Słowa babci mnie załamały. Jak pokolenie współczesnych dzieci ma być normalne?

mamadu.pl 5 miesięcy temu
Zdjęcie: Chłopiec nie miał nawet możliwości poćwiczenia samodzielności. fot. dolgachov/123rf.com


Byłam ostatnio z moimi dziećmi na placu zabaw. Usłyszałam tam słowa pewnej kobiety, które kierowała do swojego (prawdopodobnie) wnuczka. Chłopiec nie miał choćby możliwości nauczenia się samodzielności: babcia chodziła za nim krok w krok. Na koniec maluch usłyszał smutne zdanie podsumowujące jego zachowanie.


Wizyta na placu zabaw


Byłam ostatnio na placu zabaw z dwójką moich dzieci. Synowie są w wieku przedszkolnym, a ja byłam zmęczona po pracy, więc siadłam na ławce z kubkiem mrożonej kawy i z daleka obserwowałam ich zabawę. Przyznaję, iż jeszcze 2-3 lata temu byłam raczej nadgorliwą matką, która chodziła za dziećmi krok w krok, pomagała się wspinać na drabinki i asekurowała na zjeżdżalni. Trochę jednak nabrałam doświadczenia, dystansu, wzięłam do siebie uszczypliwe uwagi starszych koleżanek na temat nadopiekuńczości.

Moje dzieci także urosły i stały się bardziej samodzielne, więc na taki odpoczynek na ławce między huśtawką a piaskownicą mogę sobie po prostu spokojnie pozwolić. Z racji tego, iż zawodowo zajmuję się tematami rodzicielskimi, mimowolnie w takich miejscach obserwuję dzieciaki i ich opiekunów – nigdy nie wiadomo, czy nie będę świadkiem sytuacji, która zainspiruje mnie do napisania kolejnego artykułu. Tak było i tym razem.

Zaraz po nas na placu pojawiła się starsza pani z dwójką dzieci: chłopcem w podobnym wieku do moich synów i nieco starszą dziewczynką, wyglądającą na uczennicę pierwszych klas podstawówki. Babcia na chwilę usiadła niedaleko mnie, wymieniłyśmy się uśmiechami i kilkoma zdawkowymi zdaniami o pogodzie i pełnych energii przedszkolakach.

Nadgorliwa babcia


Po chwili kobieta wstała i adekwatnie krok w krok chodziła za chłopcem, który bawił się razem z moimi synami. Na oko 5-letni chłopiec świetnie sobie radził i nie potrzebował pomocy. Kobieta nie zawsze nadążała za trzema kilkulatkami, ale chodziła za nimi od jednej do drugiej zabawki i co chwilę powtarzała naprzemiennie kilka zdań. Brzmiały mniej więcej tak: "Ostrożnie, bo się przewrócisz", "Uważaj, bo będzie wypadek", "Nie huśtaj się tak wysoko, Szymek", "Nie rób tego, uważaj", "Tam nie idź, zwolnij".

Na koniec po jakichś 20 minutach usłyszałam: "Jak nie umiesz się grzecznie bawić i nie słuchasz, to idziemy stąd". Na koniec dodała, iż nie będzie przychodzić z takimi niegrzecznymi dziećmi na plac zabaw i rzuciła w moją stronę "Do widzenia". Wyszli, a mnie naszła pewna refleksja związana z wychowaniem dzieci i opieką nad nimi, np. przez dziadków.

Jestem niezwykle uczulona na to, gdy ktoś mówi do dzieci, iż są niegrzeczne. Niestety jesteśmy takim pokoleniem, które słyszało to jako dzieci i dopiero jako dorośli i świadomi ludzie wiemy, iż różne zachowania dziecka (zwykle negatywne) mają głębsze podłoże i zawsze wynikają z jakiegoś powodu. Dziecko nigdy nie jest niegrzeczne, tylko potrzebuje uwagi. Jako dorosła kobieta i matka staram się przerwać ten łańcuch przekonań używanych od pokoleń i nigdy nie mówię i nie myślę o dzieciach, iż są niegrzeczne.

Pokolenie fajtłap? Sami im to robimy


Słowa babci na placu zabaw uświadomiły mi nie tylko to, iż jeszcze pokolenie naszych rodziców i często my sami mówimy o najmłodszych, iż są niegrzeczni i mamy sporo pracy do wykonania, by pozbyć się tego nawyku funkcjonującego w społeczeństwie. Moja druga myśl dotyczyła wszystkich innych zwrotów, jakich starsza kobieta używała w kierunku (prawdopodobnie) wnuków.

Pani chodziła za dziećmi krok w krok, chuchała na nie i dmuchała niczym nadopiekuńcza matka. Nie dawała im poczuć samodzielności, strofowała i nazywała niegrzecznymi. Jak – słysząc takie słowa z ust opiekuna codziennie – dzieci mają być pewne siebie, samodzielne i wierzące w siebie? Żyjemy w czasach, kiedy rodzice są coraz bardziej świadomi i uczą od małego samodzielności. Chcę wierzyć, iż mama tych dzieci im na to pozwala, przynajmniej zachowywały się tak, jakby miały takie możliwości.

Rozumiem, iż babcia jest raczej od rozpieszczania i dbania o malucha niż od wychowywania, ale są jednak jakieś granice, które rodzice wyznaczają, a dziadkowie powinni respektować. Jak to jest, iż ci dzisiejsi dziadkowie kiedyś bez słowa puszczali swoje dzieci na plac zabaw i bez nadmiernej opiekuńczości pozwalali swoim dzieciom na samodzielność?

Czy to domena wszystkich pokoleń i ja też jako babcia będę się trzęsła nad wnukami, zakazując im rozpościerania skrzydeł samodzielności? Co sądzicie na ten temat? Chętnie przeczytam opinie innych rodziców i dziadków w tej kwestii. Możecie wysyłać do mnie maile: martyna.pstrag-jaworska@mamadu.pl.

Idź do oryginalnego materiału