"Sprawy w pracy się tak pokomplikowały, iż w tym roku nie mogę sobie pozwolić na dwutygodniowy urlop. Może później, poza sezonem, ale na pewno nie teraz. Są rzeczy, na które nie mam wpływu, muszę brać to, co przynosi los. Ale dla mnie to nie problem, bo tak zostałam wychowana. Doceniam to, co mam" – pisze we wstępie listu jedna z naszych czytelniczek.
Dla niego
"Kuba przyzwyczajony jest do zagranicznych wakacji. Byliśmy w Turcji, Egipcie, Bułgarii. Leżaki, baseny, zjeżdżalnie i pyszne jedzonko. Bosko. W tym roku o takim błogim lenistwie póki co musimy zapomnieć. Może we wrześniu uda się wygospodarować czas. Zobaczymy. Dla mnie to nie problem, ale wciąż w myślach mam jego. Mojego 7-letniego syna, który już od tygodni odlicza dni do zakończenia roku szkolnego. Czeka na wolne. Nie mogę i nie chcę go zawieść.
Kolonie i obozy odpadają, nie chce jechać, a ja nie zmuszam. To ma być przyjemność, a nie przykry obowiązek. Wiedziałam, iż muszę coś wymyślić. Wpadłam na fantastyczny pomysł, niemalże z innej epoki. Zorganizuję mu dwutygodniowe wakacje niczym z PRL-u.
Będzie szał!
Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie mały, drewniany domek, przed nim nieskoszoną trawę i rozbity namiot. Przed namiotem koc, taki wełniany, w kratę, jak dawniej. Koguta, który pieje o świcie, studnię, z której przynosi się wodę. Tak właśnie będą wyglądały dwa tygodnie wiejskich wakacji mojego syna. Niczym z czasów PRL-u. Szczerze? To aż mu zazdroszczę!
Moja babcia, a Kuby prababcia mieszka właśnie na takiej prawdziwej, polskiej wsi. Ale żeby nie było prosto i nudno, Kuba nie będzie spał u niej w domu, a w namiocie. Oczywiście nie sam, a z tatą.
Może nie będzie wygodnie jak w pięciogwiazdkowym hotelu, może smak kompotu z czereśni lub wiśni nie zastąpi smaku truskawkowego smoothie. Momentami może być ciężko, niekomfortowo. Jedno jest pewne, będzie inaczej. Domyślam się, iż niektóre mamy właśnie w tym momencie wywracają oczami i myślą, iż zwariowałam. Być może, ale Kuba lubi takie zabawy, kocha inne klimaty. Uwielbia doświadczać, dowiadywać się, jak było dawniej. Przepada za takimi eksperymentami.
Za domkiem babci stoi studnia, taka z drewnianym daszkiem, z metalowym wiadrem przyczepionym do grubego sznurka. Fajnie będzie rzucić wiadrem w nieznaną otchłań, usłyszeć dźwięk wody, a potem z całych sił kręcić korbką. Nie mam pewności, czy woda nadaje się do picia, być może, ale ryzykować nie będziemy. Do zabawy na pewno się sprawdzi.
Spokój
I tak przez dwa tygodnie. Bez telewizora, komputera, grających i świecących zabawek. Bez tych wszystkich rozpraszaczy, które pobudzają nasz układ nerwowy. Jedynie piejący o świcie kogut może drażnić i wyprowadzać z równowagi. Ale to kwestia przyzwyczajenia.
Być może nie będą to wymarzone wakacje mojego syna, ale będą niepowtarzalne. Przypuszczam, iż będzie wracał do nich wspomnieniami, a może kiedyś i swoim dzieciom takie zorganizuje. Rozbije namiot, usiądzie na trawie i z synem lub córką będzie słuchał piejącego koguta".