W ramach przypomnienia: pokolenie alfa jest pierwszym, które w całości urodziło się w trzecim tysiącleciu. Najmłodsi przedstawiciele właśnie przychodzą na świat, a najstarsi mają po 14 lat. To nie dzieci, a nastolatki, które dokładnie wiedzą, czego chcą. Mają sprecyzowane marzenia i oczekiwania. A co w tym wszystkim najważniejsze (i najpiękniejsze), dążą do tego, by je spełnić.
Oczekują i żądają? Wątpię
Czy aby na pewno? Często zarzucamy im, iż tylko potrafią wydawać pieniądze zarobione przez rodziców. Nic więcej. Że myślą, iż pieniądze rosną na drzewach i tak naprawdę nie znają ich wartości. Być może pojedyncze przypadki skłoniły nas do takich osądów. Ale na pewno nie możemy stwierdzić, iż każdy ma takie podejście.
Zachowanie 12-letniego syna moich sąsiadów wszystkiemu zaprzecza. Pokazuje i uświadamia, iż od pokolenia alfa wiele możemy się jeszcze nauczyć. Możemy podpatrywać jak dążyć do celu i spełniać marzenia.
Xbox
Po ostatnim spotkaniu z sąsiadami zobaczyłam światełko w tunelu. Dostrzegłam promyk nadziei, który zmienił sposób, w jaki patrzyłam na pewne sprawy, na pewne pokolenia. Mateusz ma 12-lat i jeden cel: kupno Xboxa.
Sąsiedzi są zamożnymi ludźmi, mogą pozwolić sobie na wiele. Na synu nie oszczędzają. Basen, karate, języki. Trzy razy w roku zagraniczne wakacje. Mają jedną zasadę – nie rozpieszczają i uświadamiają, iż by zarobić, trzeba się napracować. Za ładny uśmiech nikt nie płaci. Mateusz na rzeczy, które w ich odczuciu są zbędnymi zachciankami, musi sobie zarobić, zapracować. Sam.
Musi się postarać, by osiągnąć cel. Tak też jest w przypadku Xboxa, który ich zdaniem jest tylko gadżetem, który niepotrzebnie zabiera dzieciom czas. Nie zabraniają, ale też nie zamierzają mu go sprezentować.
Nic nie spada z nieba
O tym, iż chciałby mieć Xboxa, Mateusz powtarzał w mojej obecności już kilkukrotnie. Chciał go dostać na urodziny, pod choinkę czy z okazji Dnia Dziecka. Bezskutecznie. Rodzice nie poparli i z tego co wiem, nie zamierzają poprzeć jego pomysłu.
Chłopak nie rezygnuje z marzeń i za wszelką cenę dąży do celu. Choć każdy grosz odkłada do skarbonki i nie wydaje na 'byle co', zgromadzenie tych kilku tysięcy okazało się niełatwym zadaniem.
Kiedy w sobotę z rana wracałam z piekarni, minęłam się z Mateuszem i jego mamą.
– Gdzie się tak rano wybieracie?– zapytałam.
– Jadę pomóc dziadkowi zrywać truskawki na handel. Jak się uda, uzbieram wreszcie na Xboxa – krzyknął.
Szacun, serio
Byłam pod wrażeniem, szczerze. Przypuszczam, iż niejednej osobie z mojego pokolenia nie chciałoby się wstawać z samego rana w weekend, by cały dzień w tym skwarze zrywać truskawki. Lepiej przecież trochę pomarudzić rodzicom, poprosić, zrobić maślane oczy. Prędzej czy później powinno się udać. A jak nie, to godzimy się z porażką i zapominamy o temacie.
Kiedy byłam nastolatką, też niekiedy miałam takie podejście. Wielu moich znajomych również. Dlatego tym bardziej jestem pod wrażeniem. Wcześniej też spotkałam się z podobnymi sytuacjami. Współczesne pokolenie nastolatków uparcie dąży do celu, czasami za wszelką cenę. Pokazuje, iż dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. jeżeli się tylko chce, to wszystko można osiągnąć. Podziwiam i zapisuję.