Teściowa kiedyś wyrzuciła nas na ulicę z dziećmi, a teraz sama prosi o powrót z bagażem

polregion.pl 23 godzin temu

Dzisiaj znów pojawiła się w naszym życiu. Mówią, iż na starość każdy zbiera to, co zasiał. Jedni – miłość i ciepło od bliskich, drudzy – tylko przeciąg od zatrzaskujących się drzwi. Moja teściowa, Krystyna Nowak, nigdy nie była czułą kobietą. Trzymała się z godnością, surowo, jakby wszyscy wokół byli jej coś winni. Zwłaszcza jej jedyny syn. I oczywiście ja – „ta laska, która odebrała syna matce”.

Dawno temu, gdy byłam na drugim macierzyńskim, a mąż stracił pracę, nie daliśmy rady z kredytem. Poprosiliśmy teściową o schronienie w jej przestronnym mieszkaniu w Krakowie, które dostała od ojca. Mieszkała tam z młodszym synem, Jakubem, a teraz dołączyliśmy my – z mężem i dwójką maluchów. Mieliśmy nadzieję, iż to chwilowe. gwałtownie okazało się inaczej.

Krystyna nigdy nie omieszkała nam dokuczyć. Dzieci ją denerwowały, śmierdziały. Zabawki na kanapie wywoływały w niej furię. Jedzenie dla niemowlaka nazywała „cuchnącą papką”, która zaśmieca lodówkę. Starałam się milczeć. Znosiłam wszystko, by tylko nie eskalować konfliktu. Aż pewnego dnia powiedziała wprost:

– Macie mnie dość. Spakujcie się. Wynoście się. Nie wytrzymam już w tym cyrku.

Byliśmy upokorzeni. Pieniędzy po sprzedaży starego mieszkania i spłacie długów prawie nie zostało. Ledwo uzbieraliśmy na maleńki domek pod Wieliczką – bez wody, bez kanalizacji. Toaleta była w szopie na końcu podwórka, wodę nosiliśmy ze studni.

Krok po kroku zaczęliśmy budować swój dom. Włożyliśmy pieniądze z becikowego, wzięliśmy kolejny kredyt. Minęło dziesięć lat – wreszcie zamieszkaliśmy we własnym domu. Nie pałac, ale z łazienką, ogrzewaniem, nową kuchnią. I właśnie gdy wydawało się, iż najgorsze za nami, a my zdecydowaliśmy się na trzecie dziecko, los znów zapukał do naszych drzwi. A adekwatnie sama teściowa.

Usłyszałam, jak otworzyła się furtka. Na progu stała Krystyna, w płaszczu, z walizką i spuchniętą od płaczu twarzą. Gdy mąż otworzył drzwi, niemal zwaliła się na niego. Szlochała, jakby wracała nie do domu, ale do ratunku.

Wpuściliśmy ją, posadziliśmy przy stole. Mąż dzwonił do Jakuba – bez odpowiedzi. Teściowa doszła do siebie dopiero wieczorem.

Okazało się, iż po naszym wyjeździe wzięła się za „przebudowę” młodszego syna. Szeptała mu, iż starszy to zdrajca, a ja zniszczyłam ich rodzinę. W końcu Jakub się ożenił i wyprowadził. Ale nie na długo. Zabierał matkę do siebie, razem z młodą żoną. Na początku było spokojnie. Potem urodziło im się dziecko. Krystyna znów puściła starą płytę: brzydkie zapachy, hałas, źle ugotowana zupa. Tylko teraz synowa nie była mną – nie zamierzała cierpieć w milczeniu.

Stopniowo Krystyna została przesunięta z pokoju na kanapę. Potem i stamtąd ją wykurzyli. Z sypialni zrobili pokój dziecięcy. Jej miejsce przy stole zajął ktoś inny, a na pretensje słyszała tylko: „Jak ci się nie podoba, spakuj się i wynoś”.

– Może odwiedzisz Tomka? – rzucił jej kiedyś przy kolacji Jakub. Ten sam, który kiedyś pomógł nam wyrzucić.

I tak ją spakowali. Szybko. Cicho. Walizka do ręki, taksówka na dworzec, bilet w garść. Na pożegnanie Jakub dodał:

– Nie wypiszemy cię z mieszkania. Śpij spokojnie o swoją emeryturę. Tylko żyj, gdzie chcesz, byle nie u nas.

Nie mogliśmy jej nie przyjąć. W naszym domu znalazło się miejsce. Na razie zachowuje się cicho. Żadnych pretensji. Żadnych narzekań. Tylko patrzy na nas, zwłaszcza na dzieci, z jakimś głuchym, spóźnionym żalem.

Może starość naprawdę czyni ludzi łagodniejszymi. A może to tylko strach – by zostać samemu. Cokolwiek by nie było, na razie milczę. Ale jedno wiem na pewno: nikogo nie wyrzucę. choćby jej. choćby tej, która kiedyś przekreśliła nasze istnienie. Zrozumiałem, iż życie bywa okrutne, ale czasem daje szansę na naprawę – choćby jeżeli przychodzi za późno.

Idź do oryginalnego materiału