Właśnie ukazała się najnowsza książka Martyny Brody z serii "Jesteś kimś wyjątkowym" (wyd. Mamania). Ta nosi tytuł: "Relaksacje dla (nieco) młodszych dzieci" i wspaniale nadaje się już do czytania przedszkolakom. O wadze relaksacji i wizualizacji, drogach do złapania oddechu w codziennym pędzie, odzyskaniu równowagi, autorka opowiedziała nam w inspirującej rozmowie.
Karolina Stępniewska, MamaDu: Czy pani się w ogóle stresuje?
Martyna Broda: Tak, ciągle mnie to zaskakuje, ale bywa, iż się stresuję. Jest to, moim zdaniem, wpisane w naturę życia. Nasz system nerwowy jest tak zbudowany, iż ma nas chronić i uruchamiać się w momentach, które identyfikuje jak zagrażające.
I co pani robi w tych momentach? Jakie są pani sposoby na walkę ze stresem?
Parę lat temu miałam trudną sytuację życiową, przeżywałam długofalowy, bardzo mocny stres. Wtedy sięgnęłam po różne narzędzia, na temat których edukuję i ewangelizuję moich klientów. Łatwiej mi było po nie sięgnąć, dlatego iż ja już je znałam właśnie ze względu na moją pracę.
Często powtarzam klientom, iż znajomość pewnych metod i narzędzi, z którymi oswoimy się czy poznamy je w tak zwanych "czasach pokoju", kiedy jeszcze być może tak mocno ich nie potrzebujemy, pozwala łatwiej po nie sięgnąć w momentach kryzysu. I ja wtedy rzeczywiście bardzo mocno sięgnęłam po różne narzędzia i to mi pomogło. To były bardzo świadome metody: ćwiczenia oddechowe, relaksacje, wizualizacje, trening mentalny.
Teraz już na szczęście nie jestem w kryzysie, a moje życie jest bardzo dobre. Jestem za nie w tym momencie wdzięczna, co nie znaczy, iż przestałam używać tych metod. Stosuję je świadomie, bo życie ciągle dostarcza stresujących sytuacji, np. stoję często jako trener biznesu przed grupami, pracuję z nimi, jestem nieustannie oceniana i ten rodzaj ekspozycji społecznej powoduje u mnie jakiś stres.
Mam też dużą wielowątkowość pracy, więc to jest kolejna rzecz, która mnie stresuje. Świadomie robię ćwiczenia oddechowe i wizualizacje. Regularnie spotykam się też z moją coachką, żeby odbić myśli, nie być sama z pewnymi rzeczami.
Czym adekwatnie jest ta relaksacja, o której pani mówi i o której pisze pani książki dla dzieci?
Form i technik relaksacji jest bardzo, bardzo wiele. Ta, na której ja się koncentruję, jest mocno powiązana z wizualizacją. A wizualizacja to nic innego, jak wyobrażanie sobie pewnych obrazów czy sytuacji, bycie prowadzonym pewnymi słowami i symbolami. W ten sposób kontaktujemy się ze sobą, wchodzimy w stany emocjonalne, zasobowe. Poprzez wyobrażenie sobie odczuć w ciele czy obrazów w głowie zmienia się cały nasz krajobraz emocjonalny.
Zazwyczaj też jest to powiązane z regulacją oddechu, bo oddech to taki papierek lakmusowy naszego stanu. o ile jesteśmy pod wpływem emocji, stresu czy pośpiechu, to natychmiast się zmienia sposób, w jaki oddychamy. Można bardzo świadomie nad tym pracować w drugą stronę, czyli sprawiać, iż sam oddech powoduje inne emocje i inny stan emocjonalny.
Czy każdy może robić wizualizacje? Wiele osób twierdzi, iż nie ma za grosz wyobraźni!
Myślę, iż to jest tylko przekonanie! Na pewno nie jest to fakt, bo wszyscy ludzie mają niesamowitą zdolność widzenia obrazów w głowie. I oczywiście, iż ktoś może się tym interesować mniej lub bardziej, potrafić to robić mniej i bardziej dokładnie, ale każdy z nas tę zdolność ma. To też jest umiejętność, którą można ćwiczyć, choćby na bardzo prostym poziomie, np. zamknąć oczy i próbować sobie wyobrazić morze. Albo jabłko. Albo, iż ktoś nas trzyma za rękę.
Myślę, iż warto nie myśleć o tym, czy ja to robię dobrze, czy źle, czy ładnie sobie wyobrażam, czy brzydko – to nie ma żadnego znaczenia. Ważne jest, co czuję i jak się z tym czuję, ale też zawsze mówię, iż nie ma jednej metody dobrej dla wszystkich. Wierzę głęboko, iż wizualizacje są przydatne i mogą wielu osobom służyć, ale też o ile ta forma komuś nie odpowiada, to są też inne. Niektórzy na przykład świetnie odnajdują się w medytacjach.
Tu już nie trzeba sobie niczego wizualizować?
Tak, w medytacji tak naprawdę nie wyobrażamy sobie żadnych rzeczy. Skupiamy się na tu i teraz, na przepływających myślach. Dla wielu osób to jest trudne. Mam takie doświadczenie, iż dla części moich klientów to właśnie taka klasyczna medytacja jest pewnym wyzwaniem, chociaż uważam, iż można jej się nauczyć. Często łatwiej jest, kiedy jesteśmy prowadzeni przez innych.
W swoich książkach dla dzieci to pani prowadzi swoją opowieścią dziecko i czytającego mu rodzica. Kiedy czytałam te relaksacje swoim dzieciom, odczuwałam łatwość podążania za tą historią, a moje dzieci były zafascynowane. Czy im jest w ogóle łatwiej się tego nauczyć? Są bardziej otwarte?
Wydaje mi się, iż tak. Małe dzieci przyjmują wszystko bardziej naturalnie, bez cenzury, i o ile na tym młodszym etapie życia nauczą się, iż jest coś takiego jak wizualizacja, praca z oddechem, zamykanie oczu i wprowadzanie się w pewien stan emocjonalny czy pewną historię, to możliwe, iż już to z nimi zostanie.
Oczywiście im dalej w las, tym bardziej może się włączyć jakiś rodzaj krytyki, np. iż to nie dla mnie, iż mi się to nie podoba, iż nie chcę. I to jest norma, bo są dzieci, które bardzo ostrożnie podchodzą do wszelkich rzeczy.
A pani dzieci praktykują relaksacje?
Tak, ale też nie było tak, iż one od razu weszły w tę konwencję. Musiałam je trochę do tego namówić, poprosić o pewien eksperyment. Jak już załapały, to im się podobało, ale nie było to też dla nich na początku zupełnie naturalne.
Bardzo dużo rodziców mówi mi jednak, iż ich dzieci od razu w to weszły. Synek mojego znajomego ze szkolenia, przyszedł z kocykiem, dał mu książkę i powiedział: "Tata to teraz robi relaksację". Ułożył się pod tym kocykiem i zamknął oczy. To dziecko było tego ciekawe, było przygotowane, ale są też takie dzieci, które podchodzą do relaksacji z pewną ostrożnością i wtedy trzeba włączyć swoje umiejętności perswazyjne.
Głęboko wierzę w to, iż póki czegoś nie doświadczymy, nie jesteśmy w stanie tego ocenić. Dzieci potrzebują czasami namówienia czy powiedzenia: "Słuchaj, spróbujmy, to może być dla ciebie dobre".
W jaki sposób dobre? Jakie korzyści może wynieść dziecko z relaksacji?
Żyjemy w dość wymagających czasach, o ile chodzi o dbanie o nasz system nerwowy. I to dotyczy zarówno dorosłych, jak i dzieci. To nie jest tak, iż demonizuję dzisiejsze czasy, bo każdy czas wnosi coś dobrego i coś gorszego. Natomiast bodźców na pewno jest teraz dużo więcej niż choćby jeszcze parę lat temu. Historycznie, ewolucyjnie chyba nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji, iż byliśmy tak mocno bombardowani różnymi bodźcami.
Widzę w tym pewne ryzyko, bo bardzo dużo rzeczy jest atrakcyjnych, ale są to rzeczy szybkie, dynamiczne, często podane wizualnie na tacy. Czyli jest mniej okazji do ćwiczenia wyobraźni. Mam wrażenie, iż potrzebujemy nowej kompetencji, umiejętności ćwiczenia wyobraźni, ale też umiejętności wyciszania się, odcinania.
Kiedyś było też więcej czasu wolnego, takiego związanego z nudą, kiedy naturalnie włączała się kreatywność. Teraz dzieci mają dużo kontaktu z komputerami, telefonami, aplikacjami. Dochodzi element uzależnienia do ekranów. To taki trochę eksperyment społeczny, to, co teraz się dzieje. Nasz system nerwowy, ośrodek nagrody, jest ciągle pobudzany. Dzieci potrzebują znaleźć sobie sposoby na to, żeby się wyciszać, złapać kontakt ze sobą.
Uspokajać się po prostu. Zwalniać. Ja też tego potrzebuję. Ja też czuję presję dzisiejszych czasów i naprawdę potrzebuję czasem łapać kontakt ze sobą i zatrzymywać się. I właśnie te wizualizacje, relaksacja czy ćwiczenia oddechowe w tym pomagają.
A jeżeli nauczymy dzieci tych technik, to one same będą po jakimś czasie w stanie sięgać po takie rozwiązania? W sytuacjach stresu czy przebodźcowania na przykład?
Taką mam nadzieję, ale też mam nadzieję, iż choćby o ile to nie będzie ich rutyną codzienną, to już w jakiś sposób będzie to zapisane na ich "dysku emocjonalnym" i być może łatwiej po to sięgną w przyszłości. Pracuję z dorosłymi w biznesie nad tematem odporności psychicznej i często słyszę na sali szkoleniowej pytanie, dlaczego tego nie uczono nas w szkole. Myślę, iż to jest jakaś luka edukacyjna!
Marzy mi się, żeby w systemie edukacji były lekcje związane ze szczęściem i budowaniem odporności psychicznej, pozytywną psychologią, bo przecież mamy dostęp do ogromnej liczby badań i narzędzi. Trzeba tę pracę wykonać od podstaw, trzeba temu nowemu pokoleniu zaszczepić tę wiedzę. Ono już będzie to znało i rozumiało, i łatwiej mu będzie sięgnąć po te narzędzia.
Jak wcześnie zacząć pracować z dziećmi nad tymi technikami?
Powiedziałabym, iż jak najwcześniej. Oczywiście jedno dziecko zainteresuje się tym wcześniej, inne później. Mam jednak wrażenie, iż jak sami robimy relaksacje, to w ogóle wzrasta nasza świadomość odnośnie tego, co możemy robić z dziećmi. Relaksujące może być na przykład zachęcenie dziecka, żeby na 5 sekund zamknęło oczy i wsłuchało się w muzykę.
W nowej książce proponuję podróż przez zmysły, na przykład: zamknij oczy i powąchaj ten kwiatuszek. Poczuj opuszkami palców, jaki on jest mięciutki, jakie ma płatki. Możemy to robić na spacerze i to są takie drobne sposoby uczenia uważności tu i teraz.
Myślę, iż 3-4 lata to już dobry moment na proste techniki oddechowe, na przykład przed snem jako element wieczornej rutyny. Dzieci reagują różnie, warto próbować, ale też zachęcam do tego, żeby eksperymentować. Kiedy czytam moje relaksacje różnym dzieciom, praktycznie za każdym razem je zmieniam. Czytając tekst, czasem go skracam, bo widzę, iż dziecko potrzebuje już zmiany. Czasem zmieniam jakieś słowa, czasem wydłużam opowieść.
Lepiej zacząć od drobnych kroków, żeby nie zrazić dziecka. Zrobić jedną relaksację, zamiast próbować wprowadzać cały program natychmiast. Błędem byłoby podejść do tego jak do zadania, które trzeba odrobić danego dnia: "O nie, jeszcze dzisiaj nie robiliśmy tej relaksacji! Jest 17:00, siadamy i czytamy książkę pani Brody!".
Takie ćwiczenia relaksacji czy wizualizacji, mogą być też czasem mocno więziotwórczym, chwilami budowania bliskości z dzieckiem, prawda?
U mnie zdecydowanie tak to działało. Czytając te relaksacje, dorosły też wchodzi w pewien stan skupienia, uważności na siebie i drugą osobę. choćby ćwiczenia oddechowe razem z dzieckiem są bardzo intymnym i czułym rytuałem.
Był taki moment, iż z moim synkiem robiłam ćwiczenie "kwadrat oddychania" – to taka bardzo popularna technika. Ja to akurat robiłam z nim w taki sposób, iż łączyliśmy paluszki: on dawał swój paluszek, ja swój i rysowaliśmy kwadrat w powietrzu i według tego kwadratu oddychaliśmy. Wdech – jeden bok kwadratu, zatrzymanie oddechu – drugi bok itd. Wymagało to od nas skupienia i kontaktu ze sobą i był to niezwykły moment! choćby mój syn powiedział: "Mamo, to jest takie fajne i takie miłe".
To też chyba pomocne narzędzie dla rodziców i ich systemu nerwowego?
Oczywiście. Pamiętam, iż jako młoda mama miałam różne momenty, nie brakowało chaosu. Moje dzieci to były żywe iskierki, bardzo emocjonalne. Między nimi są tylko dwa lata różnicy, więc to było wyzwanie. Ale i dar, bo bardzo się cieszę, iż ta różnica wieku jest taka niewielka. Niemniej jednak było, co robić. Pracowałam i miałam momenty poczucia, iż nie mam dla dzieci tyle czasu, ile bym chciała, iż to jest jakieś takie niepoukładane.
Bardzo dużo dała mi wtedy rada babci moich dzieci, mamy mojego ówczesnego męża, która jest psychologiem. Powiedziała: "Martyna, wiesz, ważne jest, żebyś w każdym dniu miała moment totalnej uważności na dzieci. Jednego dnia to będzie pół dnia, innego 15 minut lub pół godziny, ale pilnuj tego, żeby był taki moment, kiedy dzieci wiedzą, iż cię mają całą dla siebie. Że wtedy nie ma telefonu, nie ma gotowania obiadu, jest na nich pełna uważność. o ile dziecko na jakimś etapie dnia dostanie taką pełną uważność, twoją obecność bez rozproszenia, to wystarczy".
To była jedna z najfajniejszych rad rodzicielskich, jakie dostałam. Bardzo też uwalniająca, bo różne mamy dni. I dla mnie właśnie ten element wyciszenia przed snem, wspólnej opowieści, oddechu, to taki kroczek czy kamyczek dokładany do tego bycia razem tu i teraz. W skupieniu.