Zawsze uważałam, iż im więcej korzeni ma rodzina, tym silniejsze jest drzewo. Krewni, choćby nowi, choćby nie zawsze bliscy, to wciąż ludzie, których los połączył w jedną rzekę. Razem z mężem staraliśmy się budować relacje ze wszystkimi: zarówno z rodzicami zięcia, jak i z dalszą rodziną. Zwłaszcza po tym, jak nasza najstarsza córka Ala wyszła za mąż. W końcu dzieci łączą. Cieszyliśmy się, iż trafiła na porządnego chłopaka – Krzysztofa, z pozoru spokojnego krocia, z charakterem, ale nie chamskiego. Mieszkają na razie w wynajętym mieszkaniu w Krakowie, a my pomagamy im odkładać na własne. Nie jest łatwo, ale jakoś się kręci. Nam też nic nie spadło z nieba.
Z matką Krzysztofa, Danutą Edwardówną, na początku układało się całkiem nieźle.ieszka w Poznaniu, dalsko od nas, więc kontakt głównie telefoniczny, rzadkie wizyty. Rozmawiałyśmy z szacunkiem, jak równa z równą, niby wszystko szło swoim torem. Ale przed Świętami coś się złamało. I to nie z naszej strony.
Na przedświąteczną gorączkę zadzwoniłam do Ali – tak po prostu, ot, żeby pogadać:
– Córeńko, hej! A już myśleliście, gdzie spędzicie Sylwestra?
– Ojej, mamo, jeszcze nie zdecydowaliśmy…
– No to przyjeżdżajcie do nas! Dom duży, pokoi pod dostatkiem, nie od dziś wiadomo jest, iż gości kochamy. Tata już lampeczki po domu pozawieszał. Choinka stoi, karafka na winko gotowa. I Danutę Edwardównę zaproście – tata podjedzie, zabierze, potem odwiezie. Niech u nas świętuje, co jej tak samotnie siedzieć?
Ala powiesziedziała, iż przedyskutuje z mężem i oddzwoni. Wieczorem oznajmiła, iż przyjadą, ale jego mama – nie. Podobno albo do znajomych, albo zostanie w domu. Ma niby tradycję – cichutko, bez zgiebku. Zrobiło mi się nieswojo. Czy naprawdę taki problem zrobić raz wyjątek i spędzić czas z dziećmi, w nowej rodzinie? Przecież proponowałam tylko dobre chęci. Postanowiłam zadzwonić do swatki osobiście.
– Danusiu, no co ty? Samotnie w domu to przygnębiające! Przyjeżdżaj do nas, słowo honoru, będziesz gościem, pokój osobny przygotuję, możesz choćby swoich znajomych zaprosić, jak chcesz. A u nas – kiełbaski z ogniska, petardy, śpiewy. Będzie wesoło, po domowiu!
Ale ona jakoś bez entuzjazmu Śmignęła ręką:
– Nie wiem. Ostatnie dziesięć lat zawsze ze znajomymi. Jak zaproszą – pójdę. Nie zaproszą – telewizor, kocyk i spać… Z wiekiem, wiesz, hałas nie cieszy.
Nie naciskałam. Pomyślałam: „Może rzeczywiście nie ma ochoty”. Ale już następnego dnia dzwoni Ala. Głos córki był zagubiony, bliski płac:
– Mamo, teściowa się obraziła… Powiedziała, iż ją zdradziliśmy. Że ja „odciągam syna od matki”, iż powinien świętować z nią. Proponowała, żeby spędzić Sylwestra u niej – w swoim dwupokojowym mieszkanku… Wyobrażasz sobie?
Oniemiałam. Więc my jesteśmy zdrajcami, bo zaprosiliśmy dzieci do przestronnego domu, gdzie wszyscy się zmieszczą? U nas pięć wolnych pokoi, duży salon, kuchnia, podwór, gdzie można rozpalić ognisko, kiełbaski upiec, pobawić się, pohulać. A u niej – ciasna „kawalerka”, gdzie, nie obrażając, ledwie dwóch gości się upchnie. choćby gdybyśmy się tam wszyscy wtłoczyli – i co dalej? Posiedzielibyśmy dwie godziny, obejrzeli „Sylwestrową Moc Przebojów” i do aut? A przecież Sylwester to czas na duszę, na radość, na łączenie się.
A na koniec rzuciła im w twarz:
– Skoro nie mam już rodziny, to pójdę do znajomych.
Do tego dodała, iż nie ma co liczyć na jej pomoc w zbieraniu na mieszkanie. Kasy, rzecz jasna, nie ma.
Spojrzeliśmy z mężem na siebie. Tylko prychnął:
– I bardzo dobrze. Nie prosiliśmy.
Wiecie, w życiu zawsze znajdą się tacy ludzie – urażą się, choćby jeżeli zaprosisz nie w ciemię bity. Bo dla nich dobroć to słabość, a każda decyzja sprzeczna z ich planami – to zdrada. Danuta Edwardówna okazała się właśnie taka. Sama odeszła, sama się obraziła, sama zatrzasnęła drzwi. Powiedzieć, iż nam nie żal – skłamałabym. Szkoda nam, iż człowiek, który mógł stać się bliski, wybrał samotność i pretensje. Ale, jak to mówią, przebolejemy.
A dzieci spędzą Sylwestra z tymi, którzy ich kochają. Nie z tymi, co duszą ich poczuciem winy.