zobaczysz.”

Pocałunek w policzek, trzask drzwi. Halina została sama przy nakrytym stole dla sześciu osób.

Długo siedziała, wpatrując się w puste talerze. W mieszkaniu panowała cisza, przerywana tylko tykaniem zegara na ścianie. Tego samego, który dostała od nieżyjącego już męża na trzydziestolecie. Ile świąt obchodzili przy tym stole! Urodziny dzieci, Nowy Rok, matury, wesela…

Halina wstała i zaczęła sprzątać. Śledzia pod pierzynką zapakowała do pojemnika – jutro zaniesie sąsiadce Danucie. Ziemniaki z grzybami też do lodówki. Tort pokroiła na kawałki i schowała. Wyszło dużo kawałków.

Kiedy już wszystko posprzątała, usiadła w ulubionym fotelu męża i wyjęła telefon. Na ekranie świeciły się nieprzeczytane wiadomości.

„Mamusiu, wszystkiego najlepszego! Przepraszam, iż nie mogłam przyjechać. Dzieci chore, gorączka prawie czterdzieści. Na pewno wpadnę w weekend.” – od Magdy.

„Mamo, gratulacje! Kłopoty w pracy, mogą mnie zwolnić, nie mogę się rozpraszać. Prezent prześlę przez Joannę.” – Krzysiek, jak zawsze, krótko.

„Mamulko, z okazji jubileuszu! Utknąłem w Katowicach, odwołali lot. Nadrobię przy spotkaniu.” – Marek, najmłodszy.

Wszyscy przepraszają, wszyscy kochają, wszyscy na pewno przyjadą później. Halina odłożyła telefon i zamknęła oczy. Zmęczenie nadeszło nagle, ciężkie i kleiste.

Następnego dnia obudził ją dzwonek do drzwi. W progu stała sąsiadka Danuta z bukietem astrów.

„Halu, z okazji wczorajszych urodzin!” – uśmiechnęła się. – „Przepraszam, iż nie przyszłam wczoraj, wnuk miał zawody.”

„Dzięki, Danusiu.” – Halina wzięła kwiaty. – „Wpadnij, napijemy się herbaty.”

„A jak poszło przyjęcie? Dzieci były?”

Halina zagotowała wodę i milczała. Danuta zrozumiała bez słów.

„Znowu nie mogli?”

„Mają swoje sprawy.” – cicho odpowiedziała Halina. – „Praca, chore dzieci…”

„Halu, a mówiłaś im, jak bardzo ci na tym zależało?”

„Po co? Nie dzieci przecież, sami powinni rozumieć.”

Danuta pokręciła głową.

„Powinni, ale nie rozumieją. Moje też takie. Dopóki im się nie powie wprost, nie dociera.”

Pili herbatę z resztkami tortu „Napoleon”. Danuta chwaliła, pytała o przepis, opowiadała o wnukach. Halina słuchała i myślała, iż z sąsiadką rozmawia się jej łatwiej niż z własnymi dziećmi.

„Halu, a może znajdziemy sobie jakieś zajęcia?” – zaproponowała Danuta. – „Albo zapiszemy się do klubu seniora. Są tańce, śpiewy.”

„Co ty, Danuś. Nie dla mnie.”

„A co jest dla ciebie? Dzieci dorosłe, żyją swoim życiem. Czemu ty nie masz żyć dla siebie?”

Po wyjściu Danuty Halina długo myślała o jej słowach. Żyć dla siebie? A jak to? Całe życie żyła dla innych. Najpierw dla rodziców, potem dla męża, potem dla dzieci. choćby po śmierci męża wciąż żyła dla dzieci. Pomagała z wnukami, gotowała, prała, gdy przynosili pranie.

Wieczorem zadzwoniła Magda.

„Mamo, jak tam? Jak urodziny?”

„Normalnie.” – odpowiedziała Halina.

„Joanna mówi, iż byłyście tylko we dwie. Przecież tłumaczyłam, u nas koszmar. Bartek z gorączką, Zosia kaszle. Wzywaliśmy lekarza.”

„Rozumiem, córeczko. Dzieci ważniejsze.”

„Mamo, nie mów tak. Wiesz, jak cię kocham. Po prostu pechowo wyszło.”

„Wiem.”

„Słuchaj, a możesz w sobotę przyjść? Posiedzieć z dziećmi kilka godzin? Muszę do lekarza, a z chorymi mnie nie przyjmą.”

Halina zawahała się.

„Dobrze, przyjdę.”

„Dzięki, mamo! Jesteś najlepsza!”

Po rozmowie Halina usiadła przy oknie i patrzyła na podwórko. Dzieci bawiły się w piaskownicy, mamy gadały na ławeczkach. Zwykły wieczorny widok, ale dziś wydał się jej obcy, niedostępny.

W sobotę poszła do Magdy. Dzieci rzeczywiście były chore, choć już wracały do zdrowia. Bartek marudził, domagał się uwagi. Zosia wieszała się na babci, prosiła, żeby poczytać.

„Babciu, a dlaczego nie przychodzisz do nas codziennie?” – zapytała Zosia, układając się na kolanach.

„A po co codziennie?”

„No żebyśmy byli razem. Mama ciągle zajęta, tata w pracy. A z tobą fajnie.”

Halina przytuliła wnuczkę mocniej. Chociaż komuś była potrzebna.

Magda wróciła po trzech godzinach.

„Mamo, dzięki wielkie!” – wyglądała na zmęczoną. – „Lekarz mówi, iż to zwykłe przeziębienie.”

„ToHalina uśmiechnęła się, patrząc na zasypiającą Zosię, i po raz pierwszy od dawna poczuła, iż jest nie tylko babcią, ale też sobą.

Idź do oryginalnego materiału