W Krakowie jesień otuliła miasto szarą mgłą, ale w moim sercu szalała burza żalu i rozczarowania. Jak można zachować spokój, gdy twoja teściowa, jakby była obca, odwraca się od własnych wnuków? Nie rozumiem, jak można być tak zimną i obojętną wobec własnej krwi? A Katarzyna Leszczyńska powtarza tylko jedno: „Wasze dzieci – wasza sprawa. Ja swój obowiązek wypełniłam, wychowując syna”.
Teściowa przeszła na emeryturę wcześniej. Jej młodsza córka, Kinga, właśnie urodziła bliźniaki. Przez pierwsze trzy lata Katarzyna pomagała jej, zajmując się maluchami, ale gdy tylko chłopcy poszli do przedszkola, natychmiast znalazła sobie dodatkową pracę. I to jaką! Została nianią w bogatej rodzinie, gdzie całymi dniami bawi się z obcymi dziećmi.
Teraz w domu bywa tylko w weekendy, a te dni poświęca sprzątaniu, spotkaniom z przyjaciółkami i odpoczynkowi. Tak, zarabia niemałe pieniądze, ale dla swoich wnuków – moich synów, czteroletniego Kuby i dwuletniego Stasia – nie ma ani chwili. Ani odrobiny ciepła.
Razem z mężem wielokrotnie błagaliśmy ją o pomoc. Musiałam wrócić do pracy, aby utrzymać rodzinę, ale dzieci często chorowały, opuszczając przedszkole. Moja mama mieszka w innej miejscowości, setki kilometrów stąd, więc jedyną nadzieją była teściowa. Jednak odmówiła nam bez zastanowienia.
„Wynajmijcie nianię – rzuciła zimno. – Nie przeszkadzajcie mi w pracy”.
Byłam w szoku. Gdyby moja mama mieszkała bliżej, rzuciłaby wszystko, żeby pomóc. Obiecała przyjechać na dwa tygodnie w czasie urlopu, ale co mi po dwóch tygodniach? To nie rozwiąże problemu. Podczas gdy Katarzyna wozi obce dzieci po zagranicznych kurortach, pływa z nimi jachtami i robi sobie zdjęcia na plażach, ja tkwię w domu, rozdarta między chorymi synami a strachem przed utratą pracy. Rozumiem, iż trafiła na „żyłę złota”, ale jak można być tak pozbawionym serca? Czy naprawdę pieniądze są dla niej ważniejsze niż własne wnuki?
Za każdym razem, gdy widzę w mediach społecznościowych jej zdjęcia z obcymi dziećmi – uśmiechniętymi, wystrojonymi, w drogich parkach rozrywki – serce mi się ściska. Moje chłopaki nigdy nie widzieli babci na swoich przedstawieniach, nie słyszeli od niej bajek na dobranoc. Pytają: „Mamo, dlaczego babcia Kasia do nas nie przychodzi?”. A co mam odpowiedzieć? Że ich babcia woli obce dzieci, bo one przynoszą jej pieniądze?
Próbowałam rozmawiać z mężem, Wojtkiem, ale on tylko rozkłada ręce. „Mama zawsze taka była – mówi. – Nie da się jej zmienić”. Ale jak ja mam się z tym pogodzić? Czuję się zdradzona, jakby teściowa odtrąciła nie tylko wnuki, ale i nas – mnie i jej syna. Jej obojętność to jak nóż, który powoli wbija się w żywe ciało.
Czasem myślę: może wymagam za dużo? Ale potem przypominam sobie, jak moja mama, mimo zmęczenia, zawsze znajdowała czas dla mnie i moich braci. Czy nie to właśnie czyni babcię babcią? Miłość, troska, ciepło? A Katarzyna ma tylko wyrachówkę i egoizm.
Co o tym sądzicie? Czy to normalne, iż teściowa stawia pieniądze ponad własnymi wnukami? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?
Dziś zrozumiałem jedno: nie każda krew znaczy rodzinę. Czasem ci najbliżsi są najdalszymi ludźmi na świecie. Trzeba nauczyć się żyć bez ich miłości, bo inaczej zatrujesz nią swoje życie.