"Hałas, pęd, gwar – dawały się nam we znaki. Po kilkunastu latach życia w wielkim mieście mieliśmy dość. Każda cząstka naszego ciała krzyczała, iż chce stąd uciekać. Jak najdalej. Cała nasza trójka była zgodna co do tego, iż czas na wyprowadzkę. Dwa lata po podjęciu decyzji przeprowadziliśmy się do małej, podwarszawskiej miejscowości" – pisze Kaja.
Inny świat
"Budowania domu od podstaw się nie podjęliśmy. Paraliżował nas strach, baliśmy się, iż nie sprostamy zadaniu. Od dewelopera kupiliśmy domek z ogródkiem. To takie osiedle, na którym mieszka około dwudziestu rodzin. Nieopodal las, rzeczka. Cisza i spokój. Podczas spacerów słuchamy śpiewu ptaków i karmimy orzeszkami wiewiórki. Czujemy się tam jak na wakacjach.
Kiedy widzimy szczery uśmiech na twarzy naszej córeczki, wiemy, iż to była dobra decyzja. Decyzja dobra, miejsce magiczne, ale portfel pusty. Kupno i wykończenie domu pochłonęło całe nasze oszczędności. Bez kredytu nie dalibyśmy rady. Część pieniędzy pożyczyliśmy od rodziców. Podsumowując: jesteśmy zadłużeni po uszy. Ale jak to mówią: 'Coś za coś'.
Ale domek kupili
Z dwóch stron otoczeni jesteśmy sąsiadami. W jednym domku mieszka małżeństwo z małym synkiem (fajni, normalni ludzie), a w drugim taka zamożna rodzina, taka 'z wyższej półki'. Dwa samochody, motor. Wszystko aż błyszczy, widać, iż tanie nie było. Pławią się w tych luksusach i choćby panią od sprzątania mają. Dwójka rozpieszczonych dzieci biega po ogródku i bawi się tymi swoimi wypasionymi zabawkami. Czasami aż zazdrość przez człowieka przemawia. Ale mają, to niech się cieszą.
Jednak im wciąż mało, wciąż kupują coś nowego. Kilka dni temu przeszli samych siebie. Sobota rano, wyglądam przez okno i widzę, iż w ich ogródku coś się dzieje. Dwóch panów coś skręca, dopasowuje. Myślałam, iż to jakiś drewniany stół i zadaszenie. Jednak po dwóch godzinach moim oczom ukazał się domek dla dzieci, niemalże taki jak z amerykańskich filmów. Z małym tarasem, zjeżdżalnią. Ma choćby huśtawkę obok. Tani nie był, to widać z daleka.
Płacz i lament
Teraz cały dzień przesiadują w ogrodzie i patrzą na te swoje dwie córeczki, które bawią się w domku i śmieją, aż powietrza nie mogą złapać. Taka trochę niezręczna sytuacja. Większość rodzin kupiła dom na kredyt, spłaca, kombinuje, by związać koniec z końcem. Wiadomo, by coś mieć, trzeba się i napracować i nagimnastykować.
A oni, bogacze jedni, szastają pieniędzmi na prawo i lewo. Wcale się z tym nie kryją. Kupują te domki dla dzieci, zjeżdżalnie, nowe rowery. Za grosz zdrowego rozsądku i oszczędności tam nie ma. Tylko czekać, aż zbankrutują. Zero przyzwoitości i jakiejkolwiek ogłady. I ja tam nikomu do portfela nie zaglądam, ale czasami się zastanawiam, skąd oni te pieniądze mają? Z legalnego źródła?
Dzieci z pobliskich domów, w tym także oczywiście moja córka, gwałtownie dostrzegły nowy nabytek sąsiadów. I patrzą przez tę siatkę, wybałuszają te swoje oczy i zazdroszczą. Płaczą, iż one też tak chcą, marudzą, iż piaskownica im nie wystarczy. Sprawdziłam koszt takiego domku i mało nie spadłam z krzesła. Przez rok musiałabym na niego odkładać. Nigdy nie kupię, nie ma mowy. Połowa osiedla spaceruje koło tych bogatych i podgląda, co tam w tym ich ogródku się dzieje. A tam wciąż ta istna rozpusta.
U nich zabawa na całego, a za płotem histeria dzieci, którym pozostaje pobliski plac zabaw. Rodzie wściekli, maluchy smutne, a bogacze siedzą i lemoniadę z palemką popijają. Oj niesprawiedliwe to życie, niesprawiedliwe".