Ten okrutny zwyczaj wykańcza rodziców: "Najchętniej teraz wzięłabym bym urlop"

mamadu.pl 8 miesięcy temu
Zdjęcie: Dlaczego wszystkim się wydaje, że rodzice tak bardzo potrzebują dobrych rad. Fot. 123rf.com


Święta, święta i po świętach... jednak w niektórych domach jeszcze słychać echa spotkań z bliskimi. Nasza czytelniczka cieszy się, iż kolejny rodzinny zjazd dopiero na Wielkanoc. Monika nie może znieść pewnego nieprzyjemnego zwyczaju, który jest dość powszechny przy polskich stołach. Chyba żaden rodzic tego nie lubi, a może wy usłyszeliście coś innego?


"Zawsze lubiłam święta Bożego Narodzenia, kojarzyły mi się niezwykle przyjemnie. Pełen dom, smaczne jedzenie, życzliwość i mile spędzony rodzinny czas. Wydawało mi się, iż gdy zostanę mamą, będę mogła pokazać to moim dzieciom, tymczasem zaczęłam szczerze nienawidzić tych spotkań. Zauważyliście, iż w święta rodzice mają dosłownie przerąbane?

Łatwo mówić


Poza klasycznymi przygotowaniami jak zakup prezentów, sprzątanie i gotowanie mamy na głowie ekstra obowiązki związane z naszymi pociechami. Ogrom emocji daje się we znaki nie tylko tym najmłodszym dzieciom. U nas skończyło się koszmarami nocnymi i rozpaczą 6 razy dziennie, jak nie ze zmęczenia, to z nadmiaru bodźców.

Choć nie jest to łatwe, to jakoś wpisuje mi się to w rodzicielstwo. Bywają trudniejsze dni, zdarza się, ale to nie to jest najgorsze. Najbardziej do szału doprowadzają mnie te wszystkie mądrości wygłaszane przy świątecznym stole.

Rodzinni eksperci znają się na wszystkim i koniecznie muszą się podzielić swoimi radami. Mają szeroką wiedzę o alergiach, chorobach zakaźnych, katarach, żywieniu dzieci, usypianiu, metodach wychowawczych, karach i nagrodach... i wielu, wielu innych.

Dla 'doradców' znaczenia nie ma, czy sami mają jedno dziecko, czy też więcej. W wygłaszaniu opinii nie przeszkadza także absolutny brak doświadczenia w tym temacie lub to, iż ostatni raz malucha mieli w domu jakieś 40 lat temu!

Co roku, po tych kilku dniach przepełnionych 'genialnymi' poradami oraz wytkaniem mi 'błędów', jestem potwornie zmęczona. Najchętniej teraz wzięłabym urlop, by dojść do siebie po tym nieustannym odpieraniu ataków.

Psują nerwy i nic nie wnoszą


Takie porady psują nerwy, ale i udowadniają, jak nikłe pojęcie na temat opieki nad dziećmi mają niekiedy nasi 'bliscy'. Ba! Pokazuje to, jak kiepsko znają nas czy nasze dzieci, bo trzeba byłoby uważniej słuchać, czy być obecnym w naszym życiu.

Taka 'życzliwa' wskazówka przecież nic nie kosztuje, a realna pomoc rodzicom? To wymagałoby zbyt dużo zachodu. Posiedzieć z dzieckiem w nocy, zabrać na spacer, ugotować coś dla alergika, zrobić coś więcej niż tylko włączyć bajkę na TV... o nie! Radź sobie sama!

Pisaliście przed świętami, iż takie 'uwagi' nie wynikają z chęci krytyki, a z troski o dobro dzieci. Radziliście, by podejść do takich słow ze współczuciem, by mniej się nakręcać. Jednak to nie my, rodzice, powinniśmy luzować! Choć mam 40 lat i dwójkę dzieci, co roku czuję się jak nastolatka, która jest rugana, bo przecież 'nic nie wie o życiu'. Chyba należy nam się choć odrobina szacunku!

Ilu z nas, zamiast nieproszonych porad, usłyszało w te święta pochwałę, iż robimy świetną robotę, iż jesteśmy dzielnymi rodzicami i iż ktoś z nas jest dumny? No właśnie...".

Idź do oryginalnego materiału