Tajemnica, która postawiła przede mną najtrudniejszy wybór: rodzina czy aborcja

newsempire24.com 1 tydzień temu

Czasem życie stawia kobietę przed wyborem, na który nie jest przygotowana. Nie usprawiedliwiam kłamstwa, ale w moim przypadku nie miałam innego wyjścia. Razem z mężem jesteśmy już ponad piętnaście lat. Mamy troje dzieci. Przetrwaliśmy wspólnie brak pieniędzy, niewyspanie, zmęczenie, kredyty, przeprowadzki. Wszystko pokonaliśmy jako rodzina. Gdy właśnie wróciłam z urlopu macierzyńskiego, gdy wreszcie zaczęliśmy oddychać z ulgą — test ciążowy pokazał dwie kreski.

Najpierw myślałam, iż to pomyłka. Jak? Dlaczego teraz? Stałam w łazience, ściskając plastikowy pasek, próbując ogarnąć myśli: znowu… wszystko od nowa.

Wiedziałam, jak zareaguje mój mąż. Nie jest złym człowiekiem. Jest racjonalny. Logiczny. Chłodny w decyzjach, gdy chodzi o przetrwanie. choćby przy trzecim dziecku ledwo się zgodził. Nie dlatego, iż nie kocha dzieci. Po prostu ma w głowie kalkulator. Czwarte dziecko, gdy dopiero wydostaliśmy się z długów, a kredyt hipoteczny przestał dusić jak wąż — byłoby dla niego katastrofą.

Gdyby tylko to… Na pierwszym USG okazało się, iż nie noszę jednego dziecka, ale dwoje. Bliźniaki. Chłopiec i dziewczynka.

Szok to za mało powiedziane. Lekarz coś mamrotał, pokazywał ekran, a ja przestałam słyszeć. Świat zamarł. Siedziałam na kozetce z lodowatymi dłońmi, czując, jak spadam w przepaść.

W domu zwlekałam z rozmową. Aż pewnego wieczoru przy kolacji szepnęłam:
— Jestem w ciąży.
Mąż wypuścił powietrze. Bez krzyków, bez scen. Milczał, skinął głową. Po chwili dodał:
— No… jakoś sobie poradzimy. Tylko niech to nie będzie dwójka.

Wtedy, próbując go oswoić z możliwością, powiedziałam:
— W przychodni spotkałam koleżankę ze szkoły. Też ma troje, a teraz spodziewa się bliźniaków.
Roześmiał się, ale z nutą niepokoju:
— Pięcioro dzieci? Zwariowałaś. Gdyby u nas była dwójka, nalegałbym na aborcję. To szaleństwo.

Wtedy postanowiłam milczeć. Nie kłamać — po prostu nie mówić. Liczyłam, iż się oswoi, iż wszystko się ułoży. Sprawdzałam zasiłki, programy „Rodzina Plus”, obliczałam wydatki. Myśl, iż może zmusić mnie do przerwania ciąży, rozrywała mnie od środka.

Na drugim badzeniu — już w 20. tygodniu — uparł się jechać ze mną. Nie mogłam odmówić. W gabinecie lekarz spokojnie oznajmił:
— Dwa serduszka, oba mocne. Gratuluję — chłopiec i dziewczynka.

Wstrzymałam oddech. Mąż patrzył na ekran z kamienną twarzą. Nie powiedział nic. Tylko zbladł. Wyszliśmy w milczeniu. W samochodzie zapytał:
— Wiedziałaś?

Pokręciłam głową.
— Nie. Mówili, iż za wcześnie, mogła być pomyłka. Samą mnie to zaskoczyło…

Nie uwierzył. Widziałam to. Ale nie robił awantury. Zamknął się w sobie. Przez dni ledwo się odzywał. Aż wreszcie coś w nim pękło.

Zaczął mówić dzieciom, iż w domu pojawią się maluchy. Dopytywał o wózki, łóżeczka, czytał poradniki. Po paru tygodniach wspomniał o przeprowadzce. Nie rozumiałam jak — ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Aż nagle przyszło pismo — daleka ciotka ze strony mamy zmarła, zostawiając mi w spadku dom na przedmieściach Poznania. Sprzedaliśmy stare mieszkanie, dołożyliśmy oszczędności na remont.

W zeszłym miesiącu urodziłam. Dziewczynkę i chłopca. Nasze kruszynki. Mąż był przy mnie. Ściskał moją dłoń, gdy nie mogłam złapać tchu z bólu. Płakał, gdy pierwszy raz wziął synka na ręce. Nigdy — przy żadnym z starszych — nie widziałam w jego oczach takiego zachwytu, takiej miłości.

Teraz nosi maluchy jak świętość. Śpiewa im kołysanki, gotuje, usypia. Starszaki pomagają, czują się ważne. W domu jest ta atmosfera, o której marzyłam — ciepła, zżyta rodzina.

Tylko jedno ciąży mi jak kamień. On nie wie, iż wtedy wszystko wiedziałam. Że ukrywałam. Że usłyszałam z jego ust słowa, które mogły nas zniszczyć. Milczę, bo boję się, iż jego zaufanie runie. Dla niego prawda to świętość. A ja wybrałam kłamstwo w imię przyszłości. W imię dzieci. W imię nas.

Gdy przytula bliźniaki, zadaję sobie pytanie: „Czy postąpiłam dobrze?”

Idź do oryginalnego materiału