Słyszałem, iż mnie słyszysz, mamo

polregion.pl 6 dni temu

Wiedziałem, iż mnie słyszysz, mamo

— Babciu, opowiesz mi bajkę? — zapytał sześcioletni Tymek.

— Tylko krótką. Już dawno powinieneś spać. Jutro nie wstaniesz do przedszkola. — Anna poprawiła kołdrę na wnuku.

— Wstanę — obiecał Tymek.

Anna zgasiła główne światło, zostawiając tylko lampkę nocną, wzięła książkę z półki, założyła okulary i znów usiadła na łóżku wnuka.

— Nie tak, połóż się obok mnie — poprosił chłopiec i odsunął się, robiąc jej miejsce.

— Zasnę tak… — Ale Tymek patrzył tak błagalnie, iż Anna westchnęła i położyła się obok niego.

Chłopiec natychmiast przytulił się mocniej i ziewnął.

Anna zaczęła czytać, co chwilę nadsłuchując, czy wnuk już śpi. Gdy upewniła się, iż chrapie, ostrożnie wstała z łóżka i wyszła z pokoju, cicho zamykając drzwi.

W kuchni dotknęła boku czajnika. Wydawało się, iż jeszcze gorący. Nalała herbatę do kubka i usiadła przy stole. *„Gdzie jest Kasia? Już jedenasta, a obiecała być przed dziewiątą. Może została u przyjaciółki? Zadzwoniłaby… Mogłabym sama zadzwonić? A jeżeli jest w drodze? Rozproszę ją i spowoduję wypadek? Nie daj, Boże…”* Przeżegnała się na widok ikonki na szafce. *„Poczekam jeszcze trochę.”*

Pociągnęła łyk herbaty i skrzywiła się. Ostygła, nie miała ochoty pić. Wylała napar do zlewu, podeszła do okna, za którym rozciągała się gęsta, niepokojąca ciemność.

Nagle za plecami rozległ się dzwonek telefonu. Anna podskoczyła, rzuciła się do stołu, by przerwać głośną melodię i nie obudzić wnuka. Zamarła z telefonem w dłoni. Na ekranie wyświetlił się nieznany numer, a nie zdjęcie córki.

*„Oszuści? Za późno dla nich. A może Kasi padła bateria?”* I odebrała.

— Dzień dobry. Major Nowak. Czy Katarzyna Wiśniewska to pańska córka?

— Tak. Co się stało? Dlaczego… — zaczęła Anna.

— Jak mam się do pani zwracać? — przerwał jej monotonny męski głos.

— Anna Kowalska.

— Pani Anno, proszę się nie martwić…

— Jak mam się nie martwić? Policja nocą nie dzwoni bez powodu! A może pan jest oszustem? Będzie pan teraz prosił o pieniądze? Bo nie mam, a choćby gdybym miała, nie dałabym! Dlaczego pan milczy?

— Katarzyna Wiśniewska miała wypadek na trasie…

Po słowie „wypadek” Anna przestała rozumieć cokolwiek. Przycisnęła dłoń do piersi, próbując uspokoić gwałtownie bijące serce. Major wciąż mówił. Wzięła głęboki wdech i zakaszlała się. W oczach zabłysły łzy.

— Powiedz mi pan… — wyszeptała ochrypłym głosem — czy ona żyje?

— Żyje, ale jest w śpiączce. Stan ciężki.

— W którym szpitalu? — Anna z trudem wydobywała z gardła słowa.

— W czwartym, ale niech pani teraz nie przyjeżdża. Jest z panią jej syn? Niech pani zostanie przy nim. Ona i tak jest na operacji. Jutro przyjedzie pani, lekarz wszystko wyjaśni. Jak znalazła się na trasie? — nagle zmienił temat major.

— Moment, skąd pan wie o synu?

— Stamtąd, skąd wziąłem jej numer — z jej telefonu. Jak trafiła na drogę? — powtórzył major Nowak… czy może Kowalczyk? Anna próbowała sobie przypomnieć jego nazwisko, jakby to było teraz najważniejsze.

— Nie wiem… — zaczęła odpowiadać automatycznie i urwała. — Pojechała do przyjaciółki na urodziny. Jak ja jej odradzałam… — Pokręciła głową, jakby major mógł ją zobaczyć. — Pewnie zasiedziała się. Obiecała wrócić przed dziewiątą. Syn na nią czeka… Boże, co mu powiem, jak się obudzi? — zaczęła biadać.

— Więc pojechała na urodziny… Mogła pić?

— Co pan to sobie myśli?! To porządna kobieta, wiedziała, iż syn czeka, iż musi wracać, nie piłaby! — zaprotestowała gorąco Anna. *„A kto wie?”* — przemknęło jej przez myśl. — Może postanowiła zostać na noc, ale potem zmieniła zdanie…

— Przykro mi, iż zawiadamiam o takich rzeczach. — Major się rozłączył.

— Zawiadomił, no tak. Po prostu mnie zabił. Co teraz?

Anna rzuciłaby się natychmiast do szpitala, ale przypomniała sobie o Tymku. Ciężko podniosła się z taboretu, na który osunęła się po tej rozmowie. Otworzyła lodówkę, wyjęła buteleczkę z kroplami uspokajającymi. Zaczęła odmierzać krople, zgubiła się w liczeniu, potrząsnęła parę razy flakonikiem, aż wylała nieco płynu o ostrym zapachu.

— Żeby na pewno — powiedziała głośno, nalała wody z czajnika i wypiła jednym łykiem, nie mrugnąwszy nawet.

Usiadła na taborecie, ściskając flakonik.

— Boże, zachowaj i przywróć nam Katarzynę, służebnicę Twoją. Ma syna, nie zostawiaj chłopca sierotą. — Anna przeżegnała się szerokim znakiem krzyża w stronę ikonki na szafce.

Modliła się długo, aż w końcu, wyczerpana, przymknęła oczy.

— Babciu, obudź się! Babciu! Mama nie wróciła?

Wnuk potrząsał nią za ramię. Anna powoli wydobywała się z lepkiego snu. W pamięci wyłoniła się wczorajsza rozmowa i ostatecznie się obudziła.

— Nie wróciła. Dzwoniła, powiedziała, iż została na noc — skłamała Anna, choć wiedziała, iż będzie musiała powiedzieć prawdę. I iż lepiej zrobić to od razu. I tak się dowie.

— Kłamiesz. Słyszałem, jak z kimś rozmawiałaś. Ale to nie była mama.

— Tymku, mama jest w szpitalu — wyznała skruszona Anna i przyciągnęła wnuka, by nie widział jej łez.

— Zachorowała?! — poderwał się Tymek, wyrwawszy się z jej objęć.

— Tak. Miał operację. Ja… Może posiedziałbyś u cioci Izy, u mojej sąsiadki? A ja gwałtownie pojadę do szpitala i się wszystkiego dowiem?

Chłopiec energicznie potrząsnął głową.

— Jadę z tobą!

— Dobrze. Idź się zmyj, a ja w tym czasie zagotuję wodę. — Anna popchnęła Tymka w stronę drzwi. Sama wstała i zatoczyłaKasia powoli wracała do zdrowia, a kiedy pewnego dnia Tymek wbiegł do pokoju z bukietem polnych kwiatów, uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła do niego rękę, a Anna, stojąc w drzwiach, poczuła, iż najgorsze już za nimi i iż od dzisiaj będą trzymać się razem jak prawdziwa rodzina.

Idź do oryginalnego materiału