„Wychowywaliśmy waszą pierwszą wnuczkę, teraz wasza kolej z młodszą!” — powiedziałem teściowej.
Moja córka, Kinga, walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi, a teraz, przed drugim porodem, ja, Andrzej Kowalski, stoję przed trudnym wyborem. Razem z żoną od trzech lat opiekujemy się starszą wnuczką, Zosią, bo po pierwszym porodzie Kinga ledwo przeżyła. A teściowa, Ewa Nowak, która obiecywała pomóc, znów się wycofuje, zostawiając nas w rozpaczy. Mieszkamy w małym miasteczku pod Krakowem, a ta sytuacja łamie mi serce.
Gdy Zosia się urodziła, zabraliśmy ją do siebie zaraz po wyjściu ze szpitala. Kinga spędziła pół roku w szpitalu, walcząc o życie, a my nie mogliśmy zostawić noworodka bez opieki. Ewa Nowak przysięgała, iż pomoże, ale przez te trzy lata jej „pomoc” ograniczała się do pustych słów. Zawsze miała wymówki: praca, sprawy, wyjazdy. Gdybym nie nalegał, choćby by Zosi nie zobaczyła! Błagałem ją, żeby przyjechała, i wtedy pojawiała się na krótko, z miną, jakby robiła nam łaskę.
Teraz Kinga spodziewa się drugiego dziecka, a lekarze ostrzegają: problemy zdrowotne mogą się powtórzyć. Po pierwszych porodach leżała pięć miesięcy na patologii, a my cudem uratowaliśmy ją i Zosię. Wtedy osiwiałem, gdy zadzwonili ze szpitala z pytaniem, who odbierze dziecko. Kinga choćby nie mogła karmić piersią, więc mimo wieku i nadciśnienia, zabraliśmy Zosię do siebie. Nie jesteśmy już młodzi, a w domu mamy jeszcze młodszą córkę, która nie skończyła osiemnastu lat. Ale wyboru nie było — nie mogłem porzucić wnuczki.
Zosia mieszka z nami, a do rodziców jeździ tylko na weekendy. Tak jest lepiej: Kinga dochodzi do siebie, a my radzimy sobie ze starszą wnuczką. Ale z noworodkiem już nie dam rady. Nie mam sił na kolejne nieprzespane noce, płacz, kolki. Gdy Kinga poprosiła, żebyśmy wzięli drugie dziecko, poczułem, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Mam nadciśnienie, a Zosia, zwłaszcza gdy ząbkowała, wykańczała mnie swoim płaczem. Wtedy dzwoniłem do Ewy Nowak, błagając, by zabrała wnuczkę choć na dzień. Przyjeżdżała, ale oddawała ją po kilku godzinach, jakby przeszła przez mękę.
Ewa Nowak jest ode mnie młodsza o osiem lat, ale zachowuje się jak celebrytka. Zawsze zadbana, wciąż w podróży — to na wczasy, to na wycieczki. Mężczyzn jej nie trzeba, bo cieszy się wolnością. Po narodzinach Zosi obiecywała pomoc, ale w ciągu trzech lat wzięła wnuczkę do siebie tylko parę razy i to z mojej inicjatywy. Ja padałem ze zmęczenia, ciśnienie szalało, a ona oddawała Zosię z westchnieniem: „Och, jak jestem zmęczona!” Jakbym ja nie nosił wnuczki na rękach każdego dnia!
Teraz, gdy Kinga jest w trzecim trymestrze, lekarze mówią, iż może powtórzyć się scenariusz z pierwszego porodu. Jestem w panice. Nie starczy mi sił na kolejnego niemowlaka, a Zosia wciąż wymaga uwagi. Powiedziałem teściowej wprost: „Myśmy wychowali Zosię, teraz twoja kolej.” Ale Ewa Nowak od razu znalazła sto wymówek: ma koty, drogie meble, rzadko bywa w domu, to praca, to wyjazdy. Po prostu nie chce się bawić w opiekę. choćby nie kryje, iż wnuki są dla niej ciężarem. Jestem zdesperowany: co zrobić z niemowlęciem? Do domu dziecka go oddać?
Serce mi pęka. Kinga walczy o życie, a ja nie wiem, jak uratować naszą rodzinę. Ewa Nowak żyje dla siebie i nie obchodzą jej nasze problemy. Próbowałem przekonać ją, by wzięła wnuczkę choć na pół roku, ale macha ręką, jakby odganiała natrętNie wiem, jak poradzimy sobie sami, ale jedno jest pewne — rodzinę trzyma się razem, choćby gdy świat się wali.