Ten brzydki, zakupowy zwyczaj to zwykłe buractwo. "Potem dzieci nie mają szacunku"

mamadu.pl 8 miesięcy temu
Zdjęcie: Wielu z nas tak robi w sklepach, nie myśląc o konsekwencjach. Fot. PIOTR KAMIONKA/REPORTER/East News


Z pewnością znacie ten widok: wędzona rybka wciśnięta między pudełka herbaty, czekolada na półce z gazowanymi napojami, paczka herbatników przy proszkach do prania. Podczas zakupów rozmyślamy się, a produkty, których jednak nie chcemy, zostawiamy, gdzie popadnie. O takiej sytuacji napisała do nas Martyna.


"Byłam w sklepie i taka sytuacja się tam wydarzyła, pierwszy raz się z czymś takim spotkałam. Nie wiem, czy mogę podać nazwę sklepu, to nie będę podawać, ale to taka polska sieć, nie ma tam kas samoobsługowych ani nic.

No i kręciłam się już w okolicy kas, byłam zmęczona po pracy, chciałam gwałtownie się uwinąć i wrócić do domu, bo dzieciaki czekały. Za mną chodziła taka młoda babeczka z synkiem, pewnie trochę młodszym od moich dzieci. Może miał z 4 lata, 5? Przedszkolaczek taki. Też szli w stronę tej samej kasy co ja.

No i do tej pani podeszła jakaś pracownica sklepu i zwróciła jej uwagę, dość sucho, ale nie jakoś bardzo niemiło: 'Halo, halo, proszę pani, a co z tymi produktami, które pani wzięła z półek i odłożyła, o tam?'. Wskazała palcem na jakąś półkę. Widziałam tę młodą mamę, bo to nie jest duży sklep, nie miała koszyka ani wózka i wszystko nosiła w rękach. Rzeczywiście mijałam ją, jak część rzeczy położyła w pierwszym lepszym miejscu na półce, a z resztą chodziła w rękach.

'Niech pani je odłoży tam, skąd je wzięła, skoro ich pani nie kupuje. Żeby dziecko od małego uczyć, iż tak można, no wie pani. Brak szacunku' – dodała pracownica.

Ta młoda mama trochę się zmieszała, przeprosiła i rzeczywiście poszła po te rzeczy, ale ich nie odniosła, tylko wzięła ze sobą do kasy, żeby jednak je kupić. Jakoś głupio mi się zrobiło w tej sytuacji, iż ktoś ją tak zawstydził, ale też przyznaję, iż przypomniałam sobie, iż mnie też się kiedyś tak zdarzało. Zwłaszcza, jak dzieci były mniejsze.

No bo wiecie, jak to jest, zakupy, dziecko uwieszone, chce iść, ludzie się gapią, dziecko zaczyna marudzić. To czasem łatwiej tych kilka rzeczy dać na pierwszą lepszą półkę i uciekać, niż stać w kolejce do kasy i musieć znosić te wszystkie spojrzenia.

Ja nie wchodzę w żadne konflikty, staram się ich unikać, więc w sumie nic nie powiedziałam, no bo też co miałam gadać? No ale w sumie jak się nad tym zastanawiam, to chyba dobrze zrobiła ta sprzedawczyni. Bo ja wiem, iż czasem jest nam, matkom, ciężko, ale z drugiej strony to rzeczywiście niefajny zwyczaj, takie odkładanie rzeczy gdzie popadnie. To dokładnie pracy pracownikom sklepu. A jak te rzeczy się gdzieś upcha, to nikt ich nie znajdzie, zepsują się.

Wiecie, jak jogurcik albo jakiś serek się daje na półce z herbatą albo, nie daj Boże, jakąś wędlinę się upcha między proszki. No to potem trudno to wyłapać. A dziecko to widzi, ono się uczy przez to, iż na nas patrzy. Więc najpierw było mi żal tej mamy, iż ją zawstydziła pracownica, ale myślę, iż miała rację, iż lepiej tego dzieci nie uczyć.

Bo jak dzieci widzą coś takiego, to potem same nie szanują. Ani tych rzeczy, ani pracy ludzi. Myślą, iż wszystko im wolno, a tak nie powinno być".

Idź do oryginalnego materiału