"Syn dostał nieprzygotowanie. Przez nauczycielkę nie odrobił pracy domowej"

mamadu.pl 5 dni temu
Współczesnym uczniom przyglądam się z ogromnym zaciekawieniem i małą nutką niepewności. Bo fakt, iż wychowują się w świecie, w którym się na nich chucha i dmucha, chyba nie ułatwia im zadania. List nadesłany przez Marię najlepszym na to dowodem. Przeczytajcie same.


Obowiązkiem uczniów jest sumienne przygotowywanie się do zajęć, uzupełnianie braków i zaległości w nauce, a także odrabianie prac domowych (choć wiadomo, iż w związku z tym ostatnim punktem moglibyśmy godzinami dyskutować).

Podręcznik i nieprzygotowanie


"Jestem mamą Gabrysia, ucznia drugiej klasy szkoły podstawowej. Na pierwszym zebraniu w tym roku szkolnym wychowawczyni poruszyła istotny temat. A mianowicie prac domowych, które teoretycznie nie powinny być zadawane. Jeden z rodziców wspomniał o nauce czytania, której bez ćwiczeń w domu, no, nie da się opanować.

Rodzice ustalili (i o dziwo byli jednomyślni), iż chcą, by nauczycielka od czasu do czasu zadawała uczniom czytanki do nauczenia, a potem sprawdzała na lekcji, jak opanowali tę nową umiejętność. Wychowawczyni zadaje też zadania z matematyki i jakieś ćwiczenia usprawniające motorykę małą.

I teraz przejdę do najważniejszego: w szkole mojego syna jest taka praktyka, iż uczniowie zostawiają książki w szafkach, a tylko wtedy kiedy mają coś zadane, zabierają je do domu. Z jednej strony to fajny pomysł, bo te wszystkie podręczniki i zeszyty ważą chyba tonę. Nauczycielka zawsze przypomina o zabraniu książek, oczywiście gdy jest taka potrzeba" – czytamy w pierwszej części listu. Mały fragment pominę i przejdę do najważniejszego.

"Kilka dni temu odebrałam Gabrysia ze szkoły. Od razu po wyjściu z szatni popłakał się, bo przyznał, iż nauczycielka wstawiła mu nieprzygotowanie. Podobno było coś zadane, ale Gabryś nie zabrał książki do domu, bo wychowawczyni mu o tym nie przypomniała. No jak tak można? Przecież to skandal. Gdyby mój syn miał w domu podręcznik, na pewno by wszystko zrobił, od początku do końca.

Ale czy to jego wina, iż pani nie przypomniała mu na koniec lekcji, by schował książkę do plecaka, a nie odłożył na półkę? Nie wiem, jakim cudem inne dzieci miały podręczniki, a on nie. Nie będę w to wnikała, bo dla mnie to ewidentnie wina nauczycielki. Nie miał książki, nie odrobił zadania. Gdyby nie było w szkole tej głupiej praktyki i uczniowie zawsze zabieraliby podręczniki do domu, to nie byłoby problemu.

Nauczycielka zawiniła i za swoje błędy obarcza mojego syna? Skandal. Na pewno tego tak nie zostawię".

Kto ma rację?


Wiem, iż pierwsze nieprzygotowanie jest dla ucznia czymś, co doprowadza do łez i poczucia niesprawiedliwości. Wiem też, iż matce trudno patrzeć na smutek, który pojawia się w oczach syna. Ale czy mimo wszystko, mamy prawo winić nauczycielkę? Jakby nie patrzeć, to obowiązkiem ucznia jest pamiętanie o zabraniu książek, kiedy zadana jest praca domowa. W moim odczuciu pretensje wymierzone w kierunku nauczycielki są bezpodstawne.

Idź do oryginalnego materiału