Staruszka skomentowała obecność dziecka w sklepie. "Ona swoje lepiej wychowała"

mamadu.pl 4 godzin temu
Rodzicielstwo bywa dziś sportem ekstremalnym – nie tylko w domu, ale też w przestrzeni publicznej. Zamiast zrozumienia, wielu rodziców spotyka się z krytyką, a dzieci – z niechcianymi uwagami i oceniającym spojrzeniem. Szczególnie boli to rodziców, którzy są przekonani, iż ich dzieci są grzeczne i zachowują się wg norm, a i tak obrywają kąśliwymi komentarzami.


Rodzice wszędzie są krytykowani


Bycie rodzicem w dzisiejszych czasach to ogromne wyzwanie – i nie chodzi tylko o nieprzespane noce, lawirowanie między pracą a domem czy ciągłe martwienie się o przyszłość dzieci. Coraz trudniejsze staje się po prostu wyjście z dzieckiem do ludzi. Zbyt często zamiast uśmiechu czy choćby obojętności, rodzice spotykają się z niechęcią, krytyką i oceniającym spojrzeniem. A przecież nie robią nic złego – po prostu żyją, wychowują swoje dzieci, próbują funkcjonować w społeczeństwie.

Nie dziwi więc, iż młodzi ludzie coraz częściej mówią, iż nie chcą mieć dzieci w takim świecie. Bo skoro społeczeństwo reaguje z wrogością na zwykłą obecność dziecka w przestrzeni publicznej, to trudno się dziwić, iż decyzja o rodzicielstwie wiąże się dziś z lękiem i niepewnością. Trafiłam ostatnio na wpis na Threads, który doskonale oddaje ten problem. Użytkowniczka o nicku rudus280 opisała sytuację, która spotkała ją i jej syna w sklepie:

"Z cyklu: dlaczego nie lubię starszych ludzi. Siedzi sobie mój 5-latek grzecznie przy kasie i czeka, aż będzie nasza kolej. Siedzi grzecznie i czeka. Ale oczywiście pani 70+ musiała się przyczepić do niego, iż siedzi tam, gdzie jej nie odpowiada, i zwrócić mu uwagę. Po mojej prośbie, żeby go nie zaczepiała, a jak ma problem, to ma się do mnie zwrócić, powiedziała, iż nie umiem wychować dziecka i ona swoje lepiej wychowała. Oczywiście powiedziałam, co myślę na ten temat, grzecznie kulturalnie.

Jak w tym kraju ma być dobrze i społeczeństwo ma nie być starzejące, skoro ludziom przeszkadza po prostu siedzące, nikomu nie wadzące, nieodzywające się dziecko. W tym miejscu zawsze siedzi i czeka, a robimy tam zakupy codziennie, choćby pracownicy nigdy nie zwrócili nam uwagi, więc sądzę, iż miejsce jest w porządku. Ale jednej babci na milion jednak to wadzi".

Oberwało tylko za obecność


Ten wpis nie jest wyjątkiem – takie sytuacje to codzienność wielu rodziców. Dziecko spokojnie czekające na swoją kolej w sklepie? Zamiast życzliwego uśmiechu – komentarz z przekąsem. Maluch biegający po placu zabaw? Ktoś powie, iż zachowuje się za głośno. Dziecko płaczące w autobusie?

Zawsze znajdzie się ktoś, kto przewróci oczami albo rzuci kąśliwy komentarz o "nieumiejętności wychowania" czy "bezstresowym wychowaniu". A przecież dzieci – czy nam się to podoba, czy nie – są częścią społeczeństwa. Mają prawo być obecne, uczyć się, doświadczać, popełniać błędy. I nie zawsze zachowywać się zgodnie z normami, bo one dopiero tego życia społecznego się uczą.

Sytuacja opisana w poście jest dość przykra, bo pokazuje, iż choćby gdy dziecko zachowuje się idealnie – spokojnie siedzi, nikomu nie przeszkadza – przez cały czas może stać się celem niechcianej uwagi i ataku. Co więcej, kiedy mama – jak najbardziej słusznie – zareagowała i poprosiła, by kobieta nie zwracała się bezpośrednio do jej dziecka, usłyszała w odpowiedzi, iż jest złą matką.

Dajcie dzieciom być dziećmi


Trudno oprzeć się wrażeniu, iż niektórzy dorośli – często starsi, którzy już chyba zapomnieli, jak to jest z małymi dziećmi – traktują je jak zło konieczne, które powinno być niewidzialne i niesłyszalne. Tymczasem dzieci to nie meble. Mają swoje emocje, potrzeby i prawa. A rodzice też mają prawo nie tylko do tego, by wychowywać je zgodnie ze swoimi wartościami, ale też do tego, by nie być nieustannie oceniani i strofowani przez obcych.

Dziecko, które zostaje niesłusznie upomniane przez kogoś obcego, może poczuć się zawstydzone, niechciane. A przecież przestrzeń publiczna to miejsce, którym powinno czuć się dobrze i doświadczać raczej życzliwości, szacunku, albo choćby zwykłej obojętności, która byłaby mniej szkodliwa niż ta niechęć.

Jeśli chcemy, by w Polsce rodziło się więcej dzieci, to nie wystarczą programy finansowe. Trzeba zadbać o klimat społeczny, o atmosferę wsparcia i normalności. Bo jeżeli każdemu wyjściu z dzieckiem towarzyszy napięcie i gotowość na atak obcych ludzi, to trudno mówić o przyjaznym otoczeniu do życia rodzinnego. Czasami wystarczy odrobina empatii i zrozumienia. Czasem lepiej po prostu nic nie mówić. I pozwolić dzieciom być dziećmi.

Idź do oryginalnego materiału