„Teściowa narzuca swoje zasady, a mąż milczy. Nie mogę już tego znieść”

newskey24.com 1 tydzień temu

Czasem spoglądam na siebie z boku i zastanawiam się, jak mogłam pozwolić, by moje życie tak się potoczyło. Jak mogłam wyjść za człowieka, który w wieku trzydziestu lat wciąż pozostaje w cieniu swojej matki? Nazywał się Marek, z pozoru dojrzały, odpowiedzialny, a w rzeczywistości — typowy maminsynek. Tak bardzo uzależniony od jej zdania, iż bez błogosławieństwa choćby kroku nie stąpił.

Poznaliśmy się przez… kogo? Przez jego matkę! Wówczas pracowałam jako ekspedientka, a pewna starsza pani coraz częściej zaglądała do naszego sklepu. Chwaliła mnie, mówiła, iż jestem jak córka. W końcu przyprowadziła syna: „Marek, spójrz — to nie dziewczyna, to skarb!”. I on dał się omamić. Zaczął się zalecać, zapraszać na randki. A potem — ślub.

Mieszkanie dostaliśmy od jego matki. Ona sama przeprowadziła się do swojego starszego adoratora, a synowi oznajmiła: „Mieszkajcie tu, oszczędzajcie na własne. Chcę wnuki!”. Słowa niby dobre, ale gwałtownie okazało się, iż nie są bezinteresowne. niedługo wróciła do naszego życia… z mopami, garami i swoimi zasadami.

Każdy poniedziałek to jak sen na jawie. W weekendy szoruję mieszkanie do czysta, pierzę, gotuję. A w poniedziałek wracam — i znów wszystko umyte, wyprasowane, poukładane. Na stole kartka: „Ugotowałam żurek, posprzątałam szafy, umyłam podłogi, zmieniłam pościel. Całuję.” Grzecznie, ale aż dłonie drżą. To mój dom, czy jej?

Powiedziałam Markowi, iż dłużej tak nie dam rady. Machnął ręką: „Ona się stara! Robi to dla nas z dobrego serca!”. Twierdzi, iż powinnam być wdzięczna — mniej obowiązków. A ja czuję, iż odbiera mi prawo bycia panią własnego domu. choćby moją bieliznę pierze! Grzebie w szafach, przekłada moje rzeczy. O prywatności nie ma mowy.

Najgorsze, iż u siebie tego nie robi. Byliśmy u niej w odwiedzinach — czysto, ale normalnie. U nas — wszystko pod linijkę, jak w muzeum. Obcy człowiek w moim domu, a ja nie mam prawa protestować. Bo, jak przypomniała mi mama: „Mieszkanie jest jej. Wytrzymaj, aż swoje kupicie.”

Ale jak wytrzymać, gdy dzień za dniem czujesz, iż ktoś wypycha cię z roli gospodyni? Nie mówię, iż teściowa jest zła. Nie. Ale ma obsesję na punkcie kontroli. Widocznie uważa, iż nie jesteśmy samodzielną rodziną, ale jej dziećmi, którym trzeba dyktować, jak żyć.

A Marek… On po prostu nie widzi problemu. Jemu pasuje. Uważa, iż „mamy dobrze”. Ja zaś czuję się tu jak intruz. choćby nie zauważa, jak bardzo mi to ciąży. Albo nie chce zauważyć.

Gdy teściowa oznajmia: „Chcę wnuki. Jak się pojawią, będę częściej przychodzić, pomagać” — ogarnia mnie strach. Bo wiem: ona nie będzie „pomagać”, ale mieszkać z nami. Wprowadzi swój harmonogram, swoje menu, swoje zasady. Już teraz brakuje mi tchu, a wtedy chyba oszaleję.

Ostatnio postawiłam Markowi ultimatum: albo on porozmawia z matką, albo zrobię to ja. Nie ważne, czyje to mieszkanie. Skoro nam je oddała, powinna nas szanować. Nie jestem rzeczą, którą można przekładać z półki na półkę. Jestem żoną, gospodynią, kobietą — i mam prawo do własnych zasad. choćby jeżeli dom na razie nie jest mój.

Idź do oryginalnego materiału