Ostatnio spotkałam się z koleżanką, która z przejęciem opowiadała o pierwszych miesiącach w szkole. Syn znajomej w tym roku zaczął pierwszą klasę. To olbrzymia zmiana zarówno dla dziecka, jak i całej rodziny. Okazuje się, iż absolutnym hitem szkolnych przerw jest sklepik oraz automaty, gdzie oczywiście każdy może sobie kupić coś słodkiego.
Początkowo rodzice byli sceptycznie nastawieni, ostatecznie jednak, widząc, iż niemal wszystkie dzieci coś sobie kupują, postanowili przyznać synkowi tygodniowe kieszonkowe. Moja znajoma pomyślała nawet, iż to dobra okazja, by nauczyć dziecko zarządzania pieniędzmi.
Lekcja cwaniactwa
Tydzień po tygodniu syn wykorzystywał przeznaczony dla niego budżet, a to, co opowiadał, wydawało się rozsądne. Znał ceny, dobrze liczył, planował wydatki. Z czasem jednak coś zaczęło nie pasować – kieszonkowe znikało w podejrzanie szybkim tempie. W końcu, po kilku pytaniach i rozmowach, koleżanka odkryła prawdę.
Okazało się, iż jej syn sponsoruje połowę klasy. Inne dzieci regularnie prosiły go o drobne zakupy: to batonik, to sok, to coś "na spróbowanie". Kiedy kupił coś większego, jak paczkę żelków czy chrupki, koleżanki i koledzy chętnie się częstowali. Jednak ani myśleli się odwdzięczyć czy zwrócić pieniądze.
Rodzice się nie przejęli
Koleżanka zawsze bardzo starała o to, by jej synek chętnie się dzielił, ale teraz zastanawia się, czy jednak nie popełniła błędu. Problem w tym, iż dziecko uważa, iż robi dobrze i nie dostrzega, iż inni je wykorzystują. Znajoma czuje się rozdarta – chce, by syn był koleżeński, ale nie może finansować połowy klasy. Ma też żal do innych rodziców – uważa, iż takie podejście dzieci wynoszą z domu.
– Jak mam nauczyć syna odpowiedzialności i koleżeńskości, skoro inni uczą swoje dzieci cwaniactwa? – zakończyła, nie kryjąc rozczarowania. Czuje także olbrzymi żal do rodziców. Kiedy zwróciła uwagę na zachowanie innych uczniów na klasowym forum, ktoś napisał, iż to przecież "tylko dzieci"...