Dzisiaj znów poczułam, jak ciężar świata spada na moje barki. Stwierdziłam stanowczo przed moją synową: „Pierwszą wnuczkę wychowaliśmy my, teraz wasza kolej z młodszym dzieckiem!”
Moja córka, Krysia, walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi, a teraz, na progu drugiego porodu, ja, Wanda Nowak, stoję przed wyborem, który przeraża mnie do głębi. Razem z mężem od trzech lat opiekujemy się starszą wnuczką, Zosią, bo po pierwszych porodach Krysia ledwo przeżyła. A teraz synowa, Bronisława Kowalska, która obiecywała pomagać, znów odwraca się plecami, zostawiając nas w rozpaczy. Mieszkamy w małym miasteczku pod Łodzią, a ta sytuacja łamie mi serce.
Kiedy Zosia się urodziła, zabraliśmy ją do siebie zaraz po wyjściu ze szpitala. Krysia spędziła pół roku w szpitalu, walcząc o życie, i nie mogliśmy zostawić noworodka bez opieki. Bronisława przysięgała, iż będzie pomagać, ale przez te trzy lata jej „pomoc” ograniczyła się do pustych obietnic. Zawsze miała wymówki: praca, sprawy, podróże. Gdybym nie naciskała, choćby by Zosi nie zobaczyła! Błagałam, żeby przyjechała, i dopiero wtedy się pojawiała, ale na krótko i z miną, jakby robiła nam łaskę.
Teraz Krysia spodziewa się drugiego dziecka, a lekarze ostrzegają – mogą powtórzyć się te same problemy. Po pierwszym porodzie leżała pięć miesięcy na patologii i cudem uratowaliśmy zarówno ją, jak i Zosię. Wtedy niemal osiwiałam, gdy zadzwonili z oddziału i zapytali, kto odbierze dziecko. Krysia nie mogła choćby karmić piersią, więc ja, mimo wieku i nadciśnienia, zabrałam Zosię do siebie. Nie jesteśmy już młodzi, a w domu mam jeszcze młodszą córkę, która nie skończyła osiemnastu lat. Ale wyboru nie było – nie mogłam porzucić wnuczki.
Zosia mieszka z nami, a do rodziców jeździ tylko na weekendy. To wygodne dla wszystkich: Krysia dochodzi do siebie, a my radzimy sobie ze starszą wnuczką. Ale drugim dzieckiem już nie podołam. Nie mam siły znowu przechodzić przez nieprzespane noce, płacz, kolki. Gdy Krysia poprosiła nas, żebyśmy wzięli noworodka, poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Mam nadciśnienie, a Zosia, szczególnie przy ząbkowaniu, doprowadzała mnie do wyczerpania swoim płaczem. Wtedy dzwoniłam do Bronisławy, błagając, żeby wzięła wnuczkę choć na dzień. Przyjeżdżała, ale oddawała Zosię po kilku godzinach, jakby musiała przenosić góry.
Bronisława jest ode mnie osiem lat młodsza, ale zachowuje się jak wielka dama. Zawsze zadbana, ciągle w podróży – to do SPA, to na wycieczki. Mężczyzn nie potrzebuje, cieszy się wolnością. Po narodzinach Zosi obiecała pomagać, ale przez trzy lata zabrała wnuczkę może ze dwa razy, i to tylko dlatego, iż nalegałam. Ja padałam ze zmęczenia, ciśnienie szalało, a ona oddawała Zosię ze skargami: „Oj, jak ja się zmęczyłam!” Jakbym ja nie nosiła jej dzień w dzień na rękach!
Teraz, gdy Krysia jest w trzecim trymestrze, lekarze mówią, iż scenariusz może się powtórzyć. Jestem w panice. Nie starczy mi sił na kolejnego niemowlaka, a Zosia i tak wymaga uwagi. Powiedziałam synowej wprost: „My zajmowaliśmy się Zosią, teraz wasza kolej.” Ale Bronisława od razu znalazła sto wymówek: ma koty, drogie meble, rzadko bywa w domu, praca, wyjazdy. Po prostu nie chce się babrać z dzieckiem. choćby nie ukrywa, iż wnuki są dla niej ciężarem. Jestem zrozpaczona – co zrobić z noworodkiem? Do domu dziecka go oddać?
Serce pęka mi z bólu. Krysia walczy o życie, a ja nie wiem, jak uratować naszą rodzinę. Bronisława żyje dla siebie i nasze problemy jej nie obchodzą. Próbowałam przekonać ją, żeby wzięła wnuczkę choć na pół roku, ale macha ręką jak na natrętną muchę. Zosia jest naszym światłem, ale nie dam rady przejść tego jeszcze raz. Gdy myślę, iż niemowlę może zostać bez opieki, łzy dławią mi gardło. Synowa obiecywała być blisko, ale jej słowa to tylko pusty dźwięk. Nie wiem, jak ją przekonać, jak sprawić, żeby zrozumiała, iż to jej wnuczka, jej krew. jeżeli się nie opamięta, boję się, iż nasza rodzina nie udźwignie tego ciężaru – a ta myśl miażdży mnie całkowicie.