Za nami Długi Weekend, dla nas choćby bardzo długi, bo w piątek szkoła Mo zamknięta z powodu braku wody. Weekend który spędziłam na pracy, jednej i drugiej, wczoraj jeszcze rzutem na taśmę machnęłam z 15 wypocin , a zabawy miałam przy tym co niemiara, bo część były to prezentacje, które studenci nagrywali i przysyłali, więc jeden nagrał tam, a drugi owam, jeden nie miał dobrego połączenia, więc widać piąte przez dziesiąte, drugi nie mógł wrzucić na Moodle, więc przysłał mi w mailu, trzecia wysłała link do dropboxa, tyle tylko, iż dokument zahasłowany. Z tego wszystkiego Miś przeklinak włączył mi się wczoraj wieczorem i rzucałam kurwami, bo za dużo, za dużo.
I tak cały weekend siedziałam w papierach, z któtką przerwą na urodziny Mi, praca mag, sprawdzanie wypocin, papiery na egzamin, a jeszcze wróciła szefowa po 3 miesiącach i zagoniła nas do roboty nad rewalidacją, bo jednak będziemy mieli w tym roku, więc dodatkowa produkcja dokumentów pod dziurki w nosie. W moich trzech s nie ma stresu, więc staram się nie dać pochłonąć wymaganiom i presji czasu, może nareszcie przyszedł czas na spotkanie z perfekcjonizmem podlewanym narcyzmem i spokojne pogodzenie się, iż mogę tylko tyle zrobić, ile mogę.
Wczoraj czułam się przytłoczona. Mówię sobie, iż to tylko 4 miesiące i wszystko wróci do normy, a dziś świeci słońce i jadę sobie do mamy mojego niemowlaka. A potem do pani. A potem na zajęcia.