Teściowa od ośmiu lat uprzykrza mi życie porównaniami do swojej córki, a teraz doszła do wnuków!
Ja, Kinga, od ośmiu lat jestem żoną Marcina i cały ten czas spędzam w stanie wojny z teściową, Barbarą. Cokolwiek zrobię, zawsze jest źle, a jej córka, Justyna, to samo dobro. Na początku starałam się znosić to cierpliwie, ale teraz przekroczyła wszelkie granice – zaczęła porównywać nasze dzieci. Mój limit cierpliwości został przekroczony i nie zamierzam milczeć, kiedy chodzi o mojego syna!
Pobraliśmy się z Marcinkiem zaraz po studiach. Mieszkaliśmy w małym miasteczku pod Łodzią, pieniędzy brakowało, ale do teściowej się nie pchałam. Barbara od pierwszego dnia mnie nie znosiła. Marcin mnie pocieszał: „Mama tak ma do wszystkich moich dziewczyn, uważa, iż żadna mnie nie zasługuje”. Mało mnie to koiło. Tłoczyliśmy się w akademiku, potem wynajęliśmy mieszkanie, oszczędzaliśmy każdy grosz. Gdy teściowa dowiedziała się, iż płacimy czynsz, urządziła awanturę: „Po co wyrzucać pieniądze? Mieszkalibyście u mnie, odłożyli na swoje!” Przez cztery lata miała nam to za złe, jakbyśmy popełnili zbrodnię.
W tym czasie Justyna, siostra Marcina, wyszła za mąż. Ona też nie chciała mieszkać z teściową i – o dziwo – Barbara dała im błogosławieństwo na samodzielne życie! „Brawo, po co się tłoczyć z teściową” – mówiła. Marcin osłupiał. „Mamo, dlaczego my z Kingą jesteśmy źli, iż wyprowadziliśmy się, a Justyna z mężem to bohaterowie?” – spytał. Odpowiedź teściowej dobiła mnie: „Tamtej teściowej to bym nikomu nie życzyła”. Ledwo powstrzymałam się, by nie wrzasnąć: „A ty myślisz, iż ty jesteś lepsza?” To był policzek i zrozumiałam, iż dla niej zawsze będę gorsza od jej córki.
Justyna, na marginesie, akurat mi się podobała, dogadywałyśmy się. Ale odziedziczyła po mamie charakter: uwielbia pouczać i wiecznie jest czegoś nieszczęśliwa. Unikałam kłótni z Barbarą, ale ona jakby specjalnie szukała zaczepki. Musiała wyrzucić z siebie złość, inaczej nie mogła spać spokojnie. Gdy zaszłam w ciążę niemal w tym samym czasie co Justyna, teściową wyjawiła się w całej okazałości. „Justyna to rozsądna dziewczyna, rodzi młodo, a ty, Kinga, każesz mojemu synowi harować” – mruczała. Byłam na skraju wytrzymałości: sama ciąża mnie wykańczała, a jej słowa bolały jak bat. Na rodzinnych obiadach nakładała Justynie najlepsze kąski, mówiąc: „Jedz, musisz mieć siły”. Ja dostawałam reprymendy: „Za to ty się roztyłaś, zobaczysz, co powie lekarz”. Choć lekarze zapewniali, iż przytyłam w normie. Zaciskałam zęby, aż w końcu przestałam jeździć do teściowej, tłumacząc się złym samopoczuciem.
Z Justyną urodziłyśmy w odstępie tygodnia – obie synów. Teściowa natychmiast ogłosiła, iż syn Justyny to żywy portret Marcina, a w naszym Krzysiu nie dostrzega podobieństwa. Nie przejęłam się tym, pochłonęło mnie macierzyństwo. Ale gdy Barbara zaczęła porównywać dzieci, krew we mnie zawrzała. To już nie był tylko atak na mnie – teraz dotykało to mojego syna. Nie chcę, żeby Krzyś dorastał, czując się gorszy. Marcin uważał, iż przesadzam, ale widziałam, jak teściowa wynosi wnuka Justyny, a naszego ledwo zauważa.
Gdy Krzysiek skończył cztery lata, sytuacja się pogorszyła. Teściowa nie odpuszczała: „Justyna ma syna, który już samych książek się uczy, a ty, Kinga, dzieckiem się nie zajmujesz”. Gdy posłałam Krzysia do przedszkola, nazwała mnie wyrodną matką: „Pozbywasz się dziecka, żeby mieć święty spokój! A Justyna siedzi w domu i wychowuje”. Te słowa paliły mnie jak rozżarzony węgiel. choćby Marcin zaczął dostrzegać tę niesprawiedliwość. Na razie milczę, ale nie na długo. jeżeli on nie powie matce, co o tym myśli, ja sama przyprawię jej solidną rozmowę.
Jestem gotowa znosić, gdy Barbara porównuje mnie do Justyny. Ale gdy dotyka mojego syna – to przesada. Krzyś to jej własny wnuk, a dla niej zawsze będzie gorszy. Moje próby zachowania spokoju rozpadają się w pył i nie zamierzam dłużej być miła. Teściowa swoimi porównaniami zatruwa nam życie i nie pozwolam, by poniżała moje dziecko. jeżeli trzeba, jestem gotowa na ostry konflikt, choćby jeżeli wysadzi naszą rodzinę w powietrze. Serce mi pęka z żalu, ale dla Krzysia pójdę na wojnę. Zasługuje na miłość, a nie na lekceważenie babci, która widzi tylko córkę i jej dziecko.