Teściowa znów chce mnie odwiedzić, ale kategorycznie odmówiłam. Tym razem nie zmienię zdania.
Ostatnio mój mąż znów zaczął mnie namawiać, żeby jego matka mogła do nas przyjechać. Twierdzi, iż strasznie za nami tęskni i koniecznie chce nas zobaczyć. Wtedy coś we mnie pękło. Od razu powiedziałam stanowcze „nie”. Jeden jedyny jej przyjazd przez wszystkie sześć lat naszego małżeństwa wystarczył mi aż nadto, by przysięgnąć sobie, iż więcej się to nie powtórzy. Wtedy przyjechała nie sama, ale z siostrą, bez ostrzeżenia, jak grom z jasnego nieba. Wówczas jeszcze się powstrzymałam. Teraz — to niemożliwe.
— jeżeli chcesz zobaczyć się z matką — proszę bardzo, zabieraj córkę i jedźcie do niej. Albo wynajmij jej hotel — nie powiem ani słowa. Ale do mojego domu więcej nie wchodzi.
Okazało się jednak, iż teściowa choćby nie chce słyszeć ani o hotelu, ani tym bardziej o spotkaniu u siebie. Ona, widzisz, koniecznie chce być w naszym mieszkaniu. Zastanawiałam się — po co tak uparcie wdzierać się do czyjegoś domu, gdzie nikt na ciebie nie czeka?
Mój mąż pochodzi z Podkarpacia. Poznaliśmy się jeszcze na studiach, w Warszawie. Przed ślubem wynajmował mieszkanie z kolegami, a potem wprowadził się do mnie. To mieszkanie kupili moi rodzice dziesięć lat temu i jest zapisane na mnie. To moje, ja za nie odpowiadam.
Matka mojego męża to nie żadna biedaczka. Mogłaby spokojnie pomóc synowi kupić mieszkanie, ale woli powtarzać: „A nagle się rozwiecie, a chytra żona wszystko zabierze? Niech lepiej mieszka u niej, tak bezpieczniej”. Za to jego siostrze, Magdzie, matka chętnie pomagała. Ta, na jej radę, choćby fikcyjnie się rozwiodła z mężem, żeby dostać pomoc na kredyt. Teraz Magda mieszka w Gdańsku, jest na macierzyńskim, a jej „były” spłaca kredyt i alimenty. Wszystkim pasuje.
Co więcej, teściowa raz zaproponowała choćby nam rozwód — dla pozorów. Wtedy odpowiedziałam zimno:
— jeżeli się rozwiedziemy, to na dobre. Od razu. Pakujesz rzeczy i żyjesz, jak chcesz, sam.
Od tamtej pory temat został zamknięty. Nigdy nie jeździłam do jej domu — nie miałam ochoty. Ale trzy lata temu w końcu przyjechała. Powiedziała:
— Chcę choć raz zob— zobaczyć wnuczkę, bo na zdjęciach nie widzę, do kogo jest podobna.