**Rodzinna Tajemnica**
Pięcioletnia Zosia obudziła się w środku nocy, słysząc w mieszkaniu hałas i przyciszone głosy. Za oknem panowała jeszcze ciemność. Wyszła z pokoju i zobaczyła przy łóżku matki ludzi w białych kitlach. Krystyna leżała nieruchomo z zamkniętymi oczami.
— Mamo, mamusiu… — szepnęła Zosia, a gdy matka nie odpowiedziała, rozpłakała się ze strachu.
Widziała, jak wynoszą Krystynę na noszach i odjeżdżają karetką. Ojciec, Marek, został z nią. Wieczorem słyszała, jak rodzice się kłócili. Wciąż powtarzało się imię Agata — wiedziała, iż to siostra mamy, która dawno nie żyje. Zosia widziała jej zdjęcie u babci Heleny na ścianie w wiejskim domu.
Dlaczego się pokłócili? Tego nie rozumiała. Mama płakała, tata podnosił głos. W końcu wszyscy poszli spać, a teraz coś się stało mamie.
— Tato, co z mamą? — zapytała przez łzy.
— Rozumiesz, Zosiu… serce. Ma słabe serce, nie może się denerwować. Idź do łóżka, jeszcze wcześnie, obudzę cię przed przedszkolem.
Krystynie było naprawdę źle — leżała bez ruchu, nie mogąc wydobyć głosu. Marek spał na kanapie, a ona nie miała siły go zawołać. Coś jednak sprawiło, iż obudził się w środku nocy i podszedł do żony. Dotknął jej ramienia, ale nie zareagowała. Wpadł w popłoch i wezwał pogotowie.
Rano Marek spieszył się do pracy. Przedszkole było blisko, więc odprowadził Zosię, lekko popchnął drzwi i powiedział:
— Biegnij, przebierz się i idź do grupy. Spóźniam się. Wieczorem pojedziemy do mamy do szpitala.
W pracy starał się nie myśleć, choć niewyspanie dawało o sobie znać. Podeszła do niego Justyna, dyspozytorka i od dwóch lat jego kochanka. Młoda, ładna, żywiołowa. Po jednej z firmowych imprez obudził się w jej kawalerce. Pamiętał, jak cały wieczór nie odstępowała go na krok.
Marek jeździł ciężarówkami, a z Justyną widywał się potajemnie. Żona nie wiedziała o zdradzie, choć może przeczuwała. Wczorajsza kłótnia wybuchła, gdy Krystyna wracając z pracy spotkała koleżankę, Danutę, która pracowała z Markiem.
— Twój mąż wrócił już wczoraj, ale zapomniał oddać rozliczenie — powiedziała Danuta.
— Jak to wczoraj? W domu go nie było! — zdziwiła się Krystyna.
— Widziałam jego auto… — Danuta zrozumiała, iż się wygadała. Wiedziała, iż Marek kręci się z Justyną.
— Może się pomyliłam — dodała gwałtownie i odeszła.
Wieczorem Marek wrócił, a Krystyna od razu go zaatakowała:
— Gdzie byłeś? Wróciłeś wczoraj!
— Skąd taki pomysł? Kto ci to powiedział?
— Wystarczy, iż wiem! — krzyknęła.
Kłótnia była gorsza niż zwykle. Zosia słyszała, jak rodzice krzyczą, wspominając sobie dawne sprawy. Czasem się kłócili, ale teraz było gorzej.
W końcu Marek przyznał się do zdrady. Gdyby milczał, może Krystynie nic by się nie stało. Ale wzięła to głęboko do serca.
Wieczorem zabrał Zosię do szpitala. Krystyna była blada, pod kroplówką. Uśmiechnęła się słabo do córki, ale na męża patrzyła zimno.
Marek już podjął decyzję — odejdzie. Justyna naciskała, by się do niej wprowadził, spodziewała się dziecka. Nie mógł jednak teraz mówić o tym żonie — lekarz zabronił jej stresów.
Minęły dni. Dopóki Krystyna była w szpitalu, Marka nie wysyłano w trasę. Kilka razy przyjeżdżał z Zosią na odwiedziny. Potem przyjechała babcia Helena.
— Zosieńko, idź do pokoju, muszę porozmawiać z tatą — powiedziała.
Zosia usłyszała, jak babcia znów mówi o Agacie, a ojciec odpowiadał ostro.
Helena wiedziała o zdradzie zięcia, ale milczała, dopóki sprawa nie skończyła się szpitalem. Marek zachowywał się bezczelnie, mówiąc, iż to nie jej sprawa.
Krystynę wypisano, ale pracować nie mogła — była zbyt słaba. Babcia zabrała ją z Zosią na wieś.
— Tato też przyjedzie? — spytała Zosia.
— Nie, córeczko. Tata będzie mieszkał gdzie indziej. Kiedyś zrozumiesz.
Zosia nie wiedziała, iż przed wypisem Marek był w szpitalu, a Krystyna powiedziała mu:
— Zabierz swoje rzeczy i wynoś się. Samo rozwód wytoczę. I pamiętaj — Zosia i tak nie jest twoja.
Marek wprowadził się do Justyny i zniknął z ich życia. Zamieszkały na wsi, w spokojnym domu. Pewnego dnia Zosia przypadkiem usłyszała, jak babcia mówi do sąsiadki:
— Zięć znalazł sobie młodszą, zdrową. Już mu dziecko urodziła. Krystynie słabo, ciągle brak tchu.
Zosia widziała, jak mama patrzy na zdjęcie Agaty i wzdycha. Raz choćby zobaczyła jej łzę.
Minęły lata. Krystyna chorowała, pomagała matce, ale gwałtownie się męczyła. Zosia, już w czwartej klasie, mówiła:
— Mamo, odpocznij, ja pomogę babci.
— Moja złotko — mówiła babcia, przytulając wnuczkę.
Zosia chodziła do szkoły, miała przyjaciółki. Pewnego dnia, wracając z babcią ze sklepu, spotkały sąsiadkę, Wandę.
— Boże, Helena, twoja wnuczka to żywy obraz Agaty! — powiedziała, patrząc na Zosię.
W domu Zosia wyjęła album i porównała zdjęcia. Była uderzająco podobna do Agaty. Nie powiedziała nikomu.
Niedługo później Krystynie znów zasłabło. Zabrano ją do szpitala, a potem przyszła straszna wiadomość:
— Mamy już nie ma, Zosiu — płakała babcia.
Zosia była w siódmej klasie. Długo nie mogli się pozbierać. Chodzili na cmentarz, nosili kwiaty.
Pewnego dnia, już w dziewiątej klasie, Zosia spytała:
— Babciu, dlaczego jestem taka podobna do cioci Agaty?
Babcia była chora, poprosiła o wodę i posadziła wnuczkę obok.
— Jesteś już duża, czas, żebyś wiedziała. Twoja mama i Agata były siostrami. Kiedy Krystyna wyszła za Marka, długo nie mogła zajść w ciążę. A potem… Agata i jej mąż zginęli w wypadku. Samochód spadł ze skarpy. To byli twoi rodzice, Z