Teściowa prawie zaszkodziła mojemu dziecku swoimi “troskliwymi” metodami, a mąż pozostał obojętny…

newsempire24.com 2 dni temu

Teściowa prawie zabiła mojego syna swoimi „troskliwymi” metodami. A mąż tylko wzruszył ramionami…

Nie wiem, jak to wytłumaczyć Wandzie Stanisławowej, mojej teściowej, ale wygląda na to, iż kompletnie nie ogarnia, iż jej ślepa „miłość” i domowa medycyna mogą kosztować nasze dziecko życie. Tak, teoretycznie mamy ten sam cel – wychować zdrowego, szczęśliwego wnuka. Tyle iż jej metody coraz częściej zmieniają moje życie w koszmar, a mojego syna – w królika doświadczalnego.

Wszystko zaczęło się, gdy Tomek poszedł do przedszkola. Właśnie skończył trzy lata i, jak to bywa, zaczął chorować co chwilę. Dwa dni w grupie – i znów gorączka, katar, kaszel, ospa… Wróciłam po macierzyńskim do pracy w biurze ubezpieczeń, a tam nikt nie robił taryfy ulgowej. Zwolnienia? Twój prywatny problem. Musiałam poprosić o pomoc teściową. Mieszka blisko, jest na emeryturze, zgodziła się z radością.

Szybko jednak wyszło na jaw, iż Wanda Stanisławowa nie ma pojęcia o medycynie, choć jest pewna, iż wie wszystko. Zaczęła „leczyć” Tomka po swojemu: syropiki, kropelki, tabletki – wszystko według rad sąsiadki lub programu w telewizji. Zostawiałam instrukcje: co, kiedy i w jakiej dawce. Ale teściowa po prostu ignorowała moje notatki. A ja milczałam. Bo nie mogłam zostawić syna samego, a pomocy prosić nie było u kogo.

Milczałam, aż pewnego dnia Tomka zaczęło dusić. Wróciłam wcześniej z pracy – intuicja, los, sama nie wiem. Jego twarz była już opuchnięta, oczy nabiegłe, usta sine. Od razu zrozumiałam – alergia. Znalazłam w lodówce ampułkę z deksametazonem, którą trzymałam na czarną godzinę, zrobiłam zastrzyk. Po pół godzinie syn zaczął oddychać.

O mało nie zwariowałam. A potem zajrzałam do domowej apteczki teściowej – i wszystko stało się jasne. Dała dziecku jednocześnie syrop na kaszel, krople „na odporność” i jeszcze jakieś kolorowe pastylki, które „poleciła sąsiadka z czwartego piętra”. To właśnie te „kropelki” wywołały potworną reakcję.

Nie mogłam już siedzieć cicho.
— Wando Stanisławowo, proszę, nie podawaj Tomkowi niczego, czego nie zatwierdziłam. Wszystkie potrzebne leki zostawiam, podpisuję, tłumaczę. Przecież mógł umrzeć!
— Krysiu, no co ty… Ja tylko chciałam, żeby szybciej wyzdrowiał. To przecież tylko kaszel i katar. Syropik dałam, kropelki…
— Te kropelki mogły go zabić! Dlaczego nie wezwałabyś pogotowia?!
— No, pogotowie… A nuż na próżno? Poza tym ty wróciłaś w porę, wszystko się skończyło dobrze. Czy od miłości ktoś umarł?..

W tej chwili do mieszkania wszedł mąż.
— O co tu chodzi?
Teściowa z udawanym urażeniem:
— Twoja żona twierdzi, iż źle pilnuję Tomka. Pewnie teraz sama będzie z nim siedzieć.

— Kryśka, no po co tak? — wtrącił się Marek. — Mama nam pomaga: i obiad ugotuje, i za dzieckiem popatrzy. Czemu ją krytykujesz?
— A wiesz, iż przez jej „pomoc” Tomek o mało nie umarł? Że go tak nakarmiła lekami, iż dostał potworną alergię? Gdybym wróciła później, nie dałoby się go uratować.

— No dobra, przecież zakończyło się dobrze! Mama już nie będzie podawać leków, prawda, mamo?
— Oczywiście. Ja przecież tylko chciałam jak najlepiej…

A potem rzucił sucho:
— Dość gadania. Siadajmy do kolacji, jestem głodny.

Chciało mi się krzyczeć. Ale milczałam. Kiedy Wanda Stanisławowa wyszła, próbowałam porozmawiać z Markiem.

— Ty w ogóle rozumiesz, co się stało? Widziałeś, w jakim stanie był twój syn?
— Widziałem. Ale mama obiecała, iż to się nie powtórzy.
— Obiecała… A skąd pewność, iż jutro nie poda czegoś innego?
— Przecież wiesz, iż kocha Tomka. Co mam zrobić? Wynająć nianię?
— Tak!
— Czyli mojej matce nie ufasz, a obcej kobiecie – tak?

— Po tym, co zobaczyłam – tak. Bo obca niania, przynajmniej, nie będzie eksperymentować z lekami. Zaczynam szukać. I gdybyś sam widział, jak się dusił, to byś mnie zrozumiał.

W nocy nie mogłam zasnąć. Wciąż wydawało mi się, iż Tomek znów sinieje, a ja nie nadążam. Utknęłam w windzie, a on tam, sam, a obok tylko „troskliwa” babcia z garścią tabletek.

Rano otworzyłam laptopa i zaczęłam szukać niani. Może to obca osoba, ale przynajmniej będę mogła ją nauczyć trzymać się instrukcji. A przede wszystkim – nie będzie ukrywać przede mną, czym nakarmiła moje dziecko.

Może teściowa chciała dobrze. Ale zbyt często droga na OIOM wyłożona jest właśnie takimi dobrymi chęciami.

Idź do oryginalnego materiału