W Krakowie jesień otuliła miasto szarą mgłą, ale w moim sercu szalała burza żalu i rozczarowania. Jak można zachować spokój, gdy własna teściowa, niczym obca osoba, odwraca się od rodzonych wnuków? Nie potrafię zrozumieć, jak można być tak zimną i obojętną wobec własnej krwi? A Jadwiga Janiszewska powtarza jedynie: „Wasze dzieci — wasz kłopot. Swój obowiązek wypełniłam, wychowując syna”.
Teściowa przeszła na emeryturę wcześniej, niż planowano. Jej młodsza córka, Danuta, urodziła właśnie bliźnięta. Przez pierwsze trzy lata Jadwiga pomagała jej, niańcząc maluchy, ale gdy tylko chłopcy poszli do przedszkola, natychmiast znalazła sobie dodatkową pracę. I to jaką! Została niańką w zamożnej rodzinie, gdzie całe dnie spędzała, bawiąc się z cudzymi dziećmi.
Teraz w domu bywa tylko w weekendy, a te dni poświęca sprzątaniu, spotkaniom z przyjaciółkami i odpoczynkowi. Owszem, zarabia niemałe pieniądze, ale dla własnych wnuków — moich synów, czteroletniego Wojtka i dwuletniego Krzysia — nie ma ani chwili. Ani odrobiny ciepła.
Wielokrotnie błagaliśmy ją z mężem o pomoc. Musiałam wrócić do pracy, by utrzymać rodzinę, ale dzieci często chorowały, opuszczając przedszkole. Moja mama mieszka w innym mieście, setki kilometrów stąd, a jedyna nadzieja była w teściowej. ale ta odmówiła nam bez namysłu.
„Wynajmijcie nianię — rzuciła lodowato. — Nie przerywajcie mi pracy”.
Byłam w szoku. Gdyby moja mama mieszkała bliżej, rzuciłaby wszystko, by pomóc. Obiecała przyjechać na kilka tygodni podczas urlopu, ale co mi po tych tygodniach? To nie rozwiąże problemu. Podczas gdy Jadwiga Janiszewska wozi obce dzieci po zagranicznych kurortach, pływa z nimi jachtami i fotografuje się na plażach, ja siedzę w domu, rozdarta między chorymi synami a strachem przed utratą pracy. Rozumiem, iż trafiła na „żyłę złota”, ale jak można być tak pozbawionym serca? Czy naprawdę pieniądze znaczą dla niej więcej niż własne wnuki?
Za każdym razem, gdy widzę w mediach społecznościowych jej zdjęcia z cudzymi dziećmi — uśmiechniętymi, wystrojonymi, w drogich parkach rozrywki — serce ściska mi się z bólu. Moi chłopcy nigdy nie widzieli babci na swoich przedszkolnych występach, nie słyszeli od niej bajek na dobranoc. Pytają: „Mamo, dlaczego babcia Jadzia do nas nie przychodzi?”. A co ja mam im odpowiedzieć? Że ich babcia woli obce dzieci, bo one przynoszą jej pieniądze?
Próbowałam rozmawiać z mężem, Andrzejem, ale ten tylko rozkłada ręce. „Mama zawsze taka była — mówi. — Nie da się jej zmienić”. Ale jak mam się z tym pogodzić? Czuję się zdradzona, jakby teściowa odwróciła się nie tylko od wnuków, ale i od nas. Jej obojętność to jak nóż, który powoli rani duszę.
Czasem myślę: może wymagam za dużo? ale potem przypominam sobie, jak moja mama, mimo zmęczenia, zawsze znajdowała czas dla mnie i mojego brata. Czyż nie to czyni z kobiety prawdziwą babcię? Miłość, troska, ciepło? A Jadwiga Janiszewska ma tylko kalkulację i egoizm.
Co o tym sądzicie? Czy to normalne, by teściowa stawiała pieniądze ponad rodzinę? Jak byście postąpili na moim miejscu?