Te 3 teksty potrafią zamienić urlop w koszmar. W mojej rodzinie obowiązuje zakaz ich wypowiadania

mamadu.pl 13 godzin temu
Wakacje powinny być czasem odpoczynku, śmiechu i dobrych wspomnień. A jednak wystarczy kilka źle dobranych słów, by w jednej chwili zamienić spokój w napięcie, a słońce w chmury. Dlatego w mojej rodzinie mamy prostą zasadę – pewnych zdań po prostu nie mówimy, choćby w żartach.


Wakacje – piękne plany i kruche emocje


Przygotowania do urlopu zaczynają się dużo wcześniej: szukanie noclegu, układanie listy atrakcji, odliczanie dni w kalendarzu. I wtedy przychodzi ten wyczekiwany moment – walizki w samochodzie, pierwszy łyk kawy na tarasie, zapach morza albo szum górskiego

potoku.

I nagle… jedno zdanie potrafi sprawić, iż w środku coś w nas pęka. To może być rzucone pół żartem, pół serio. Albo z lekką irytacją. I już atmosfera jest inna, już nie smakuje tak samo obiad, a zachód słońca już tak nie cieszy.

Zrozumiałam, iż urlop to nie tylko miejsce, w które jedziemy, ale przede wszystkim relacje, które tam zabieramy. I iż język może być naszym największym sprzymierzeńcem… albo wrogiem.

Te trzy teksty potrafią zamienić urlop w koszmar


1. "Bo ty zawsze…" – początek końca dobrego humoru


Nic tak nie psuje chwili, jak wracanie do dawnych pretensji.

"Bo ty zawsze spóźniasz się na śniadanie", "Bo ty nigdy nie chcesz chodzić po górach" – niby zwykłe stwierdzenia, ale tak naprawdę to cegły w murze, który zaczynamy między sobą budować.

Na urlopie nie chcę rozliczać przeszłości. Nie ma sensu odgrzebywać tego, co było. Wolę zapytać: "To co robimy teraz?" niż wyliczać, kto ile razy co zrobił źle.

Bo wakacje to jest ten rzadki moment, kiedy możemy się skupić na tym, co tu i teraz.

2. "Ja mówiłam, iż tak będzie" – mistrzyni psucia nastroju


Znasz to? Stoimy w kolejce do muzeum, która nagle okazuje się dwugodzinna. Albo zamawiamy w knajpie i dostajemy coś zupełnie innego, niż w menu. I wtedy ktoś wypala: "A nie mówiłam?".

Nie wiem, czy jest na świecie zdanie, które szybciej potrafi wkurzyć. Bo ono nie wnosi nic – nie rozwiązuje problemu, nie poprawia nastroju, nie dodaje humoru. Ono tylko przypomina, iż ktoś miał rację, a ktoś inny się pomylił.

Tylko iż to wcale nie jest wyścig o tytuł "jasnowidza wyjazdu". Wolę zamiast tego


usłyszeć: "Dobra, to idziemy gdzie indziej" albo "Zamówmy coś innego, może będzie lepsze".

3. "Już mi się odechciało" – wyłącznik energii


To zdanie ma w sobie coś, co potrafi zabić całą radość. Pada zwykle po drobnej sprzeczce albo gdy coś idzie nie po naszej myśli – np. spóźniony autobus, zmiana planów z powodu pogody.

I wtedy ktoś siada na ławce ze skrzyżowanymi rękami i mówi:


"Już mi się odechciało”.

Wiem, iż każdy ma prawo do gorszego momentu, ale wakacje to trochę jak wspólny rejs – jeżeli jedna osoba zaczyna przewracać oczami i odmawia wiosłowania, to reszta też zaczyna tracić tempo.

Dlatego u nas obowiązuje zasada: jeżeli coś nie wyszło, to szukamy planu B. Choćby to miał być głupi spacer na lody zamiast wycieczki w góry.

Dlaczego te zasady ratują urlop?


Nie chodzi o to, żeby na urlopie udawać, iż wszystko jest idealne. Pogoda czasem się psuje, dzieci marudzą, ktoś zgubi okulary. Ale odkąd wyeliminowaliśmy te trzy zdania, jest mniej fochów, mniej napięć, a więcej zwykłej euforii z bycia razem.

Zrozumiałam, iż słowa naprawdę ważą – czasem więcej niż walizki, które targamy na lotnisko. I iż urlop jest za krótki, żeby tracić go na naprawianie tego, czego moglibyśmy w ogóle nie psuć.

Idź do oryginalnego materiału