Dzisiaj znów myślałam o naszej sytuacji. Ciągle mam przed oczami tamten wieczór, gdy teściowa, Halina Stanisławska, wypowiedziała te słowa: „Matka powinna zostać w domu z dzieckiem aż do szkoły, a ojciec ma obowiązek utrzymać rodzinę.”
Poznaliśmy się z Rafałem, gdy oboje mieliśmy już ponad trzydzieści lat. Pierwsze trzy lata małżeństwa były spokojne, pełne harmonii – zarówno w relacjach, jak i w finansach. Ja, Zofia, pracowałam na stanowisku menedżerskim w dużej korporacji, zarabiając całkiem nieźle. Rafał miał trochę mniejsze dochody, ale nigdy nie robił z tego problemu. Razem planowaliśmy budżet, dzieliliśmy się obowiązkami – wszystko układało się dobrze.
Ale gdy urodziła się nasza córeczka, Lena, wszystko się zmieniło. Poszłam na urlop macierzyński i nagle okazało się, iż zasiłki nie zastąpią mojej pensji. Rafał dwoił się i troił, żeby utrzymać dom, ale pieniędzy ledwo starczało. Dodatkowo pojawiły się wydatki – najpierw rehabilitacja po porodzie, potem częste wizyty u lekarza z Leną, a w końcu i moje sesje u psychologa, bo depresja poporodowa dała mi się we znaki.
Sądziłam, iż wrócę do pracy, gdy Lena skończy dwa lata i pójdzie do żłobka. Kiedy jednak poruszyłam ten temat, Rafał zasugerował, iż może powinnam poczekać dłużej – dla dobra dziecka. Bałam się, iż córka jeszcze nie jest gotowa na rozstanie.
I wtedy wtrąciła się moja matka. Pewnego dnia, podczas rodzinnego obiadu, oświadczyła stanowczo: „Dziecko potrzebuje matki w domu. Żłobki to siedlisko zarazków. Mąż ma zarabiać, a ty masz pilnować córki.”
Jej słowa brzmiały jak wyrok. Owszem, nie chcieliśmy narażać Leny, ale bez mojej pracy ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Znajomi wysyłali dzieci do żłobków i przedszkoli – ich pociechy świetnie się adaptowały, a rodzice mogli wrócić do zawodowej aktywności.
Próbowałam tłumaczyć to matce, ale była nieugięta. Zaczęła krytykować Rafała, iż za mało zarabia, a on w końcu stracił cierpliwość i poprosił, żeby się nie wtrącała. Atmosfera w domu stawała się coraz gorsza. Czułam, iż jestem rozdarta – między oczekiwaniami mamy a realiami naszego życia. Rafał też był wyczerpany, ale widziałam, jak bardzo stara się dla nas.
Pewnego wieczoru, gdy Lena już spała, usiedliśmy przy kuchennym stole i poważnie porozmawialiśmy. Rafał przyznał, iż czuje się przytłoczony odpowiedzialnością, a ja wyznałam, iż mam dość ciągłego napięcia. Płakałam, bo czułam się jak między młotem a kowadłem – między bycią dobrą matką a dobrą żoną.
W końcu postanowiliśmy, iż będziemy słuchać przede wszystkim siebie. Zaczęłam przygotowywać się do powrotu do pracy – odświeżyłam CV, skontaktowałam się z dawnymi współpracownikami, rozglądałam się za pracą zdalną lub w niepełnym wymiarze godzin.
Mama początkowo burczała, ale z czasem dała za wygraną. Widziała, iż Lena rozwija się dobrze, a my – iż jesteśmy bardziej zdeterminowani, by samodzielnie decydować o naszym życiu.
To był trudny czas, ale wyszedł nam na dobre. Teraz wiemy jedno – tylko my możemy wybrać, co jest najlepsze dla naszej rodziny.