Ten urodzinowy trend to jakieś szaleństwo. Rodzice, czy wyście powariowali?

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Czy w urodziny dziecka rzeczywiście prezenty są najważniejsze? Wielu rodziców ma dość tego trendu. Fot. Thirdman/Pexels


"To już trzecie zaproszenie na urodziny w ciągu ostatnich tygodni, a mnie chce się ryczeć" – pisze Anna, mama 7-latki. Co wywołuje tak silne emocje? Ignorancja rodziców. Zdaniem Anny wielu z nich nic sobie nie robi z kryzysu i szalejącej inflacji. Gdy dzieci domagają się drogich prezentów, rodzice organizują przyjęcia urodzinowe i po prostu o nie proszą. Bez refleksji, iż być może kogoś na nie nie stać.


Jeśli komunie od kilku lat przypominają wesela, czym w takim razie stają się urodziny? To pytanie nurtuje Annę.

Mama 7-letniej Leny jest zaniepokojona trendem, który zauważyła wśród rodziców dzieci z klasy córki.

Ma dość, iż tak wielu z nich zupełnie ignoruje fakt, iż żyjemy w ciężkich czasach, i prosi o drogie prezenty dla dzieci.


Cieszyła się, iż jej córka ma przyjaciół


"Przed rozpoczęciem roku szkolnego byłam przerażona. Obawiałam się, jak moja córka odnajdzie się w szkole, jak dogada się z innymi dziećmi – zawsze była dość wycofana. W przedszkolu miała kilka dobrych koleżanek, ale duszą towarzystwa nazwać jej nie mogłam. Zaledwie po kilku dniach okazało się, iż mogę odetchnąć z ulgą.

Córka każdego dnia wracała do domu cała w skowronkach, trajkotając o nowych koleżankach i kolegach. Nie wiedziałam, jak to się stało, iż to moje ciche (według teściowej 'zahukane') dziecko tak dobrze dogaduje się z rówieśnikami. Jednak nie zaprzątałam sobie tym głowy, cieszyłam się, iż Lenka rozkwita.

Cała klasa Leny jest wyjątkowo zgrana, choć wiadomo – kilkoro dzieci odstaje od grupy. Jak ja się cieszyłam, iż to nie moja córka! Dość gwałtownie okazało się, iż za rozbudzenie towarzyskiej natury w moim dziecku przyjdzie mi słono zapłacić. Oj słono…" – pisze w swoim liście Anna.

Z jednej strony nie posiadała się ze szczęścia, iż jej córka znalazła wspólny język z innymi dziećmi i znalazła przyjaciół. Z drugiej – wątpliwości pojawiły się, gdy po kilku miesiącach nauki Lena wróciła ze szkoły z dwoma zaproszeniami na urodziny koleżanek. Jedna z dziewczynek wyprawiała urodziny w piątek, druga w sobotę. Powód zmartwienia był prozaiczny: pieniądze.

Drogie prezenty stały się normą


"Zdążyłam już poznać niektórych rodziców na zebraniach, mamy też swoją grupę na messengerze. Odezwałam się więc do taty jednej z dziewczynek i mamy drugiej z pytaniem o prezent na urodziny. O składkach w wysokości 30 zł, książkach albo drobnych upominkach – takie prezenty wręczało się, kiedy sama chodziłam do szkoły – nikt już chyba nie pamięta. Jedna koleżanka zażyczyła sobie iPhone'a, więc jej rodzice zorganizowali składkę w wysokości 100 zł od zaproszonego dziecka. Resztę pieniędzy mieli sami dołożyć. 100 zł?! Trochę mnie to uderzyło, ale nie dałam po sobie poznać.

U drugiej koleżanki nie było składki, ale jej mama zaczęła mi wymieniać prezenty, o jakich marzy jej córka: aparat Instax, lampka-projektor nieba i gwiazd, interaktywny piesek-robot… Oczywiście mama tej dziewczynki napisała mi, iż to tylko sugestie, a najważniejsze, żeby Lenka pojawiła się na urodzinach. Mimo to poczułam się… niezręcznie. Przecież tyle się mówi, iż mamy kryzys, wszystko takie drogie, wiele osób wciąż mierzy się ze skutkami pandemii – sama z całego etatu musiałam przejść na pół, bo w mojej firmie cięli koszta. Nie przyszłoby mi więc do głowy, żeby chociażby sugerować innym rodzicom takie prezenty" – tłumaczy Anna.

Dalej wyjaśnia, iż gdyby to była jednorazowa sytuacja – czy dwurazowa – może machnęłaby na to ręką. Jednak nie ma miesiąca, by jakieś dziecko nie obchodziło urodzin, co wiąże się z kupowaniem prezentów – zwykle takich, które przekraczają jej budżet.

W obliczu nowego trendu jest bezradna


"Ja nie wiem, czy ci rodzice powariowali? Czy to ja jestem jakaś nienowoczesna? Mówi się, iż komunie są jak małe wesela, a urodziny to co? Małe komunie? Tematu tego, jak wyglądają te urodziny 7- i 8-latków, to choćby nie będę komentować. Napiszę tylko, iż cieszę się, iż moja Lena urodziła się w lipcu, bo chyba musiałabym się zapożyczyć albo zrezygnować z wakacji, żeby móc wyprawić jej taką imprezę, jakie mają czasem inne dzieci.

Wiem, iż powinnam po prostu porozmawiać z innymi rodzicami i powiedzieć im, co o tym myślę. Ale zwyczajnie się boję. Boję się, iż to wpłynie jakoś na kontakty mojej córki z innymi dziećmi, iż ci rodzice coś im nagadają, iż przestaną zapraszać Lenkę… I tak, ostatnio prawie się popłakałam, kiedy w ciągu miesiąca czy dwóch Lena przyniosła trzy zaproszenia. Chciałam mieć towarzyskie dziecko, to mam… Nie sądziłam jednak, iż cena okaże się tak wysoka".

Idź do oryginalnego materiału