Synowa Zajadła się na Mojego Syna! – Krzyczy Teściowa, Oskarżając mnie o Lenistwo podczas Urlopu Macierzyńskiego z Dwójką Dzieci

newsempire24.com 2 tygodni temu

Dzisiaj znów to usłyszałam. „Synowa usiadła na głowie mojemu synowi!” – wrzeszczy moja teściowa, oskarżając mnie o próżniactwo, choć jestem na urlopie macierzyńskim z dwójką dzieci.

Nigdy się nie łudziłam. Od pierwszej chwili wiedziałam, iż teściowa mnie nie zaakceptuje. Nie chodzi o mój charakter, postępowanie, ani o to, jak traktuję jej syna. Po prostu pochodzę ze wsi, a ona z Warszawy. I to wystarczyło, żeby postawić na mnie grubą kreskę. Jestem „gorsza”, „niegodna”, „nie dla niego”. I tyle.

Kiedy wzięliśmy ślub z Łukaszem, już czułam jej chłód. Uśmiechała się na siłę, mówiła oschle. Udawała, iż wszystko w porządku, ale choćby najprostsze pytania brzmiały protekcjonalnie i raniły. Jej słowa na weselu: „No cóż, przynajmniej wieś będzie nam wnuki rodzić” – zapamiętałam na zawsze.

Zdecydowaliśmy się mieszkać osobno. Wynajmowane mieszkanie, skromne, ale nasze. Powiedziałam wprost: „Nie wytrzymam z twoją matką. Po prostu się uduszę.” Zrozumiał. choćby gdy teściowa namawiała: „Po co wam wydawać pieniądze? U mnie wolny pokój, przecież wszystko blisko!” – stał twardo: „Mamo, damy sobie radę.”

Wtedy właśnie uznała, iż to moja zasługa. Że to ja podpuszczam jej synka, żeby odciągnąć go od domu. Od tamtej pory jej stosunek stał się jeszcze gorszy. Nie mówiła wprost, ale jej słowa, spojrzenia, westchnienia – wszystko przesiąknięte było pogardą. A ja znosiłam. Bo kocham męża. Bo nie chciałam wojny.

Potem zaszłam w ciążę. Marzyliśmy o tym z Łukaszem. Chcieliśmy dziecko, póki jesteśmy młodzi, pełni sił. Ale dla teściowej to był kolejny powód do krytyki.

„Jak wy będziecie na wynajmowanym z dzieckiem? Tylko za jego pensję?! W biedę wpadniecie!” – kręciła głową.

Znów odmówiliśmy przeprowadzki. Tak, było trudno. Ale nie narzekaliśmy. Dorabiałam zdalnie, mąż brał dodatkowe zmiany. Nikt nam nic nie dawał. Sami dawaliśmy sobie radę.

Gdy urodził się nasz pierwszy syn, teściowa na chwilę zmiękła. Przyjeżdżała, przynosiła zabawki, mówiła, jaki śliczny. Prawie uwierzyłam, iż się zmieniła. Ale gdy zaszłam w drugą ciążę – wróciło wszystko do starego. Tym razem jej złość była jawna i okrutna.

„Oszaleliście?! Drugie dziecko?! Ty tylko rodzić umiesz, a pracować nie, tak?! A Łukasz niech haruje jak wół?! I tak życia nie widzi! A ty sobie siedzisz w domu, nóżki do góry!”

Milczałam. Ale gdy rzuciła: „Idź na skrobankę, a potem do roboty jak normalne kobiety!” – mąż wybuchnął. Pierwszy raz nie zbył jej półsłówkami, tylko krzyknął. W słuchawkę. Ostro. Jasno. Boleśnie.

„Mamo, przestań! To nasza rodzina, nasza decyzja! Nie prosimy cię o nic! Nie chcesz – nie dzwon!”

Zamilkła. Zniknęła. Przestała przyjeżdżać. Dzwoni tylko do niego – i to po cichu. A za moimi plecami rozpowiada, iż „żyję na koszt syna”, iż „nic nie robię”, iż „urodziłam dzieci, żeby nie pracować”, iż „wieśniara leniwa”…

Boli. Nie przez jej słowa – do nich przywykłam. Boli, bo to matka mojego męża. Mogłaby być blisko, cieszyć się wnukami, pomagać… A ona robi wszystko, żebyśmy czuli się winni. Za co? Za to, iż żyjemy po swojemu?

Tak, jestem teraz w domu. Ale to nie „nicnierobienie”. To nieprzespane noce, marudzenia, kaszki, pieluchy, pranie, płacze, buziaki, strachy. Nie leżę na wczasach. Jestem matką. Męczę się bardziej niż w biurze. I nie „siedzę nikomu na głowie” – wszystko, co mamy, jest wspólne. Dom, dzieci, życie. Dopóki on pracuje – ja wychowuję. Później, gdy dzieci podrosną – wrócę do pracy. Mam zawód. Nie jestem pasożytem.

Dlaczego ona tego nie widzi? Dlaczego zamiast dumy – tylko pogarda?

Dajemy sobie radę. Jesteśmy szczęśliwi. Kochamy się. A ja marzę tylko o jednym – żeby nas zostawiono w spokoju. Bez pretensji. Bez brudu. Bez trucizny. Bo my jesteśmy rodziną. I nikt nie ma prawa niszczyć tego, co budujemy z miłością. choćby teściowa.

Idź do oryginalnego materiału