Synowa nas obraża i krzyczy, a syn milczy, usprawiedliwiając to jej ciążą.

polregion.pl 6 godzin temu

Moje życie w małym miasteczku pod Częstochową zamieniło się w koszmar od kiedy moja synowa, Bronisława, zaszła w ciążę. Nasze relacje nigdy nie były ciepłe, ale przed ciążą znosiłam jej chamstwo, mając nadzieję na pokój w rodzinie. Teraz jednak przekroczyła wszelkie granice: wyzywa mnie i mojego męża, krzyczy, upokarza, a nasz syn, Tadeusz, stoi obok i milczy, tłumacząc jej „stanem”. Jej wulgarność rozdziera mi serce, a bierność syna boli bardziej niż wszystko.

Od początku wiedzieliśmy z mężem, Zbigniewem, iż Bronisława to nie prezent. Prostacka, nieokrzesana, od pierwszego dnia patrzyła na nas z pogardą. Ale przez jakiś czas jeszcze się hamowała, nie przekraczając pewnych granic. Nie jesteśmy z wyższych sfer, ale wychowanie mamy i staraliśmy się ignorować jej docinki. Wszystko się zmieniło, gdy zaszła w ciążę. Jakby ktoś zerwał z niej maskę: Bronisława stała się nie do wytrzymania, a jej chamstwo — jeszcze bardziej jadowite. Krzyczy na nas, obraża, a Tadeusz tylko rozkłada ręce: „Jest w ciąży, trzeba ją oszczędzać”. Duszą mnie łzy, ale on ich nie widzi.

Przykład? Moje urodziny sprzed roku. Nakryłam stół, gotowałam cały dzień, chciałam, by gościom smakowało. Bronisławie nie podobała się jedna z sałatek. Kulturalna osoba by przemilczała, ale ona zerwała się i krzyknęła: „To najgorsza sałatka, jaką jadłam! Tego paskudztwa więcej nie podawaj!” Oniemiałam. Goście wymieniali spojrzenia, czułam wstyd i ból. Nie odpowiedziałam, ale w środku wrzałam. Tadeusz próbował ją uciszyć, ale ona ciągnęła: „Mam prawo powiedzieć, iż to obrzydlistwo!” A przy okazji — goście zjedli wszystko do ostatniego okruszka, tylko jej „nie smakowało”. Jej słowa były jak policzek, ale syn ani drgnął.

Ich wesele to odrębna historia, o której do dziś myślę z przerażeniem. Bronisława upiła się, paplała bzdury, a potem rzuciła się na siostrę z powodu głupoty. Goście byli w szoku, ledwo je rozdzielili. Jej rodzice siedzieli spokojnie, jakby to była norma. Wtedy zrozumiałam, iż ta chamskość to nie przypadek, ale część jej natury. Ale choćby to nie przygotowało mnie na to, co zaczęło się z ciążą. Pod płaszczykiem „hormonów” stała się tyranem. Każde słowo, każda prośba wywołuje u niej histerię, a my z mężem staliśmy się celem jej wyzwisk.

Gdy na USG powiedzieli, iż będzie chłopiec, postanowiliśmy z Zbigniewem sprawić prezent — kupiliśmy niebieskie beciki. Przyszliśmy w gości, wręczyliśmy z uśmiechem, a w odpowiedzi usłyszeliśmy: „O co wam chodzi? To zły znak, nie kupuje się przed czasem!” Bronisława wrzeszczała, nazywając nas zabobonnymi głupcami, a Tadeusz stał ze spuszczoną głową, nie śmiejąc jej uciszyć. Wyszliśmy upokorzeni. Nie mogłam uwierzyć, iż mój syn pozwala tak traktować rodziców.

Ostatnio nasza córka, Kinga, zaprosiła nas do restauracji na swoje urodziny. Ucieszyliśmy się, licząc na miły wieczór. Bronisława wpadła w szpilkach, choć była już w zaawansowanej ciąży. Delikatnie zauważyłam: „Może lepiej założyć wygodniejsze buty? To niebezpieczne dla ciebie i dziecka.” Wtedy rozpętało się piekło. Krzyknęła: „Marzy wam się, żebym się przewróciła i zabiła dziecko! Pewnie śnicie, żebym połamała nogi!” Jej słowa były potworne. Zbigniew próbował mnie bronić, poprosił, by uważała, co mówi, ale ona wpadła w jeszcze większą furię, nazwała nas „starymi idiotami” i, trzasnąwszy drzwiami, wyszła. Tadeusz pobiegł za nią, choćby nie przepraszając. Urodziny zostały zrujnowane, my siedzieliśmy przygnębieni, a goście szeptali.

Nie mogłam dojść do siebie. Gdyby moja Kinga, matka dwójki dzieci, tak odezwała się do teściowej, umarłabym ze wstydu. To nie brak manier — to absolutny brak szacunku. Po trzech dniach Tadeusz zadzwonił. Nie chciałam rozmawiać, oddałam słuchawkę Zbigniewowi. Syn przeprosił, ale oznajmił, iż nie zmusi Bronisławy do przeprosin — „i tak jest na krawędzi”. Te słowa mnie dobiły. Urodziłam troje dzieci: Kinga to moja duma, młodszy syn, Wiesław, jest dobry i troskliwy, a Tadeusz… Stał się obcy. Pozwala żonie nas deptać, obrażać, upokarzać przed ludźmi. To zdrada.

Z Zbigniewem postanowiliśmy nie wywlekać brudów, choć moglibyśmy opowiedzieć rodzinie — wtedy Bronisławie zrobiłoby się gorąco. Ale nie chcę schodzić do jej poziomu. Serce mi pęka: dlaczego Tadeusz nas nie broni? Czy wychowaliśmy go tak słabym? Czy to ona zamieniła go w swoją marionetkę? Nie wiem, jak dalej żyć obok synowej, której jad nas zatruwa, i syna, który przymyka na to oczy. Ich dziecko — nasz wnuk — ale boję się, iż Bronisława i jego przeciw nam nastawi. Ta myśl dusi, ale nie ustąpię. jeżeli syn nie znajdzie w sobie siły, by jej się przeciwstawić, ja to zrobię, choćby jeżeli rozsypie się nasza rodzina.

Idź do oryginalnego materiału