Czego uczymy nasze dzieci?
O całym zajściu opowiedziała mi moja koleżanka. I choć rodzinny piknik odbył się dwa dni wcześniej, ona wciąż była wzburzona.
– Stałam z synem w kolejce po jedzenie. Kolejka jak kolejka, wiadomo – trochę się ciągnie, trochę dzieci się kręci, ale ogólnie wszystko było raczej spokojne. I wtedy usłyszałam, jak matka, która stała tuż za mną, szepcze do swojego syna: "Idź, wepchnij się na początek, bo nie będziemy tu tyle stać" – mówiła.
W pierwszej chwili myślała, iż się przesłyszała. Ale chłopiec bez chwili wahania, przecisnął się między ludźmi i po chwili był już z talerzykiem parującej kiełbasy. Żadnego wstydu, żadnego "przepraszam". Po prostu – szybciej, sprytniej, skuteczniej.
– Zrobiło mi się gorąco. Chciałam coś powiedzieć. Naprawdę miałam ochotę odwrócić się i zapytać: "Naprawdę uczysz dziecko, żeby się przepychało?". Ale... ugryzłam się w język. Przede mną stały dzieci, za mną też. Nie chciałam robić sceny. Ale w środku aż mnie skręcało – dodaje znajoma.
Z jednej strony to przecież drobiazg. Ot, jedno dziecko szybciej dostało kiełbasę. Ale z drugiej to była lekcja. Publiczna. Dla wszystkich dzieci w tej kolejce. I dla tych, które grzecznie czekały i dla tych, które potem zaczęły się zastanawiać, czy nie lepiej było się też przepchać.
– Widziałam, jak mój syn na to patrzy. I miałam wrażenie, iż sam zaczął się zastanawiać: "Dlaczego ja stoję jak głupi, skoro tamten już je?". I wtedy poczułam wstyd. Za to, iż zamiast uczyć dzieci zasad, uczymy je kombinować – mówiła mi moja koleżanka.
Piknik minął, dzieci wróciły do zabawy, a temat rozmył się gdzieś między watą cukrową a występem na scenie. Ale we wspomnieniach mojej koleżanki ta chwila została z nią na dłużej.
I tak sobie pomyślałam: jeżeli chcemy wychować dzieci na ludzi, którzy szanują innych, to musimy zacząć od siebie. Od grilla na szkolnym pikniku, od kolejki. Bo jeżeli my nie będziemy trzymać się zasad, to czemu one miałyby to robić?