Syn nie przyjechał do nas: synowa zabroniła, twierdząc, iż zawsze czegoś chcemy
W małej wsi na Podlasiu, gdzie zimowe wiatry wyją wokół starych drewnianych domów, Halina z mężem daremnie czekali na przyjazd syna. Ich nadzieje gasły, a serce ściskało się z bólu i rozgoryczenia.
— Chyba jednak nie przyjedzie — westchnęła Halina, patrząc na męża, Jacka. — Przyzwyczailiśmy się, choćby się nie złościmy.
— Co się stało? Znowu synowa nie puściła? — zmarszczył brwi Jacek. — Nigdy się z nią nie dogadywaliście.
— Może i tak — odparła Halina, a jej głos drżał od tłumionych emocji. — Ale Krzysztof nigdy nam takich słów nie mówił. Kiedyś przyjeżdżał częściej, a teraz… Jego żona zawsze ma asa w rękawie. Chyba będziemy musieli wynająć ludzi do naprawy dachu. Syn nie może poświęcić nam choćby jednego dnia.
Halina mówiła o swoim czterdziestoletnim synu Krzysztofie z goryczą. Dwanaście lat temu wyjechał do Warszawy, zostawiając rodzinną wieś za sobą. Krzysztof jest mechanikiem samochodowym, kiedyś sam wszystko naprawiał, dziś tylko zarządza. W stolicy ożenił się z Kingą i kupił mieszkanie.
— Sam robił remont — wspominała Halina. — A Kinga tylko wskazywała, co i jak. Pobrali się późno, ona miała już ponad trzydziestkę. Nigdy wcześniej nie była zamężna i wiem dlaczego — z takim charakterem nie każdy dałby radę. Od pierwszego wejrzenia nie polubiłyśmy się.
— Nic dziwnego, iż tak długo była sama — dodał Jacek. — Pamiętam, jak próbowałaś z nią rozmawiać. To był koszmar. Co Krzysztof w niej znalazł?
Kinga prawie nie utrzymywała kontaktu z rodzicami męża. Tylko raz w roku pozwalała Krzysztofowi ich odwiedzić. Tym razem obiecał Halinie, iż w maju weźmie urlop, by naprawić przeciekający dach. Ale, jak się okazało, Kinga miała inne plany, które przekreśliły wszystkie nadzieje.
— Kinga spodziewa się dziecka — oznajmiła Halina z goryczą. — Zabroniła Krzysztofowi zostawiać ją samą. Chociaż jest dorosłą kobietą, pracuje jako pielęgniarka — co jej się może stać? Już na dwa tygodnie przed urlopem zaczęła go męczyć, choć bilety były kupione.
— Dlaczego ona tak? — spytał Jacek, choć znał odpowiedź.
— Najpierw mówiła, iż boi się zostać sama, a potem… — Halina urwała, a jej oczy wypełniły się łzami.
— Co potem? Ona go za rękę do pracy prowadzi? Ma przecież rodziców, którzy stoją za nią murem! — uniósł się Jacek.
— Myślę, iż to jej rodzice ją nakręcają — ciągnęła Halina. — Powiedzieli jej, iż nie wolno puszczać męża samego na wypoczynek. Mieli zięcia, który jeździł do rodziców, a potem wniósł o rozwód. Teraz ich młodsza córka mieszka z nimi. Więc wmawiają Kingi, iż Krzysztof jest taki sam.
— Nie można wszystkich mierzyć jedną miarą! — wybuchnął Jacek. — Krzysztof nigdy nie dał powodu, by tak myśleć. I Kinga mogłaby z nim przyjechać. W czym problem?
— Przyjechać? — gorzko się uśmiechnęła Halina. — Nigdy by nie przyjechała. Wiesz przecież, jak nas nienawidzi. Próbowałam z nią rozmawiać, ale to bez sensu.
Halina przypomniała sobie, jak Jacek raz zadzwonił do Kingi, próbując załagodzić konflikt. Ale rozmowa skończyła się katastrofą.
— Co powiedziała? — spytał, choć przeczuwał odpowiedź.
— Odrzekła, iż zawsze czegoś chcemy, odrywamy Krzysztofa od rodziny — głos Haliny drżał z żalu. — Że ma dość przeciwstawiania się nam. Że mąż powinien myśleć o żonie i dziecku, a nie o zachciankach rodziców. jeżeli bierze urlop, to ma być z rodziną. I jeszcze oznajmiła, iż nasz dom jej niepotrzebny!
— To dopiero synowa! — Jacek zacisnął pięści. — A Krzysztof co?
— Tłumaczył się przed tobą, ale wiemy, iż nie jego wina — westchnęła Halina. — Pewnie odłożył przyjazd, żeby jej nie denerwować. Boi się o dziecko, o nią.
Jacek nie wytrzymał. Wściekły zadzwonił do syna i wygarnął wszystko, co miał na sercu.
— Dość! — krzyczał do słuchawki. — Nie będę cię więcej czekać! Zatrudnię ekipę, a ty siedź pod pantoflem swojej żony!
Halina milczała, ale jej serce pękało. Rozumiała męża, ale słowa o tym, iż „żon może być wiele, a rodzice tylko jedni”, ciąjęły jak nóż. Krzysztof był ich jedynym synem, ich dumą, a teraz między nimi wyrósł mur, który zbudowała synowa. Kinga trzymała go na krótkiej smyczy, a on, bojąc się jej histerii, ulegał.
Halina patrzyła na stary, przeciekający dach i czuła, jak ulatuje z nią ostatnia nadzieja. Ona i Jacek całe życie pracowali, by dać synowi lepszy los, a teraz muszą płacić obcym za naprawę własnego domu. Żal dusił, ale najgorsza była myśl, iż syn odsuwa się coraz dalej. Kinga dała jasno do zrozumienia: jej rodziną jest ona i dziecko, a rodzice Krzysztofa to tylko balast.
Halina nie wiedziała, jak odzyskać syna. Marzyła, by przyjechał, przytulił ją jak dawniej i razem naprawili dach, śmiejąc się ze starych historii. Zamiast tego dostała tylko zimne milczenie i wyrzuty. Rodzina, którą z taką miłością budowała, rozpadała się, a Halina bała się, iż tej rany nigdy nie da się zasypać.