– Babciu, opowiesz mi bajkę? – zapytał sześcioletni Kacper.
– Tylko krótką. Już dawno powinieneś spać. Jutro nie wstaniesz do przedszkola – odpowiedziała Wanda, poprawiając kołdrę wnukowi.
– Wstanę – obiecał chłopiec.
Wanda zgasiła główne światło, zostawiając tylko lampkę nocną, sięgnęła po książkę z półki, włożyła okulary i znów usiadła na łóżku wnuka.
– Nie tak, połóż się obok mnie – poprosił Kacper, robiąc miejsce babci.
– Zaraz zasnę – westchnęła Wanda, ale gdy zobaczyła błagalne spojrzenie chłopca, położyła się obok niego. Kacper natychmiast przytulił się mocniej i ziewnął.
Wanda zaczęła czytać, co chwilę nasłuchując oddechu wnuka. Gdy upewniła się, iż śpi, ostrożnie wstała z łóżka i wyszła z pokoju, cicho zamykając drzwi.
W kuchni dotknęła czajnika. Wydawało się, iż woda jeszcze gorąca. Nalała herbaty do kubka i usiadła przy stole. „Gdzie jest Kinga? Już jedenasta, a obiecała wrócić do dziewiątej. Może została u koleżanki? Zadzwoniłaby… Może sama zadzwonię? A jeżeli jest w drodze? Rozproszę ją i spowoduje wypadek? O Boże…” Przeżegnała się przed ikoną na szafce. „Poczekam jeszcze chwilę.”
Wzięła łyk i skrzywiła się. Herbata ostygła. Wylała ją do zlewu i podeszła do okna, za którym rozpościerała się gęsta, niepokojąca ciemność.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu. Wanda podskoczyła zaskoczona, rzuciła się do stołu, by wyłączyć głośną melodię i nie obudzić wnka. Zamarła z telefonem w dłoni. Na ekranie widniał nieznany numer, a nie zdjęcie córki.
Oszuści? Za późno na nich. A może Kinga rozładowała telefon? Wanda odebrała.
– Dzień dobry. Major Nowak. Kinga Kowalska to pańska córka?
– Tak. Co się stało? Dlaczego… – zaczęła Wanda.
– Jak mam się do pani zwracać? – przerwał jej obojętny męski głos.
– Wanda Nowicka.
– Pani Wando, proszę się nie denerwować…
– Jak mam się nie denerwować? Policja nie dzwoni w nocy bez powodu. A może pan jest oszustem? Będzie pan teraz prosił o pieniądze? Bo nie mam, a gdybym miała, to bym nie dała. Dlaczego pan milczy?
– Kinga Nowak miała wypadek na drodze krajowej…
Po tych słowach Wanda przestała rozumieć cokolwiek. Przycisnęła dłoń do piersi, próbując uspokoić gwałtownie bijące serce. Major wciąż mówił. Wzięła głęboki oddech i zakaszlała. W oczach pojawiły się łzy.
– Proszę mi powiedzieć… – wyszeptała ochrypłym głosem – czy ona żyje?
– Żyje, ale jest w śpiączce. Stan ciężki.
– W którym szpitalu? – Wanda z trudem wydobywała z siebie słowa.
– W czwartym, ale nie trzeba teraz przyjeżdżać. Jest pani z jej synem? Niech pani zostanie przy nim. I tak jest na sali operacyjnej. Jutro przyjdzie pani, lekarz wszystko wyjaśni. Jak to się stało, iż była na drodze krajowej? – nagle zmienił temat major.
– Skąd pan wie o synu?
– Stąd, skąd miałem jej numer – z jej telefonu. Jak się tam znalazła? – powtórzył major Nowak… Może Nawrot? Wanda próbowała przypomnieć sobie jego nazwisko, jakby to było teraz najważniejsze.
– Nie wiem… – zaczęła automatycznie odpowiadać, ale urwała. – Pojechała do koleżanki, na urodziny. Tak ją odradzałam… – Pokręciła głową, jakby major mógł ją zobaczyć. – Pewnie została dłużej. Obiecała wrócić do dziewiątej. Jej syn czeka… Boże, co mu powiem, gdy się obudzi? – zaczęła zawodzić.
– Więc pojechała na urodziny… Mogła pić?
– Co pan mówi?! To odpowiedzialna kobieta, wiedziała, iż syn na nią czeka, iż trzeba wracać, nie piłaby – gorąco zaprotestowała Wanda. „Chociaż kto wie?” – pomyślała w duchu. – Może chciała zostać na noc, a potem zmieniła zdanie…
– Przepraszam, iż przeszkodziłem – major się rozłączył.
– Przeszkodził… To mało powiedziane. Zabił mnie. Co teraz zrobić?
Wanda rwałaby się teraz do szpitala, ale przypomniała sobie o Kacprze. Ciężko wstała z krzesła, na które osunęła się po tej rozmowie. Otworzyła lodówkę i wyjęła buteleczkę z kroplami uspokajającymi. Nabrała płynu do łyżeczki, licząc krople, pogubila się, potrząsnęła kilka razy butelką i wylała więcej płynu o ostrym zapachu.
– Żeby na pewno – powiedziała głośno, dolała wody z czajnika i wypiła duszkiem, nie mrugając.
Usiadła na krześle, trzymając butelkę w dłoni.
– Boże, ocal i przywróć nam Kingę, swoją służebnicę. Ma syna, nie zostawiaj chłopca sierotą – Wanda żarliwie przeżegnała się przed ikonką na szafce.
Modliła się długo, aż wreszcie zmęczona zamknęła oczy.
– Babciu, obudź się! Babciu! Mama nie wróciła?
Wnuk potrząsnął jej ramieniem. Wanda powoli wydobywała się z ciężkiego snu. W głowie pojawiło się wspomnienie wczorajszej rozmowy i ocknęła się całkowicie.
– Nie wróciła. Dzwoniła, powiedziała, iż zostaje na noc – skłamała Wanda, choć wiedziała, iż będzie musiała powiedzieć prawdę. I lepiej zrobić to od razu. I tak się dowie.
– Kłamiesz. Słyszałem, jak z kimś rozmawiałaś. Ale to nie była mama.
– Kacperku, mama jest w szpitalu – powiedziała skruszona Wanda i przycisnęła wnuka do siebie, by nie widział łez w jej oczach.
– Zachorowała? – zaniepokoił się chłopiec, wyrywając się z jej objęć.
– Tak. Miał operację. Może… może posiedzisz z ciocią Ireną, moją sąsiadką? A ja gwałtownie pojadę do szpitala i wszystko sprawdzę?
Chłopiec energicznie potrząsnął głową.
– Jadę z tobą!
– No dobrze. To idź się umyć, a ja w międzyczasie zagotuję wodę – Wanda popchnęła Kacpra w kierunku drzwi. Sama wstała i zatoczyła się. „Tego jeszcze brakowało” – postawiła czajnik na kuchence i poszła do pokoju zmierzyć ciśnienie. Tak jak myślała, podskoczyło. Trzeba gwałtownie wziąć tabletkę. Ale w pudełku z lekami nie znalazła odpowiedniego opakowania.
Zagwizdał czajnikWanda i Kacper wyszli z mieszkania, trzymając się za ręce, gotowi stawić czoło niepewnej przyszłości, ale pełni nadziei, iż ich miłość i determinacja pomogą Kindze wrócić do zdrowia.