Król Midas był władcą absolutnym, co
jak wiemy uzależnia i deprawuje. Był to czas, gdy jeszcze nie rozbudziła się u
króla chorobliwa namiętność do złota, na razie dręczył go inny problem. Midasowi urosły ośle uszy, a wiedział o
tym oczywiście on sam, tudzież jego fryzjer.
Fryzjer nie mógł się z nikim podzielić
swoją wiedzą, ponieważ tyran pod groźbą śmierci, surowo mu tego zabronił. Sługa
nosił więc w sobie tę trochę zabawną tajemnicę przez całe lata, a ciążyło mu to
coraz bardziej i bardziej. W końcu myślał tylko o jednym: jakimś bezpiecznym
sposobem zrzucić z siebie zatajany sekret.
Pewnego
dnia szedł nad rzeką, było pusto, jak okiem sięgnąć żywej duszy. Fryzjer pojął, iż jest sam, wpadł na genialny, jak mu się wydawało, pomysł, ukląkł, wygrzebał dziurę w ziemi, pochylił się i dopiero wtedy
do dziury wykrzyczał na całe gardło, iż król Midas ma ośle uszy! W taki oto sposób ulżył sobie raz na zawsze!
Zrobiło mu się na duszy błogo i lekko. Jak się okazało, fryzjer był jednak w błędzie, iż wykrzyczana na odludziu tajemnica
nie dotrze do poddanych. Oto z dołka wyrosła trzcina. Rosła i rosła, aż urosła
i zaczęła szumieć na wietrze, snując swoją opowieść. Odtąd każdy poddany już wiedział,
dlaczego król choćby w największy upał nosi na głowie wielką mitrę, zamiast złotej korony – on po
prostu zakrywał swoje uszy.
PS. Bajka nie wspomina, jak potoczyły się losy fryzjera, bo Midas rozumował logicznie, oraz był okrutny, atoli zostawmy to
niedomówienie.
Ten żartobliwy psychologiczny
myk wszedł do innych baśni: - Kiedy zła siostra zabije dobrą siostrę, na
mogile wyrasta wierzba. Idzie pasterz, zetnie gałązkę, jest fujarka, a ona sama
gra, póki winowajczyni nie ukarzą. Grób woła pełnym głosem. Z ziemi wyrasta
roślina, która wyraża sedno rzeczy – nie podlega zastraszeniu, mówi ludzkim
głosem, a jej komunikat to sama prawda: - jest zbrodnia – powinna być kara.