Teściowa przez lata marzyła o wnuku… A teraz nie chce go znać

newsempire24.com 1 tydzień temu

Przez wiele lat teściowa marzyła o wnuku… A teraz nie chce go znać.

Jesteśmy z Igorem razem już prawie dziesięć lat. Pobraliśmy się z miłości – nikt nas do tego nie zmuszał, ani nie naciskał. Po prostu tak wyszło: poznaliśmy się, zakochaliśmy, zorganizowaliśmy wesele. Wszystko układało się dobrze, gdyby nie jedno “ale” – jego mama, Tamara Grigoriewna. Od pierwszych dni naszego małżeństwa zaczęła się narzucać z jedną i tą samą mantrą: “Potrzebuję wnuków, chcę poniańczyć maluszka!”

Miałam wtedy zaledwie dwadzieścia sześć lat. Dopiero co zaczynałam budować karierę, mieszkaliśmy z Igorem w wynajmowanym mieszkaniu w Piasecznie, oszczędzaliśmy na wkład własny na kredyt hipoteczny, planowaliśmy remont, zmianę pracy. Dziecko nie pasowało do tej układanki. Szczerze tłumaczyłam teściowej: “Nie teraz. Jeszcze nie jesteśmy gotowi”. Ale ona zdawała się tego nie słyszeć.

Obrażała się, robiła sceny, mówiła, iż niszczę jej syna, nie dając mu prawdziwej rodziny. Zgodnie z jej logiką, jeżeli kobieta nie rodzi – jest bezużyteczna. Wtedy długo milczałam, starałam się łagodzić sytuację, ale z miesiąca na miesiąc jej nacisk stawał się coraz bardziej agresywny. “Marnujesz sobie życie wychodząc za niego, skoro nie chcesz dzieci. Lepiej by było, gdyby ożenił się z tą dziewczyną z uczelni”, słyszałam w kółko.

Może byłaby spokojniejsza, gdyby miała jeszcze kogoś poza Igorem. Ale on jest jej jedynym synem, więc całą swoją uwagę, swoją nieopanowaną miłość i nacisk skierowała na nas. Kupiliśmy mieszkanie, zaciągnęliśmy długi, żyliśmy pod ciężarem rat hipotecznych, ale jej to nie interesowało. Chciała wnuka. Teraz. Natychmiast.

Potem wydarzyło się coś jeszcze: pewnego dnia do Igora zadzwoniła jego ciotka i, nie kryjąc zdziwienia, opowiedziała, iż odwiedziła ją Tamara Grigoriewna – nie tylko na herbatę, ale z prośbą o przepisanie na nią swojej nieruchomości. Ciotka, oczywiście, odmówiła. Z Igorem udawaliśmy, iż o niczym nie wiemy. Po prostu przemilczeliśmy ten temat. A dwa miesiące później okazało się, iż jestem w ciąży.

To była niespodziewana, ale szczęśliwa wiadomość. Z mężem przytuliliśmy się i choćby popłakaliśmy z radości. Wyczekiwany maluszek, w końcu. Myślałam – teraz wszystko się zmieni. Teraz Tamara Grigoriewna będzie szczęśliwa. Przez tyle lat tego pragnęła, prosiła, płakała, krzyczała, oskarżała. Teraz jej marzenie się spełniło. Zaprosiliśmy ją w odwiedziny, kiedy wróciliśmy ze szpitala z małym Antkiem na rękach. Przyjechała nie sama, ale z rodziną. Przygotowałam stół, ubrałam dziecko.

A potem usłyszałam od niej: “No, wystraszyłam was – to i urodziliście. A iż inaczej nie mogłam, to wasza wina”. Zrobiło mi się słabo. Przed wszystkimi wygłosiła to jadowite zdanie z uśmiechem. Jakby nas pokonała. Jakby dziecko – to nie miłość, nie dar, ale efekt jej presji.

Od tego dnia coś się złamało. Przestała dzwonić. Nie interesowała się, jak śpi maluszek, czy je, czy jest zdrowy. Czasem z grzeczności pytała syna: “No, jak tam Antek? Nie kaszle?” – i tyle. Ani zabawki, ani pieluszki, ani kartki na pierwsze urodziny. Tylko chłód i obojętność. A przecież przysięgała, iż będzie najlepszą babcią na świecie.

Nie rozumiem, jak można było przez tyle lat prosić, błagać, naciskać, a potem – odwrócić się plecami. Mój mąż mówi, iż to jej sposób manipulacji, iż sami jesteśmy winni, iż na wszystko jej pozwalaliśmy. Ale się nie zgadzam. Matka, babcia – nie powinna być taka. Wnuk – to nie narzędzie do wywierania presji i nie odpowiedź na szantaż. On jest człowiekiem. Małym, dobrym, niewinnym.

Cierpię, patrząc, jak mój syn rośnie bez miłości tej, która tak głośno krzyczała o swoim “prawie do bycia babcią”. Boli mnie, iż wierzyłam – kiedyś będziemy mieć silną, zgraną rodzinę, gdzie moja mama i jego mama będą razem kołysać kołyskę. A w końcu – kołyskę kołyszemy sami.

Teraz już jej nie wołam, nie zapraszam. Zmęczyłam się czekaniem na ciepło, którego tam nie ma. Dałam jej szansę. Ona ją przekreśliła. I chyba czas, żebym zrobiła to samo.

Idź do oryginalnego materiału