Syn Nie Przyjechał, Bo Żona Nie Pozwoliła: Twierdzi, Że Zawsze Coś Od Niego Chcemy, a Nasz Dom Jest Jej Zbędny

polregion.pl 1 dzień temu

— No cóż, nie przyjedzie… — z goryczą wzdycha Weronika Stanisławowa. — Już choćby z mężem się nie denerwujemy, przywykliśmy. Za każdym razem to samo. Najpierw obietnice, potem cisza.

— Co się stało tym razem? — pytam. — Znowu synowa nie pozwoliła? Chyba nigdy nie przepadałyście za sobą…

— Może i nie pozwoliła. Choć syn nigdy wprost nie powiedział, iż to ona go powstrzymuje. Ale widać przecież… Kiedyś przyjeżdżał częściej. A teraz — koniec. Znalazła sposób, by go przy sobie zatrzymać. choćby dach będziemy teraz naprawiać z obcymi robotnikami — syn, widzisz, nie może wyrwać jednego dnia — mówi Weronika, ledwie powstrzymując żal.

Chodzi o jej czterdziestoletniego syna, Witolda. Wyjechał z rodzinnej wsi dwanaście lat temu, osiadł w wojewódzkim mieście, pracuje jako mechanik. Dawniej sam wszystko robił, teraz tylko nadzoruje. Ożenił się w mieście, kupił mieszkanie. Wszystko sam. Żonę, Danutę, poznał późno — oboje nie byli młodzi, gdy się zeszli.

— Ona przed nim nigdy nikogo poważnie nie miała — ciągnie Weronika. — I wiem dlaczego. Bo charakter ma… nie do zniesienia. Od pierwszego wejrzenia się nie polubiliśmy. Starałam się, naprawdę. Ale ona… jakby od razu uznała, iż jestem wrogiem.

— Słyszałam ją parę razy przez telefon — wtrąca się sąsiadka — jakby się z ciebie naśmiewała, choćby gdy tylko się wita. Nie rozumiem, co on w niej znalazł.

Danuta prawie nie rozmawia z rodzicami Witolda. Raz do roku, za jej „wielkim pozwoleniem”, może do nich przyjechać. I to — bez niej. W tym roku Witold obiecał przyjechać na wiosnę — pomóc z dachem. Bilety kupił. Ale synowa, jak się później okazało, wszystko przewróciła do góry nogami.

— Jest w ciąży — mówi Weronka z irytacją. — Więc teraz, widzisz, nie można jej samej zostawić. Choć dorosła kobieta, pielęgniarka, co jej może grozić? Już od dwóch tygodni mu podpuszcza. On się najpierw opierał, ale potem…

— I jak to wygląda? — kręci głową mąż Weroniki. — On ją za rękę do pracy prowadzi? Ma przecież rodziców niedaleko — niech pomogą. Dlaczego on ma rezygnować ze wszystkiego dla niej?

— Właśnie, właśnie — ciągnie Weronika. — Jestem pewna: to jej matka podjudza. Żeby go nie puszczała, bo nagle wróci — i rozwód. Jej młodsza córka, nawiasem mówiąc, już tak została z dzieckiem na rękach. Teraz mieszka u rodziców.

— Ale Witold przecież nie jest taki — protestuję. — Porządny człowiek. I dlaczego nie mogą przyjechać razem?

— Co ty! — macha ręką kobieta. — Danuta nigdy z nim nie przyjedzie. Mój mąż raz do niej zadzwonił — po tym urządziła taką scenę, iż kazał mi już w ogóle nie dzwonić do syna. Bez sensu.

— A co mu powiedziała?

— Że wciąż coś od niego chcemy. Że trzymamy go z dala od ich rodziny. Że już nie ma siły z nami walczyć. Że urlop powinien spędzać z żoną i dzieckiem, a nie „dogadzać kaprysom starych”. I iż nasz dom jej nie potrzeba, niech zostanie nasz.

— Co za bezczelność! A syn?

— Mówi, iż nie jego wina. Że nie chce zaostrzać. Że boi się o ciążę. Wszystko rozumiem. Ale to niesprawiedliwe. Wychowaliśmy go, daliśmy, co mogliśmy. A teraz nie może przyjechać choćby na jeden dzień?

Mąż Weroniki nie wytrzymał. W złości powiedział synowi, iż więcej nie będzie czekać — wynajmie ekipę, sam wszystko załatwi. A niech siedzi z żoną, skoro ona jest mu teraz ważniejsza od rodziców.

— Tylko iż on nie rozumie — cicho mówi Weronika. — Żon może być wiele… A rodzice — tylko jedni. I nie będą wieczni…

Idź do oryginalnego materiału