Szczenięta w sercach

twojacena.pl 5 dni temu

**Szczeniak**

Danusia mieszkała tylko z mamą. Ojciec oczywiście istniał, ale nie było go w ich życiu. Na razie chłopiec nie zadawał pytań o niego. W przedszkolu ważniejsze były zabawki niż to, czy ktoś ma tatę czy nie.

Jolanta postanowiła, iż lepiej, by Danek nie wiedział, iż oszalała z miłości do jego przyszłego ojca, który, gdy usłyszał o ciąży, oznajmił, iż jest żonaty. Owszem, miał problemy z żoną, ale nie mógł odejść – jej ojciec był jego szefem. Bez niej zostałby z niczym, a taki mężczyzna na pewno nie byłby potrzebny Jolancie. Radził, by pozbyła się dziecka, póki nie jest za późno, bo alimentów by nie płacił. A jeżeli zechce walczyć – gorzej dla niej…

Nie narzucała się. Zniknęła z jego życia i sama wychowywała Darka. Chłopiec wyrósł na wspaniałego człowieka i to jej wystarczało.

Jolanta pracowała jako nauczycielka w podstawówce, a pięcioletni Danek chodził do przedszkola. Nikogo więcej im nie było potrzeba.

Po Nowym Roku w szkole pojawił się nowy wuefista – wysoki, wysportowany, uśmiechnięty. Wszystkie samotne nauczycielki (a było ich większość) od razu zaczęły go adorować. Tylko Jolanta nie patrzyła w jego stronę, nie śmiała się z jego żartów. Może właśnie dlatego zwrócił na nią uwagę.

Pewnego dnia, gdy wyszła po lekcjach, przed szkołą zatrzymał się terenowy samochód. Zza kierownicy wysiadł wuefista i otworzył przed nią drzwi.

— Proszę — uśmiechnął się, wskazując siedzenie.

— Dzięki, ale mam niedaleko — odparła zmieszana.

— Wsiadaj. Lepiej jechać niż iść, choćby jeżeli to tylko kawałek — odparł logicznie.

Jolanta zawahała się, ale w końcu wsiadła. Mężczyzna zamknął drzwi, zapytał o adres.

— Nie wiem dokładnie. Znam tylko numer przedszkola.

— Jakiego przedszkola? — Zmarszczył brwi.

— Takiego, do którego chodzi mój syn — wyjaśniła szybko.

— Masz syna? Duży już? — Od razu przeszedł na „ty”.

— Danek. Ma pięć lat. — Jolanta sięgnęła po klamkę. — Lepiej pójdę piechotą.

— Czekaj. Zawiozę was. — Włączył silnik.

Jolanta zamknęła drzwi. To nic złego, jeżeli podwiezie ją po Darka. I tak między nimi nic nie będzie. Po co mężczyźnie kobieta „z dzieckiem”, skoro wokół pełno wolnych?

— jeżeli pan nie śpieszy się… — westchnęła.

— Nie śpieszę. Nikt na mnie nie czeka. Nie mam ani żony, ani dzieci — rzucił od razu, oszczędzając jej pytań.

— Dlaczego? Straszny charakter? Kobiety nie wytrzymują? A może któraś pana skrzywdziła i boi się pan związków? — Jolanta uniosła brwi.

— Ostra z ciebie kobieta. Nie spodziewałem się. Z wyglądu taka spokojna. Było już wszystko: miłość, zawody… Ale do ślubu nie doszło, i to nie tylko z mojej winy. Po prostu nie wyszło. A charakter? Nikt nie jest idealny, szanowna Jolanto Stanisławo. Ty też nie jesteś taka słodka, jak wyglądasz.

— Żałuje pan, iż mnie podwiózł? O, proszę skręcić w tę bramę! — wskazała pośpiesznie.

Samochód zatrzymał się przed przedszkolem.

— Zaczekam — powiedział, gdy Jolanta wysiadła.

Zawahała się.

— Nie warto. Mieszkamy tuż obok. Nie chcę, by syn zadawał potem pytania. Rozumie pan, Krzysztofie Andrzeju? — Spojrzała na niego surowo, jak na niepojętliwego pierwszoklasistę. — Nie czekaj na nas. — Zamknęła drzwi i poszła do przedszkola.

Krzysztof Andrzej Nowak został w samochodzie, zamyślony. W końcu odjechał. Gdy Jolanta wyszła z Darkiem, westchnęła z ulgą i lekkim rozczarowaniem. Wszystko jasne. Kobieta z dzieckiem mu nie pasuje. I dobrze. „Nam też on nie jest potrzebny” — pomyślała.

Następnego dnia znów na nią czekał.

— Myślałaś, iż uciekłem, gdy dowiedziałem się o synu? A tu niespodzianka. Wsiadaj. Do przedszkola? — zapytał zwyczajnie.

Jolanta uśmiechnęła się i skinęła głową. Gdy przyprowadziła Darka do samochodu, chłopiec zmierzył Krzysztofa badawczym spojrzeniem, jak ona dzień wcześniej, po czym spojrzał na mamę.

— To mój kolega z pracy, Krzysztof Andrzej. Prowadzi wuef w naszej szkole. No co stoisz? Wsiadaj — powiedziała nienaturalnie wesoło, by ukryć zakłopotanie.

Danek nie podskoczył z radości. Powoli wsiadł na tylną kanapę i wpatrywał się przez okno.

— Dokąd jedziemy? — Krzysztof odwrócił się do niego.

— Gdzieś niedaleko. Bez fotelika mogą nas ukarać mandatem — odpowiedziała za syna Jolanta.

— W takim razie do centrum rozrywki. Na spacer za zimno. Darku, zgoda? — zapytał głośno i wesoło.

Chłopiec milczał, wciąż patrząc przez okno, jakby to było najważniejsze zajęcie na świecie. Krzysztof prychnął i ruszył.

W szkole zapanowała wymowna cisza, gdy Jolanta wchodziła do pokoju nauczycielskiego. A gdy pojawiał się wuefista, koledzy gwałtownie wychodzili, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia.

Krzysztof nie naciskał, był cierpliwy. Dwa razy wychodził od Jolanty po kolacji, a trzeciego dnia został do rana. Jolanta spała niespokojnie, zerkała na zegarek – bała się, by Danek nie zobaczył ich razem w łóżku.

— Spokojnie, chłopak duży, rozumny. Niech się przyzwyczaja — szepnął o świcie Krzysztof, przyciągając ją do siebie.

Ale wysunęła się z jego objęć i wstała. W tygodniu syna nie dało się obudzić, a dziś, na złość, mógł wstać wcześniej. Gdy Danek po myciu wszedł do kuchni, Jolanta smażyła racuchy, a Krzysztof siedział przy stole.

— Dzień dobDanek spojrzał na nich uważnie, potem uśmiechnął się do swojego nowego przyjaciela – małego, radośnie merdającego ogonem szczeniaka, i wtedy Jolanta zrozumiała, iż prawdziwe szczęście już dawno mieszkało w ich domu.

Idź do oryginalnego materiału