– Świtłano, ale przecież zimą tam jest zimno!

newsempire24.com 2 dni temu

29listopada 2025

Dziś znowu rozgrywa się ta ta sama rozmowa, której nie mogę już dłużej ukrywać przed sobą. Moja matka, Halina Kowalska, po sześćdziesięciu latach ciężkiej pracy w fabryce jako księgowa, wreszcie odsunęła się od codziennego pośpiechu i oddała się leniwemu porankowi przy herbacie, książce i telewizji. Pierwsze miesiące emerytury były dla niej prawdziwym błogosławieństwem wstawała wtedy, kiedy chciała, śniadanie jadła spokojnie, a zakupy w sklepie robiła wtedy, kiedy kolejki nie istniały. Po czterdziestu latach pracy to było spełnienie marzeń.

W sobotę rano zadzwoniła do mnie moja siostra, Grażyna, z poważnym tonem: Mamusiu, musimy pogadać, naprawdę poważnie. Zaskoczyło mnie to, bo zwykle jej słowo nie martw się nie zwiastuje problemu. Odpowiedziałem jej z troską: Co się stało? Czy wszystko w porządku z naszą córką Martyną?. Jej odpowiedź brzmiała: Jest w porządku, przyjadę i opowiem, ale nie martw się!. Ta fraza tylko pogłębiła moje zaniepokojenie kiedy ktoś mówi nie martw się, zwykle kryje się za tym coś, co wymaga troski.

Godzinę później Grażyna siedziała przy kuchennym stole, głaszcząc swój rosnący brzuszek. Ma trzydzieści dwa lata, a w jej życiu szykuje się drugie dziecko, choć nie wyszła za mąż za swojego partnera, Marka. Oboje mieszkają razem już cztery lata, a ich związek, choć nieformalny, jest stabilny. Niestety, pojawił się problem z najmem: właścicielka podnosi czynsz o dwukroć, z 1300 zł do 2600 zł miesięcznie. Halina skinęła głową ze współczuciem wiedziała, iż młodym trudno.

Marek pracuje dorywczo: dziś jest magazynowcem, jutro kurierem, pojutrze ochroniarzem. Grażyna jest na urlopie macierzyńskim, a niedługo rozpocznie drugi. Myśmy myśleły się wyprowadzić, żeby zaoszczędzić, ale nikt nie chce zostawić dziecka, wzdychała. Co więc zamierzacie zrobić?, zapytałam, wyczuwając, iż szykuje się kolejny plan.

Mamusiu, czy moglibyśmy tymczasowo zamieszkać u Ciebie? Do czasu, aż odłożymy trochę pieniędzy i weźmiemy kredyt hipoteczny. Halina odparła, iż w jej dwupokojowym mieszkaniu w Krakowie jest już ciasno, a dodatkowo przyjdzie kolejny maluch. Jak pomieścimy się wszyscy w tej małej kawalerce? Mamy już trzy pokoje, a te dwa są małe. Grażyna odpowiedziała: Zorganizujemy się, najważniejsze zaoszczędzić na czynszu. w tej chwili płacimy 15600 zł rocznie, a te pieniądze mogłyby iść na pierwszy wkład do mieszkania.

W mojej wyobraźni powstał obraz Marka, który krąży po mieszkaniu w kapciach, rozmawia głośno przez telefon, a nasza 7letnia wnuczka Małgosia krzyczy, rozrzuca zabawki i ogląda kreskówki na pełnej głośności. Gdzie będzie spała Martyna? zapytałam. Odpowiedź: W dużym pokoju postawimy łóżeczko, a ty będziesz w małym wystarczy kanapa i telewizor.

Zanim jednak Halina się zgodziła, przypomniała sobie, iż dopiero co przeszła na emeryturę i potrzebuje spokoju po czterdziestu latach pracy. Po co ci spokój w sześćdziesięciu? Przecież jeszcze jesteś zdrowa i pełna życia! odparła Grażyna, jakby mnie krytykowała. To było jak cios: sugestia, iż inne babcie są użyteczne, a ona egoistyczna.

Grażyna przypomniała też o naszej wsi pod Krakowem, gdzie stoi dom z dużym ogródkiem, idealny do uprawy pomidorów i ogórków, a lekarze radzą seniorom przebywać na świeżym powietrzu. Halina poczuła zimny dreszcz dojazd do tej wsi to dwie godziny autobusem, który jeździ tylko rano i wieczorem. Tam zimą jest zimno, trzeba będzie palić drewnem w piecu, ostrzegła jej siostra. Ty natomiast znasz wiejskie życie, bo tak żyłaś w dzieciństwie. Grażyna kontynuowała, iż nie będzie codziennie jeździć do lekarza, a na zakupy przyjdzie raz w miesiącu z pełnym zamrażalnikiem.

W końcu Grażyna zapytała, ile czasu chcą spędzić w mieszkaniu Haliny. Rok? Półtora? A co z Markiem? Czy jesteście małżeństwem?. Nie ma to znaczenia, dzieci są wspólne, a my mieszkamy razem od czterech lat, odpowiedziała stanowczo. jeżeli jednak się rozstaniemy, co wtedy?. Nie rozstaniemy się, zapewniła, choć wiedziałam, iż Marek zmienia pracę co sześć miesięcy, a przyjaźnie gwałtownie przychodzi i odchodzi.

Kiedy Grażyna w końcu przyznała, iż chce wziąć urlop od życia w mieście i wyjechać na naszą wieś, Halina przyznała, iż nie rozumie, po co ten spokój, kiedy ma już tyle lat. Babcie w naszym wieku jeszcze opiekują się wnukami, poczułam się posądzona o egoizm.

Po kilku tygodniach grażyna i jej rodzina wprowadzili się do mojego starego mieszkania. Marek rozłożył rzeczy w szafie, Małgosia biegała po pokojach, a Grażyna rozkładała meble, mówiąc, gdzie co postawić. Ja stałem pośrodku tego zamieszania, pakując torbę na wieś, czując się wygnanym z własnego domu.

Kolejne miesiące zamieniły nasz mały kawalerkę w pole walki: Marek włączał telewizor na maksimum, rozmawiał telefonicznie o każdej porze, w lodówce lądowały energetyczne napoje i białkowe koktajle. Grażyna domagała się stałej uwagi, bo dziecko jest małe, a on cały dzień pracuje. Małgosia płakała nocą, a zabawki rozrzucone były po każdym kącie.

Ja przyjeżdżałem raz w tygodniu po zakupy i leki, a każdy mój powrót był jak przegląd katastrofy brudne naczynia, suszące się ręczniki w łazience, kanapa poplamiona sokiem i ciastkami. Może trochę posprzątamy? pytałam. Kiedy ja będę?. Nie mogę, jestem zmęczona. Zrobimy to później. Później nigdy nie nadeszło. Ja sam myłem naczynia, odkurzałem i wycierałem kurz, ale chaos wracał co chwilę.

Na wsi, trzydzieści kilometrów od Krakowa, jedynym sklepem była mała spożywcza, do której dojeżdżało dwa razy dziennie autobus. Sąsiedzi patrzyli na mnie zdumieni: Halino, dlaczego tu zostajesz na cały rok? Masz jeszcze mieszkanie w mieście!. Odpowiadałam: Dzieci zostaną, bo chcą oszczędzać na własne mieszkanie. To dobrze, młodym trzeba pomagać.

Zima na wsi była szczególnie ciężka drewno topiło się szybko, a wodę trzeba było podgrzewać na kuchence. Po pół roku Grażyna urodziła syna, Dawida. Kiedy przyjechała zobaczyć noworodka, od razu stwierdziła: Z dwójką dzieci nie znajdziemy już mieszkania. I tak rok zamienił się w dwa, dwa w trzy

W końcu, po wielu kłótniach i nieprzespanych nocach, Grażyna i Marek zostali wyprowadzeni z mojego domu przy pomocy policji. Na moją twarz spadały przekleństwa i groźby, ale ja wiedziałem, iż dotrzymałem ustalonego warunku rok pomocy, a potem wyjście.

Patrząc wstecz, uczę się jednego: pomóc bliskim jest szlachetne, ale nie powinno się poświęcać własnego spokoju i zdrowia. Trzeba wyznaczyć granice i trzymać się ich, bo choćby najciekawsza oferta nie jest warta utraty siebie.

Idź do oryginalnego materiału