W małej wiosce na północy Polski, gdzie zimowe wiatry zawodzą w przytulnych, drewnianych domach, Danuta z mężem daremnie czekali na przyjazd syna. Ich nadzieje rozpadały się, a serce ściskało się z żalu i bólu.
— Wygląda na to, iż nie przyjedzie — westchnęła Danuta, patrząc na męża, Marka. — Już się przyzwyczailiśmy, choćby nie złoszczymy się.
— Co się stało? Znowu synowa nie puściła? — zmarszczył brwi Marek. — Nigdy z nią nie dogadywaliście się.
— Może i tak — odpowiedziała Danuta, a głos jej zadrżał od tłumionych emocji. — Ale Paweł nigdy nam takich rzeczy nie mówił. Kiedyś przyjeżdżał częściej, a teraz… Jego żona zawsze ma jakiś as w rękawie. Chyba będziemy musieli wynająć kogoś do naprawy dachu. Syn nie może dla nas poświęcić choćby jednego dnia.
Danuta opowiadała o swoim czterdziestoletnim synu Pawle z górą. Dwanaście lat temu wyjechał do miasta, zostawiając rodzinną wioskę za sobą. Paweł jest mechanikiem samochodowym, kiedyś wszystko robił sam, teraz tylko zarządza. W mieście ożenił się z Katarzyną i kupił mieszkanie.
— Sam robił remont — przypominała sobie Danuta. — A Katarzyna tylko wskazywała, co i jak. Pobrali się późno, ona miała już ponad trzydzieści lat. Nigdy wcześniej nie była zamężna, i wiem dlaczego — z takim charakterem nie każdy by sobie poradził. Od pierwszego wejrzenia nie się polubiliśmy.
— Nic dziwnego, iż tak długo była sama — dodał Marek. — Pamiętam, jak próbowałaś z nią rozmawiać. To była masakra. Co Paweł w niej znalazł?
Katarzyna prawie nie utrzymywała kontaktu z rodzicami męża. Raz na rok pozwalała Pawłowi do nich przyjechać. Tym razem obiecał Danucie, iż weźmie w maju urlop, aby naprawić przeciekający dach ich domu. Okazało się jednak, iż Katarzyna miała inne plany, które przekreśliły wszystkie nadzieje.
— Katarzyna spodziewa się dziecka — mówiła gorzko Danuta. — Zabroniła Pawłowi zostawiać ją samą. Przecież to dojrzała kobieta, pracuje jako pielęgniarka — co jej może się stać? Już dwa tygodnie przed urlopem zaczęła go męczyć, chociaż bilety były kupione.
— Dlaczego ona tak robi? — spytał Marek, choć znał odpowiedź.
— Najpierw mówiła, iż boi się zostać sama, a potem… — Danuta zamilkła, oczy jej zaszkliły się łzami.
— Co potem? Ona go za rękę do pracy prowadzi? Ma przecież rodziców, którzy za nią by skoczyli w ogień! — oburzył się Marek.
— Chyba to jej rodzice ją nastawiają — kontynuowała Danuta. — Powiedzieli jej, iż nie można puszczać męża samego na wakacje. Mieli zięcia, który jeździł do rodziców, a potem się rozwiódł. Teraz ich młodsza córka mieszka z nimi. Więc teraz wmawiają Katarzynie, iż Paweł jest taki sam.
— Nie można wszystkich mierzyć jedną miarą! — wykrzyknął Marek. — Paweł nigdy nie dał powodu, żeby tak myśleć. A Katarzyna mogłaby z nim przyjechać. W czym problem?
— Przyjechać? — gorzko się uśmiechnęła Danuta. — Nigdy by się na to nie zgodziła. Wiesz, jak nas nienawidzi. Próbowałam z nią rozmawiać, ale wszystko na próżno.
Danuta przypomniała sobie, jak Marek raz zadzwonił do Katarzyny, licząc, iż załagodzi konflikt. Ale rozmowa skończyła się katastrofą.
— Co powiedziała? — spytał, choć przeczuwał odpowiedź.
— Że my wiecznie czegoś chcemy, iż odrywamy Pawła od rodziny — głos Danuty zadrżał z żalu. — Że ma dość stawiania nam oporu. Mówi, iż mąż powinien myśleć o żonie i przyszłym dziecku, a nie o zachciankach rodziców. jeżeli wziął urlop, to powinien być z rodziną. A na koniec powiedziała, iż nasz dom jej nie jest potrzebny!
— Oto synowa! — Marek zaciśniętą dłonią uderzył w przDanuta w milczeniu odwróciła się do okna, czując, jak ostatnia iskra nadziei gaśnie w jej sercu.